9

693 28 2
                                    

Małżonkowie codziennie spotykali się z Bashem, który pokazywał im co chwilę nowe rzeczy. Przez ten tydzień zdążyli pokochać Trynidade, mimo jej wad. Dzisiaj był ich ostatni, a więc można powiedzieć pożegnalny, dzień. Sebastian chodził przez to przygnębiony od rana.

Polubił nastolatków. Byli dla niego bardziej jak rodzina, niż jego własna matka. I ciężko mu było przeboleć, że zaniedługo mają się pożegnać. Gilbert był jednak w całkiem innym humorze, i nikt nie wiedział dlaczego. Chociaż Julie podejrzewała, że chodzi o to, że tym razem ona idzie kupić coś na targu, a jej mąż z Bashem się napić w jednym z barów.

- I jak z Julie? - Zapytał czarnoskóry, stawiając przed przyjacielem szklankę z Babashem. Sam wziął dla siebie rum, i usiadł obok. Nim Gilbert odpowiedział, napił się łyka ze szklanki od razu się krzywiąc.
- Nie wykończy cię to?
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam tematu, tylko taktycznie omijam to czego nie chcę ci powiedzieć.
- Och, bądź mężczyzną Gilbert. Tylko chłopiec nie potrafi zdecydować się co czuje.
- A czy chłopcy stają w oko w oko ze śmiercią? - Zapytał, nim opróżnił na raz szklankę z alkoholem. Dwie sekundy później wymiotował w krzaki, a Sebastian stał obok niego, śmiejąc się w najlepsze.

Oczywiście nie mógł się powstrzymać, i kiedy tylko spotkali się z Julie, od razu powiedział jej co się stało.

- Alkohol ci resztki mózgu wypłukał, idioto? - Zapytała, kiedy tylko przetworzyła co jej głupi mąż zrobił.
- W obronie alkoholu powiem, że dużo złych rzeczy zrobiłem też na trzeźwo.

Julie słysząc to jedynie westchnęła, zawiedziona inteligencją chłopaka. Nie mogła jednak długo się nad nim użalać, kiedy usłyszeli okropny krzyk kobiety.

Bez wahania ruszyli w tamtą stronę, a im oczom okazała się leżąca na ziemi, młoda, ciężarna kobieta. Druga zamknęła jej drzwi przed nosem, oznajmiając, że nie chce jej więcej widzieć.

Bash od razu podbiegł pomóc ciężarnej, która przeraźliwie płakała.
- Co się dzieje? - Zapytał. Julie spojrzała na Gilberta, przerażona.
- Ona rodzi. - Wyjaśniła, a Sebastian zaczął walić w drzwi.
- Wezwano lekarza?

Zapytał w tym czasie Blythe, ale kobieta wstała i zaczęła uciekać, a raczej marnie się starała. Julie hez wahania pobiegła za nią. Chłopcy za chwilę ją dogonili, ale ona była już w czymś pokroju szałasu, koło rodzącej.

- Shhh, będzie dobrze. Wiem, że jesteś przerażona. Musisz się troszkę uspokoić. Jak ci na imię?
- Rute - odpowiedziała, a Gilbert wszedł do środka.
- Jestem Julie, a to Gilbert.

Kobieta zaczęła krzyczeć. Julie starała się ją uspokoić, ale kiedy to nic nie dawało, Gilbert wszedł do akcji.

- Odeszły wody?
- Tak...

Chłopak zniknął na parę sekund, wracając z jakimiś kocami. Bash widząc sytuację podbiegł do niego, starając się przemówić mu do rozsądku.

- Trzeba wezwać pomoc!
- Nie ma czasu!
- Co wiesz o odbieraniu porodów?!
- Idź po Babash!

Mężczyzna przez chwilę się zawahał, ale wykonał polecenie. Gilbert wrócił do szałasu, a kobieta była już bardziej spokojna, dzięki pomocy Julie. Kiedy jednak chłopak położył rzeczy i ściągnął z siebie marynarkę, przestraszyła się.

- Co robisz?!
- Rute, zaczęło się.
- Nie dotykaj mnie!
- Pomożemy ci - Odezwała się Julie. Bash stanął za nią z alkoholem, przerażony.
- Niech biały człowiek się nie zbliża!
- Na początku też nie wiedziałem, co o nich sądzić. Dużo się kłócą, i mało wiedzą o świecie. Ale są dla mnie jak rodzina. I wiem, że nie zrobią ci krzywdy. Zaufaj nam.
- Jesteśmy przy tobie. - Dodała Julie, łapiąc ją za rękę. Kobieta od nowa zaczęła krzyczeć, i zwijać się z bólu.
- Spójrz na mnie, Rute. Jesteś silna. Dziecko zaraz będzie z tobą, tylko musisz być odważna.
- Co teraz? - Zapytał Bash Gilberta, który jedyny wiedział, co robić.
- Muszę sprawdzić co z rozwarciem. Pomóżcie jej się położyć.

Jego przyjaciel i żona od razu wzięli się do roboty, a po chwili Gilbert klęczał przed kobietą.

- Mogę? - Zapytał, a kiedy się zgodziła, zaczął robić swoją robotę. Po chwili jednak z przerażeniem stwierdził, że coś jest nie tak.
- Co się dzieje?! - Zapytała kobieta, też to czując.
- Poród pośladkowy. Muszę obrócić dziecko!

Teraz i Blythe spanikował. Julie jednak dała radę zachować zimną krew, do tego stopnia, że starała się też uspokoić chłopaka. Złapała go za ramię, i złapała z nim kontakt wzrokowy.

- Będzie dobrze. Wiesz co robić, a to najważniejsze. Dasz radę. Wierzę w ciebie.

Chłopak skinął głową, i z powrotem zaczął robić swoje. Kobieta krzyczała w niebogłosy z bólu, i nawet Julie była już bezsilna.

- Coś ci zdradzę. - Odezwał się Gilbert. - Ja też byłem źle ułożony i żyje.

W spojrzeniu Julie błysnął niepokój, kiedy nagle sobie coś uświadomiła. Owszem, Gilbert żyje, ale jego mama już nie.

O cholera.

- Siedział w brzuchu swojej mamy, tak jak teraz to dziecko w twoim. A wyrósł na silnego młodzieńca. - Kontynuował Sebastian, ignorując krzyki ciężarnej. Chwilę później cała trójka odetchnęła z ulgą, kiedy Gilbert trzymał na swoich rękach płaczącego niemowlaka.

Julie westchnęła wzruszona, i ze łzami w oczach pomogła chłopakowi owinąć dziecko w materiał. Następnie przytuliła je do swojej piersi, nim podała je jego matce która zrobiła to samo. Blythe uśmiechał się, patrząc na ten widok. Nagle zapomniał o tym, że "nienawidzi" Julie, i przyciągnął ją siebie, pozwalając by się w niego wtuliła.

- Chciałbym mieć takiego szkraba. Grałbym z nim w piłkę, i ganił za pyskowanie. - Wyznał Sebastian, kiedy odprowadzał małżeństwo do hotelu, już samym wieczorem.
- Spełniłbyś się.
- Nic z tego... nie mam ziemi.
- A ja nie chcę pracować na farmie. - Zauważył Blythe, zastanawiając się, w jaki sposób dać propozycję przyjacielowi.
- Pewnie masz inne plany, doktorku?

Chłopak się zawahał. Spojrzał na Julie, która jeszcze nic nie wiedziała, jednak delikatnie uśmiechała się pod nosem. Zaprzyjaźniła się ona z Bashem, tak samo jak on. I zauważył dziwne zjawisko. Przy mężczyznie trochę mniej się kłócili. A ta myśl sprawiła, że w jednej sekundzie podjął decyzję.

- Nie chciałbyś może zamieszkać z nami w Avonlea?

I hate you, loveWhere stories live. Discover now