10

754 28 0
                                    

- Cieszę się podróż do Kanady - wyznał Sebastian, stojąc obok Gilberta. Julie spojrzała na niego z uśmiechem. Na wieść o tym, że mężczyzna ma z nimi zamieszkać zareagowała zaskakująco dobrze, nie licząc tego, że później zrobiła kłótnie mężowi, że się z nią nie skonsultował. Ale to był szczegół.

- Nie boisz się wychodzić na pokład? Jak palacz cię przygdybie, będą kłopoty.
- Nie boję się kłopotów. Chcę choć raz zobaczyć dokąd płynę. Poczuć wiatr na twarzy... przede mną Avonlea. Za mną dziesięć lat przerzucania węgla. Zapracowałem na to. Co mogą mi zrobić? Wyrzucić za burtę? Najwyżej posprzątam latrynę.
- Gdybym miał wybór, to wolałbym zanurkować.
- Wybór... to piękne słowo. Od teraz wszystko się zmieni.

Julie zgodziła się. Nie spodziewała się jednak, że aż tak. Kiedy tylko wrócili do domu, pierwsze co posprzątała go od stóp do głów. Następnie przebrała się w cieplejsze ubrania (w tym roku była wyjątkowo mroźna zima) i ruszyła do rodziny, podczas gdy Gilbert skierował się do miasta, do sklepu zrobić zakupy. Bash został w domu. Biedny, był zmarznięty bardziej niż każdy inny w tej wiosce. Przyzwyczaił się do wysokich temperatur.

Julie jednak jakoś o tym nie myślała, kiedy zobaczyła na horyzoncie swoje rodzeństwo. Stali pod domem, i rozmawiali z ojcem. Widocznie ten miał się gdzieś wybrać.

- Gabrielle! Louis! - Blondynka zawołała, biegnąc w ich kierunku. Po chwili wpadła w ich ramiona, śmiejąc się serdecznie.
- Tęskniłam za wami!
- My za tobą też - odezwał się ojciec, który do tej pory jedynie obserwował. Julie natychmiast puściła rodzeństwo, a jej uśmiech zniknął.
- Ojcze... gdzie mama?

Nie musiała czekać na odpowiedź, bo drzwi się otworzyły a zza nich wyszła kobieta, z życzliwym uśmiechem. Julie ucałowała jej policzki, a ta od razu zaczęła zadawać pytania.
- Jak było? Gdzie Gilbert? Żyje? Powiedz, że nie wrzuciłaś go do morza...
- Żyje, jest w domu z naszym nowym przyjacielem.
- Przyjacielem? - Zapytała Gabrielle, prowadząc siostrę do środka.
- Tak. Nazywa się Sebastian. Jest przemiły.
- Musimy go poznać.
- Jasne, w wigilię?
- Będziemy.
- Świetnie!
- A co z Gilbertem? - Wypalił Louis, siadając przy stole. - Jak wasz miesiąc miodowy? Słyszałem, że podczas niego jest jak w niebie...
- Louis!
- Od mojego nieba, to ty się lepiej odnieb - odpowiedziała mu Julie, oburzona.
- Och, proszę cię. Jest zazdrosny, bo nie może znaleźć dziewczyny. Żadna nie poleci na brak mózgu.
- Ja nie miałam możliwości polecieć na cokolwiek.
- Było tak źle?
- Oprócz tego, że chcieliśmy się cały czas zamordować? To było nawet całkiem nieźle.
- Nie jesteś w ciąży? - Zapytała jej mama, a ojciec zaczął kaszleć.
- Nie! No co ty!
- Czyli tego nie robiliście?
- Louis! Co ty tu jeszcze w ogóle robisz? Idź sobie!
- Chcę wiedzieć! Masz sekrety przed swoim bratem? No wiesz co?
- Jesteś facetem! Nie możesz wiedzieć o wszystkim!

Chłopak prychnął, i wyszedł z kuchni. Usiadł jednak na schodach przed nią, podsłuchując. Chwilę później wylądował w tym samym miejscu jego ojciec "bo kobiety muszą porozmawiać". A to skończyło się na tym, że Julie wyszła z rodzinnego domu dopiero półtora godziny później.

Tymczasem Gilbert był w sklepie. Wracając z niego z pełnym workiem zakupów, spotkał po drodze starych znajomych ze szkoły, do której mieli zacząć chodzić za dwa dni. Billy i Charlie palili się do rozmowy.

- Co u ciebie? Nie widziałem cię od pikniku. Co cię napadło, że oświadczyłeś się Julie?
- Nie pytaj - mruknął, nie chcąc wdawać się w dyskusję.
- Kiedy ślub?
- Już był. Miesiąc temu.
- Och. A jak noc poślubna? W końcu to dlatego za nią wyszłeś, no nie? Od zawsze czułem między wami to dziwne napięcie.
- Billy, wyjaśnimy sobie coś. Nie jestem twoim kumplem.
- Nie żartuj Blythe...
- I zostaw mnie i moją żonę w spokoju.
- Jaki masz problem?

Skala irytacji Blythe'a właśnie wybiła o tysiąc stopni. Zirytowany rzucił worek na ramiona chłopaka, i bez zastanowienia przywalił mu w twarz. Billy po dwóch sekundach oddał, co wywołało bójkę. Skończyli dopiero wtedy, gdy Gilbert przyłożył mu tak, że ten już nie miał siły się odwdzięczyć. Jakby nigdy nic zabrał worek, i odszedł zostawiając za sobą ślady na śniegu.

Tak się niefortunnie złożyło, że przed domem jego drogi skrzyżowały się idealnie z Julie. Dziewczyna widząc go stanęła jak wryta.

- Boże, Gilbert! Co się stało?

Dziewczyna nie czekała na odpowiedź, tylko pociągnęła go za rękę do domu, gdzie po ściągnięciu płaszcza posadziła go na krześle w kuchni. Bash widząc zamieszanie wszedł do środka, a widząc swojego przyjaciela otworzył szerzej oczy.

- Co ci się stało, Blythe?

Julie zniknęła na chwilę, wracając z apteczką.

- Jak to pobiłeś się z Billym? - Zapytała, słysząc tylko tą część historii. - Coś ty mu znowu powiedział, że go tak zdenerwowałeś?
- Znasz mnie dziewięć lat, wiesz, że potrafię zdenerwować każdego.

Odpowiedział, nie przyznając się, kto tak naprawdę zaczął bójkę. Dziewczyna westchnęła, i zaczęła odkażać jego rany. Starała się ignorować fakt, że jej mąż co chwila zerkał na jej usta. Myślał w tym momencie o tym, że nie zasłużył na tą dziewczynę. Od zawsze traktował ją źle, a ona mimo to nie zwiała sprzed ołtarza. Stała tu teraz przed nim, pomagając mu, mimo, że nie musiała. I nie mógł kontrolować tego, że chciał ją za to pocałować. Bash mówił, że da się nienawidzić i kochać tą samą osobę. I Gilbert nienawidził siebie za to, że zaczął ją kochać. Chociaż narazie na głos by tego nie przyznał.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++
Kochani przepraszam, że dzisiaj tak późno ❤️ i przy okazji ostrzegam, że jutro może nie być rozdziału, ale za to w środę nadrobię.

I hate you, loveWhere stories live. Discover now