22

271 19 1
                                    

Powrót do domu był dla Harry'ego trudny. Myślał, że może prześpi się chwilę w pociągu albo po prostu poczyta coś, co zabiłoby czas. Co prawda w czasie jazdy wymienił kilka wiadomości z Louisem, ale były one raczej zdawkowe. Wampir najwyraźniej wolał poczekać i usłyszeć wszystko sam, zamiast czytać kolejne SMSy. Zamiast odpoczynku i próbie niemyślenia o czymkolwiek, kotłowało się w nim tak wiele myśli, które nie chciały odpuścić. Cały czas bowiem odtwarzał w głowie swoją rozmowę z Malikiem. Z jednej strony za nic nie chciał słuchać wampira i nie dawać mu satysfakcji. W końcu był to jedynie zadufany w sobie dupek. Ale ten jeden raz chciał dobrze, oczywiście troszcząc się wyłącznie o tych, których uważał za swoich bliskich. Ale z drugiej Styles czuł, se w gorzkich słowach nieśmiertelnego było ziarno prawdy.

Oczywiście on sam miewał takie chwile, gdy zastanawiał się, dlaczego Louis nie nalegał mocniej, tylko godził się na wszystko. Dlaczego nie robił wszystkiego, aby tylko Harry został z nim na zawsze i to jak najszybciej. I to nie było tak, że brunet był zły i oczekiwał, że jego partner będzie na niego naciskał ze wszystkich sił. Po prostu było to dla niego dziwne, zważywszy na to, jaką historię mieli za sobą. Nie mógł jednak winić ukochanego, który brał przede wszystkim jego zdanie jako najważniejszy czynnik. Tomlinson bowiem zawsze powtarzał mu, że jest gotowy zaakceptować każdą decyzję bruneta, niezależnie od tego jak będzie ona bolesna dla niego samego. Szatyn był gotowy złamać własne serce, aby tylko te młodsze wypełniło się szczęściem.

A to uderzało w Harry'ego tak, jakby ktoś strzelił mu z procy w łeb. Louis był gotowy odebrać swoją własną radość, wydrzeć z siebie serce i wciąż uśmiechałby się, widząc, że jest szczęśliwy. Czy czekanie jednak było warte tego wszystkiego? Tego doktoratu i pożegnań? Cóż miało to zmienić, skoro najpewniej za kilka lat otrzyma tytuł kolejnej uczelni, a za wiek czy dwa ledwo będzie pamiętał swoje czasy w Cambridge. Oczywiście smutno było mu na myśl o rodzicach czy o Niallu. Ale kiedyś i tak nadszedłby ten czas. Być może poznałby kogoś innego i wyjechał w świat. Może do Stanów, a może do innej części Europy. Spotkania zamieniłyby się w telefony, a te w końcu w wiadomości. A później wszystko by ucichło.

Nie zauważył nawet, kiedy pociąg zatrzymał się na odpowiedniej stacji. Wysiadł bezwiednie, ciesząc się, że nie miał ze sobą aż tak wiele rzeczy. Zaraz zaczął rozglądać się po peronie. Znał Louisa na tyle, że wiedział, iż ten gdzieś z tutaj na niego czekał. Zresztą i tak mu to napisał.

I wcale się nie mylił, gdy po chwili zauważył go, gdy szybkim krokiem zbliżali się do siebie. Coś w Harrym jednocześnie roztapiało się i tężało. Wiedział jednak, że to drugie odczucie było związane z jego pobytem w Londynie. Gdyby nie to, zapewne teraz nie marzyłby o niczym innym, jak tylko o znalezieniu się w mieszkaniu, gdzie mogliby cieszyć się swoim towarzystwem. Być może próbowałby nawet namówić wampira na wieczór, w którym ten czytałby dla niego książkę, a on zajadałby się jakimś niezdrowym, ale jakże pysznym, zamówionym jedzeniem.

— Te kilka dni były dla mnie jak wieczność — powiedział Louis, gdy zabierał od niego bagaż. Nie w każdym miejscu pozwalali sobie na czułości. Wiedzieli, że mogli trafić na różne osobistości i woleli nie wdawać się w żadne awantury czy bójki. I chociaż szatyn mógł spokojnie wygrać nawet z największym człowiekiem, to nie chcieli robić wokół siebie szumu.

Harry nie wiedział, co powinien powiedzieć. Wieczność już od kilku godzin waliła w jego głowie tak, jakby była niespecjalnie działającym młotem pneumatycznym, a on kawałkiem betonu.

— Wyglądasz niemrawo, przeziębiłeś się? — zapytał z troską wampir, gdy wychodzili z dworca. — Może zajdziemy do farmaceuty po jakieś lekarstwa?

— Nie, czuję się dobrze — odpowiedział Harry, nie chcąc, aby Louis się martwił. — Jestem trochę zmęczony. I po prostu chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. Ale to w domu.

✓ | Reminiscence of EternityWhere stories live. Discover now