05

274 22 1
                                    

Wpatrywał się w swoje odbicie, sprawdzając, czy ten nienormalnie drogi krem wchłonął się odpowiednio na twarzy. Nawet nie wiedział, skąd miał to mazidło, ale uznał, że był to kolejny prezent, którego szkoda było mu wyrzucać, bo tak zwykle właśnie było. A ponieważ już otworzył, najpewniej przypadkiem, gdy sięgał po coś innego, to nie mógł nawet oddać tego komuś innemu. Ale skoro się nie starzał, a jego skóra zawsze wyglądała tak samo, ponieważ nie imały się jej żadne alergie, to krem był wyłącznie fanaberią, acz całkiem przyjemną. Palcami naciągał lekko skórę, jakby próbował znaleźć nieistniejące zmarszczki, choć wciąż żadnej nie znalazł, nawet jeżeli powtarzał ten sam rytuał od wielu lat.

Włosy na szczęście zdążyły mu lekko podeschnąć. Ponieważ nie znosił uczucia wilgoci na materiałach, to on czekał, aż będą całkowicie suche i dopiero wtedy planował nałożyć na siebie jakieś normalne ubrania, które bardziej przylegały do jego ciała. Oczywiście mógł posłużyć się technologią, ale suszarka za mocno działała na jego wrażliwe uszy, by jej używać, tym bardziej, że tej nocy nie planował już nigdzie wychodzić, aby wystawić się na działanie urządzenia.

Dlatego właśnie wciąż siedział w luźno zawiązanym szlafroku, którego materiał zsuwał się z lewego ramienia, choć on się tym niespecjalnie przejmował.

Wyglądało to jak kolejny, spokojny wieczór, który miał skończyć się czytaniem jakiejś książki na czytniku, delektowanie się dobrym trunkiem i przekąskami lub zwykłe nudzenie się. Ale tak wcale nie było, bo gdy spojrzało się na jego twarz, można było z łatwością dostrzec zaniepokojenie. W domu nie musiał udawać, nie musiał posyłać sztucznych uśmiechów. Mógł oddać się myślom w pełni.

Otwarcie wystawy zostało zakończone, więc i oni mogli wrócić do swojego gniazdka. Godzinę wcześniej weszli do całkiem sporego apartamentowca, powitani przez dwa adoptowane z ulicy koty. Był to pomysł Zayna, choć Liam wiedział, że kiedy za kilka lat zwierzęta odejdą, ten będzie cierpiał. Nie potrafił jednak powstrzymać partnera, a nawet nie chciał, kiedy sam oddał swoje serce dla dwóch porzuconych zwierzaków. Teraz miały prawie po pięć lat, a przynajmniej tak zgadywali, bo kiedy zabrali je z kartonu te były wciąż kociakami. Puchate kulki zdawały się być od jakiegoś czasu największą radością ich życia, pomijając oczywiście obecność ukochanej osoby. Ale naprawdę było to miłe, gdy te łasiły się do nich i biegały dookoła.

Również dzień stawał się jakiś przyjemniejszy, kiedy wracało się i z miejsca atakowały ich koty, szukając od razu atencji od swoich właścicieli. A oni z chęcią im ją dawali, póki te nie uciekały w swoja stronę, zajmując się sobą. Nie powstrzymywali ich, dając tyle pola do popisu, ile tylko chciały. Nie mieli w domu za wiele szkła lub innych łatwo niszczących się elementów (a jak już to schowane w szafkach, do których te nie miały dostępu) czy roślin (ponieważ żaden z nich nie miał do tego ani ręki, ani cierpliwości, więc się nimi nie przejmowali).

Odwrócił głowę, gdy przestał słyszeć lecącą spod prysznica wodę. Wystarczyło kilka chwil, aby w sypialni pojawił się Liam z owiniętym wokół bioder ręcznikiem oraz z drugim, którym docierał właśnie resztki wilgoci z włosów. Zayn dostrzegał krople wody, które spływały po nagim torsie, ale nie to było w tym momencie przedmiotem jego największej uwagi, choć normalnie właśnie tak by było.

— Wciąż o tym myślisz? — zapytał ten, odrzucając na bok ręcznik, którego używał do osuszania włosów, co spotkało się z dezaprobatą wymalowaną na twarzy Malika. Liam jednak zignorował grymas, podchodząc bliżej niego.

Niepokój partnera był wszak dla niego ważniejszy niż kawałek materiału, który miał później odnieść na miejsce.

— Jakbym miał tego nie robić? Widziałeś, co się dzisiaj wydarzyło? Nie mogę przestać o tym myśleć — odpowiedział Zayn, unosząc się ze swojego miejsca, jakby na nowo próbował rozchodzić wszelkie emocje, które w nim buzowały. — Byłem już skłonny chyba ci uwierzyć. Że to zwykły człowiek, który po pięciuset latach przypadkiem wygląda tak samo. Myślałem, że może faktycznie przesadzam. Ale te omdlenie? Przecież nie było ciepło w środku, nigdy nie jest. Dbam również o wentylację, nie lubię siedzieć w duchocie i niewywietrzonych pomieszczeniach. Jestem wychowanym wampirem, do cholery! Nie mieszkamy w pieczarze, jak w tych filmach.

✓ | Reminiscence of EternityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz