19

302 21 4
                                    

Powrót do rodzinnego domu zawsze był dla niego przyjemną odskocznią od codziennego życia. W czasie studiów była to dla niego okazja na to, by zregenerował siły na kolejne tygodnie nauki oraz na zobaczenie swojej rodziny twarzą w twarz, a nie tylko za pomocą wideoczatów.

Czuł jednak nieco nerwów związanych z tym, że przyprowadzał kogoś do domu, nawet jeśli był to Louis, którego kochał przecież ponad wszystko. Nigdy wcześniej jednak tego nie robił, a już na pewno nie na tak ważne wydarzenie, jakim były święta. W końcu to nie był zwykły obiad w weekend, jakich było wiele w ciągu roku. Oczami wyobraźni widział te wszystkie pytania, nawet o najdrobniejsze szczegóły jak to, gdzie Tomlinson widział siebie za trzydzieści lat. Bo jak mieli odpowiedzieć na takie pytanie?

Szybko jednak takie myśli zostawały przerwane, tak jakby wampir wyczuwał zmianę jego nastroju. A jeśli Tomlinson akurat skupiał się na drodze, marudząc pod nosem na innych kierowców, to ciało Harry'ego szybko dawało o sobie znać. Tej nocy ich ciała spotkały się ze sobą jeszcze raz, choć wtedy nie myślał o takich konsekwencjach, z którymi musiał mierzyć się teraz. Jego skóra delikatnie piekła w niektórych miejscach, gdzie kły wbijały się w ciało. Nie zamierzał jednak w jakikolwiek sposób narzekać, gdy rano obudził się przez słodkie pocałunki na swojej twarzy i widział szczęście w błękitnych oczach.

Prócz tego, droga minęła im nieźle. Natknęli się co prawda na korki, jednak czekali w nich spokojnie. Nigdzie się nie spieszyli, specjalnie wyjeżdżając nieco wcześniej. W tle grała muzyka, gdy Louis wystukiwał dokładny rytm melodii na jego udzie. Styles sam wsłuchiwał się w puszczoną cicho muzykę klasyczną, gdy przegryzał leniwie paczkowanego rogalika, którego kupił mu wczoraj wampir. Było w tym wszystkim coś urzekającego, gdy jechali tak razem i towarzyszyły im piękne skrzypce czy dźwięki fortepianu. A może to po prostu przy szatynie wszystko wydawało się być inne? Tego nie wiedział.

Był to pierwszy raz, gdy jechali gdzieś razem samochodem, choć to wcale nie było tak, że wcześniej mieli ku temu wiele okazji. Musiał jednak przyznać, że jazda z nieśmiertelnym była przyjemna. Obawiał się nieco tego, że może szatyn będzie chciał poczuć nieco adrenaliny, gdy sam był szybszy od jakiegokolwiek pojazdu i licznik pokaże więcej kilometrów niż powinien. Na szczęście jednak ten jechał spokojnie, nie próbując popisywać się przed kimkolwiek i dopasowując się do aktualnych warunków, jakie panowały na trasie. Harry zwykle w tym czasie popijał swoją herbatę z termosu, przeglądając coś na telefonie. Wiele też rozmawiali, choć nie były to wymagające konwersacje.

Widział jednak, że zwykle bardzo pewny siebie Louis, tego dnia wyglądał na nieco... Zdekoncentrowanego. Nie mógł powiedzieć, że było to zaniepokojenie, ale jeżeli miał zgadywać, powiedziałby, że nieśmiertelny był czymś zdenerwowany. Były to jedynie krótkie chwile, które ledwie wyłapywał kątem oka, gdy szatyn chyba myślał, że wcale na niego nie patrzył. Było to dla niego nieco zabawne, że osoba, która przeżyła tak wiele wieków i brała udział w wielu wydarzeniach, zdawała się obawiać zwykłego spotkania z rodzicami swojej drugiej połówki. Tym bardziej, że tego dnia nie mieli być tylko w czwórkę. W Holmes Chapel miała pojawić się również jego siostra oraz kilku innych krewnych.

Nim wysiedli pod jego rodzinnym domem, upewnił się, że żadne ranki nie wystawały spod materiału golfu, który miał na sobie. Louis pił jeszcze z niego z samego rana. Głównie był to pomysł bruneta, który powiedział mu, że rodzice na pewno będą chcieli dawać im ciasta, obiady i wszelkie przekąski. Krew miała zaś pomóc starszemu z nich w tym, aby ludzki pokarm nieco lepiej trawił się w jego organizmie.

— Cóż, nigdy nie myślałem, że dojdzie do takiego spotkania — powiedział szatyn, gdy jeszcze przez krótką chwilę siedział w samochodzie. — Kiedyś mogłem być dla twoich rodziców jedynie artystą, któremu mogli zapłacić. Rzemieślnikiem, który pojawi się raz i później zniknie. Mogłem się z tobą zaprzyjaźnić, ale wciąż nie uważali mnie za coś więcej. Jest w tym coś... Niepokojącego.

✓ | Reminiscence of EternityDonde viven las historias. Descúbrelo ahora