11

262 24 10
                                    

Powróciwszy do mieszkania po wszystkich zajęciach i spotkaniach, które znalazły się tego dnia w jego kalendarzu, Louis nie ukrywał tego, że poczuł ulgę. Ostatnie dni były dla niego ciężkie i nie potrafił się na niczym skupić. Naprawdę na niczym. Pozbieranie swoich myśli wydawało się być dla niego najtrudniejszym z zadań, jakie tylko mógł napotkać. Już od dawna nie czuł się w taki sposób. Nie czuł się taki bez silny wobec tego, co znów szykowało dla niego życie.

Doszło nawet do tego, że w czasie prowadzonych przez siebie zajęć popełniał błędy w obliczeniach, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzało. Gdy spojrzał na białą tablicę i zrozumiał, że przykład, mający pokazać w najlepszy sposób użycie dowodu, został źle obliczony, zdał sobie sprawę z tego, jak zła i napięta była sytuacja. Oczywiście przeprosił studentów i później wykonał obliczenia poprawnie, jednak do tej pory nigdy mu się to nie zdarzyło. Niektórzy nawet podziwiali go za to, że był w stanie zapamiętać tak wiele dowodów i pisać je niemal jak automat. Teraz przynajmniej mogli powiedzieć, że wcale nie był taki idealny.

Ale wcale nie był zdziwiony tym, jak źle się czuł, jeżeli miał mówić szczerze. Jak miał skupić się na czymkolwiek, gdy w jego myślach wciąż pojawiała się biblioteka i Harry? Gdy przechodził tamtędy, a robił to specjalnie, nie wiedząc, na co tak naprawdę liczył, to jego wzrok skanował otoczenie niemal jak detektor. Jednak nigdzie nie dojrzał ciemnych włosów i nie wyczuwał znajomego zapachu. Nie rozumiał tego, nie był w stanie pojąć, co się tego dnia wydarzyło.

Dlaczego jego miłość uciekła od niego, gdy on nie pragnął niczego więcej niż tylko zamknąć go w swych ramionach, błagając wszelkie siły, by ten okazało się prawdziwy? Nie wymagał od niego miłości, nie wymagał bliskości, wyzbył się tych pragnień tak dawno, że jego ciało przestało się już o nie upominać. Nie potrzebował niczego więcej, jak jedynie tego, by upewnić się, że ten był cały i zdrowy. Że jego dusza nadal była tak piękna jak pamiętał, nawet jeśli o to się nie martwił, ponieważ czuł, że to wciąż było to samo serce, które pokochał tak wiele lat temu.

Tak bardzo pragnął z nim porozmawiać, chociaż ten jeden raz. Dowiedzieć się, co działo się przez te lata, gdy on nie mógł być przy nim. Kiedy nie mogli wspólnie celebrować wieczności. Czuł, jak skręcało go w żołądku na myśl, że miał związane ręce. Że Harry mógł go nie pamiętać lub mieć błędne wspomnienia.

Zrzucił z siebie wierzchnie ubrania, wzdychając. Wszedł głębiej do mieszkania, które nadal nie zmieniło się ani trochę, a ze ścian wciąż bił ten sam chłód. Odłożył torbę z laptopem i stertą papierów na jeden z foteli. Jego dłonie zacisnęły się lekko na oparciu, a głowa spuściła. Nie dawał sobie rady z bijącymi myślami. Wiedział, że to nie był sen. Żaden letarg czy koszmar. To była jawa, a Harry naprawdę przy nim był. I choć wyciągał rękę, gdy był tak blisko niego, to ciało zniknęło. Tak samo jak w jego snach.

Nie mógł jednak pozwolić na to, aby znów przygniótł go ciężar wspomnień. Oderwał się od siedziska, wsuwając na krótki moment dłoń we włosy, nim nie zabrał się za rozsznurowywanie eleganckiego obuwia. Kiedy pozbył się ich ze swoich stóp, rzucił buty w kąt, nie przejmując się tym, że pewnie za jakiś czas robot sprzątający będzie się o nie obijał. Nie to było w tej chwili dla niego ważne. Opadł na kanapę, wgapiając się w idealnie biały sufit.

Był żałosny. Zatracał się w swoim smutku i żalu, jednak gdy miał okazję, nie podążył za nią. Nie pobiegł za swym ukochanym. Był na siebie zły, ale nie mógł już cofnąć przeszłości. Musiał żyć z ciężarem wszystkich swoich decyzji. Potarł czoło, zastanawiając się nad tym wszystkim. Nie chciał nikomu mówić, że odnalazł Harry'ego. Nie, kiedy ta historia dopiero się rozpoczynała, a on nie chciał dawać sobie nadziei. Tak wiele lat cierpiał i... Nie miał siły, aby skazać się na to ponownie. Pragnął jedynie tej jednej rozmowy, która miała zadecydować o wszystkim.

✓ | Reminiscence of EternityWhere stories live. Discover now