Rozdział 9 (1)

200 13 3
                                    

Przez resztę tygodnia Will starał się ignorować chłopaka w szkole, tak jak tylko mógł. We wiadomościach nie rozpisywał się zbytnio, a wieczorami nie prowadził długich rozmów, mając zawsze wymówkę, że musiał odrobić jeszcze pracę domową z jakiegoś przedmiotu albo pomóc w czymś mamie. Nie był obrażony, ale było mu zwyczajnie przykro, po tym jak potraktował go chłopak, będąc przecież tym, który zaproponował związek. Nie rozumiał dlaczego ostatnio tak bardzo liczyła się dla niego opinia innych osób; co inni pomyślą zdawało się być kluczowe. Wcześniej nie był taki, a już na pewno nie do takiego stopnia, żeby nie chcieć przyznać się najbliższym kumplom co do swojej orientacji i nowego partnera. Oczywiście, tak jak w każdym liceum, w Hawkins istniała pewnego rodzaju 'hierarchia' i raczej nikt nie czuł się dobrze będąc wyrzutkiem. Will akurat się tym nie przejmował, po prostu starał się nie wchodzić innym w drogę, w miarę dobrze się uczyć i robić swoje. Natomiast chłopaki chcieli widocznie wyrobić sobie jakąś renomę ze względu na ostatnią klasę, przynajmniej tak się czasem zachowywali. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie kazał mu przecież wyjść na apelu i powiedzieć przed całą szkołą 'jestem biseksualny i chodzę z Williamem Byers z 3c, pozdrawiam'. Chciał tylko, aby chociaż ich paczka o tym wiedziała i nie musieli się zachowywać w szkole jakby byli dla siebie całkiem obojętni. Za każdym razem, kiedy Mike próbował zacząć rozmowę na ten temat spotykał się z oschłym 'Powiedziałeś im?'. Na tym kończyła się ich konwersacja. Czasem było to irytujące do takiego stopnia, że Will żałował tego co zaszło między nimi na imprezie. Może łatwiej i mniej problemowo byłoby gdyby zachowywał się po staremu, czyli udawał, że Mike mu się wcale nie podobał i tworzył w głowie idealne scenariusze 'jakby to wyglądało, gdyby byli parą'. Niestety rzeczywistość nie rozpieszcza.

Minął tydzień od czasu, kiedy Will swoim sposobem bycia próbował dać do zrozumienia drugiemu chłopakowi, że jeżeli chciał być z nim na poważnie to nie powinien zlewać go w szkole. W piątkowy wieczór jesienna pogoda zaczęła się coraz bardziej udzielać i większość mieszkańców zapewne spędzała go w swoich domach, leżąc pod kocykiem i oglądając ulubiony serial albo sięgając po interesującą książkę. Brunet leżał w łóżku i słuchał muzyki, przeglądając co jakiś czas media w telefonie, gdyż na nic innego obecnie nie miał siły, ani ochoty. Przeziębienie dawało mu się we znaki, a po zużyciu całego opakowania chusteczek, niestety musiał zejść na dół po nowe.
"Zrobić ci herbatę z miodem i cytryną?" spytała Joyce, zauważając kątem oka syna, przechodzącego przez salon.
"Nie, to tylko katar" odpowiedział chłopak, szukając po pokoju nowego pudełka chusteczek.
"Zapomniałam ci przekazać paczkę od listonosza" powiedziała kobieta, przypominając sobie o przesyłce, po czym podała ją brunetowi.
"Do mnie? Nic nie zamawiałem" odpowiedział Will, oglądając ciekawsko paczkę z każdej strony. Była ona dość spora, dlatego tym bardziej był pewien, że listonosz musiał się pomylić. Ku zdziwieniu adres i nazwisko się zgadzało.
"Może to Jonathan"
"Otwórz to się dowiesz" odpowiedziała kobieta, również zaciekawiona zawartością tajemniczego kartonu.
Will pokiwał głową i usiadł na kanapie, stawiając przed sobą kartonowe pudło. Nie było ono ciężkie. Po otwarciu większość jego zawartości stanowiły różnego rodzaju słodycze, dwa limitowane smaki energetyków oraz mały pluszowy miś. Miał on na sobie białą koszulkę z flagą Kanady. Po tym Will wiedział dokładnie od kogo był to prezent. Pomiędzy cukierkami znalazł też małą karteczkę, na której ręcznie napisane było:
Jesteś taki słodki jak te wszystkie słodycze
(A ja jestem cholernie słabym romantykiem)
Wpadniesz na spotkanie paczki u mnie w sobotę o 18? PS. Bez alkoholu
Tęsknię,
Mike 

Po przeczytaniu listu, Will zamknął oczy i wzdychając głęboko, oparł się o poduszki.
"Coś nie tak?" spytała Joyce, przysuwając się bliżej syna.
"Ja już sam nie wiem" odpowiedział brunet, a w jego oczach można było dostrzec łzy.
"To od tego chłopca co ci się podobał? Wygląda na to, że z wzajemnością" powiedziała kobieta, oglądając zawartość paczki.
"Dlaczego nie może być po prostu dobrze? Pamiętasz jak mówiłem ci kiedyś, że nigdy się nie zakocham? Zakochałem się. Tak to ma wyglądać?" odpowiedział łamiącym się głosem, gniotąc w pięści list od Mike'a.
"Skarbie, miłość nie wybiera" odpowiedziała kobieta, obejmując go ramieniem.
"W związkach już tak jest, ludzie się kłócą, a po pewnym czasie godzą. Rzecz w tym, że każdy z nas jest tylko człowiekiem. Po tym co widzę mogę jednak stwierdzić, że zależy mu na tobie i uważam, że to naprawdę urocze i pomysłowe z jego strony. Nie wiem o co się pokłóciliście, ale pamiętaj, że bez rozmowy nic nie osiągniesz. Czasem ludziom trzeba dać drugą szansę, a widać, że to dobry chłopak i stara się o ciebie. Żeby twój ojciec taki był..."
Will pokiwał głową i przetarł rękawem mokre od łez oczy.
"Naprawdę nie chcę go stracić..."
"Daj mu szansę, jak się nie poprawi...trudno" odpowiedziała Joyce, patrząc na syna z czułością.
"Jego strata. Czasem los decyduje za nas."
Will wstał z kanapy i zabrał ze sobą prezent, dorzucając tam dwie paczki chusteczek i zwinięty w kulkę list.
"Jak ma na imię?" spytała kobieta.
Brunet zatrzymał się w połowie schodów i pomyślał przez chwilę, zanim odpowiedział.
"Mike..."
Joyce uśmiechnęła się do siebie, kiedy skojarzyła fakty.
"Mike..." powtórzyła, kiwając głową.
"...wiesz w jaki sposób na ciebie patrzy? Domyśliłabym się od razu, gdybym tyle nie pracowała"
Will zarumienił się i spuścił wzrok, po czym pokonał resztę schodów do swojego pokoju.

Od parunastu minut leżał pod kołdrą, wpatrując się w małego misia, którego postawił na półce obok lampki nocnej. Przemyślał sobie słowa mamy i doszedł do wniosku, że Mike naprawdę nie był złym chłopakiem. Nie zmieniało to jednak faktu, że cholernie wkurzał go swoim zachowaniem w szkole. Mimo wszystko nie mógł przecież w nieskończoność go ignorować, a poza tym nie wypadało nie podziękować nawet za prezent, który dostał. Will usiadł na brzegu łóżka i wybrał z zapisanych kontaktów w telefonie numer do chłopaka.
"Halo?" odezwał się znajomy głos po drugiej stronie.
"Masz chwilkę?" spytał brunet w odpowiedzi.
"Nawet więcej niż chwilkę. Co tam?"
"Dziękuję za prezent. Zaskoczyłeś mnie. Chyba nigdy jeszcze nie dostałem tyle słodyczy."
"A co ja mam powiedzieć? Te co ci dałem to połowa z tego co dostałem od kuzynów na urodziny. Ale energetyki są zajebiste, limitowana edycja, tylko w Kanadzie je dostaniesz."
"Jeszcze nie próbowałem, a co do spotkania...chętnie bym przyszedł, ale jestem trochę przeziębiony."
"Co ci jest? Potrzebujesz czegoś?" spytał szatyn, z troską w głosie.
"Tylko katar, spokojnie"
"No to nie ściemniaj. Co to za przeziębienie?" zaśmiał się Mike.
"Będziesz się śmiał jak kogoś zarażę..." odpowiedział z powagą w głosie drugi chłopak.
"Ile razy siedzieliśmy razem w ławce jak ja albo ty miałeś katar? I ile razy ktoś się od tego zaraził? Zero. Od takich rzeczy się nie zarażasz jedynie od siedzenia obok drugiej osoby. Musiałbyś mi chyba napluć do wody, żeby to się stało. Uważałeś kiedyś na biologii? Przenoszenie wirusów drogą kropelkową, mówi ci to coś?"
"Albo cię pocałować..." odpowiedział brunet bez zastanowienia, kładąc się na plecach. Kiedy zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos, zarumienił się.
"Ja nawet lubię mieć katar, wiesz? Wtedy się...oczyszcza...coś tam. Czytałem o tyn ostatnio."
Will zaśmiał się i przewrócił oczami.
"Załóżmy, że ci wierzę. Będę w sobotę." odpowiedział, uśmiechając się do siebie.

Always by your side//byler Where stories live. Discover now