🌙rozdział dwudziesty🌙

122 4 0
                                    

Szłam korytarzem. Był długi i jasno oświetlony. Moje obcasy wydawały głuchy odgłos przy każdym kroku na betonowej podłodze. Przez wielkie, ciągnące się przez całą długość pomieszczenia okna, wpadały gorące słoneczne promienie. Dookoła mnie było mnóstwo ludzi, ale nikt zdawał się mnie nie zauważać. Tłum płynnie rozstępował się przede mną, jakbym torowała sobie przejście jakąś niewidzialną siłą. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że byłam w mojej gdańskiej szkole. Kiedy tylko dotarł do mnie ten fakt, zmieniło się nastawienie otaczających mnie osób, w których rozpoznałam uczniów byłej szkoły. Nadal schodzili mi z drogi, ale teraz już nie przechodzili obok mnie bez reakcji. Wyraźnie widziałam ich nieprzychylne spojrzenia i wykrzywione usta, słyszałam szepty.

Złodziejka.

Córka przestępcy.

Szmata.

Poczułam ogarniającą mnie panikę. Chciałam się odwrócić, uciec, zakryć uszy dłońmi, ale nie mogłam zrobić nic poza kolejnymi krokami w coraz bardziej gęstniejący tłum. Wydawało mi się, że na korytarzu przybywało coraz więcej nastolatków, a ich twarze były coraz dziwniej i upiorniej powykrzywiane. Już nie szepty, a okrzyki towarzyszyły mi w nieprzerwanym spacerze. Czułam, jak trącają mnie ramiona chcąc porwać ze sobą, ale nadal nie mogłam się zatrzymać ani uciec. Wpadające z patio słońce zakryły granatowe, niemal czarne chmury,  niebo przecięła błyskawica, a huk grzmotu rozniósł się echem po korytarzu mieszając się z gniewnymi okrzykami.

Nagle go zobaczyłam.

Stał przy ścianie opierając się o nią nonszalancko plecami. Ubrany jak zwykle w ciemne dżinsy i skórzaną kurtkę, z rękami wciśniętymi do kieszeni, zdawał się patrzeć prosto na mnie.

- Alek! - chciałam zawołać, ale z mojego gardła wydobyło się jedynie niewyraźny charczenie. Zaczęłam biec w jego kierunku, ku mojej uldze chociaż to mogłam zrobić. Moja radość szybko jednak przerodziła się we frustrację. Nie przybliżyłam się do Alka nawet o centymetr. Chłopak wyciągnął dłoń w moją stronę, a na jego ustach zamajaczył uśmieszek. Wtedy poczułam przemożoną potrzebę, aby się zatrzymać, przestałam biec, zwolniłam krok, zaczęłam dostrzegać coraz więcej szczegółów. Postać chłopaka otaczała ciemna poświata, jakby zdający się gęstnieć z każdą sekundą dym. Miał złośliwie zmrużone oczy, a spod przymkniętych powiek przypatrywały mi się żarzące oczy videns. To co początkowo brałam za uśmiech, okazało się być mrożącym krew w żyłam grymasem, gdy spomiędzy rozchylonych warg wypłynęła stróżka krwi.

Przeszył mnie zimny dreszcz. Dotarło do mnie, że jestem na korytarzu sama z Alkiem. Otaczający mnie do tej pory uczniowie zniknęli, a ja stałam zaledwie kilka metrów od chłopaka. Alek odepchnął się od ściany i zrobił kilka kroków w moją stronę.

-     Hania - wyszeptał upiornym, zachrypniętym głosem, a jego makabryczne, zakrwawione wargi wygięły się w podłym uśmiechu, od którego włosy stanęły mi dęba. Wyciągnął ku mnie dłoń pokrytą czarną sadzą tak, że nie było widać skóry. Nie miał koszulki pod kurtką. Jego tors pokryty był ciemną mazią, która niebezpiecznie przypominała krew. Kołyszący na nagiej piersi wisiorek z półksiężycem zdawał się drzeć i migotać niespokojnie, jakby czuł, że z jego właścicielem działo się coś złego.

Krzyknęłam, ale nie zatrzymał się.

-     Hania

Nawet nie otwierał już ust. Poczułam, jak na moim gardle zaciska się niewidzialna dłoń. Ciemna, lepka mgła zdawała się wypływać z jego ciała zmierzając ku mojemu, otulając je niczym lodowaty, wilgotny kokon. Kolejny krzyk zaginął gdzieś na języku, kiedy nieprzenikniona ciemność przesłoniła mi Alka.

-     Hania

Nie mogłam oddychać. Starałam się wciągnąć powietrze, ale moje płuca wypełniała gęsta niczym smoła ciemność.

-     Hania!

Poczułam szarpniecie. Gwałtownie poderwałam się do góry. Spazmatycznie łapałam powietrze kaszląc co jakiś czas.

-     Spokojnie, to tylko sen - dotarły do mnie słowa wypowiedziane kojącym, dobrze mi znanym głosem. Poczułam dłoń na udzie. Odskoczyłam gwałtownie, a moje przerażone, szare oczy natrafiły na zatroskane spojrzenie ciemnych i łagodnych oczu Alka.

Zacisnęłam powieki i znów je otworzyłam chcąc zorientować się, co się dzieje. Powoli docierała do mnie otaczająca mnie rzeczywistość. Pokój pogrążony był w ciemności rozproszonej jedynie przez poświatę ulicznych latarni. Siedziałam na dwuosobowym łóżku, zaplątana w grafitową, elegancką pościel. Zewsząd otaczał mnie znajomy zapach, który od niedawna zaczęłam definiować po prostu jako zapach Alka.

Alka, który teraz klęczał obok mnie najwyraźniej bojąc się nawet poruszyć nie chcąc mnie wystraszyć.

Znów zacisnęłam oczy chcąc odgonić od siebie tamte obrazy. Potrząsnęłam jeszcze delikatnie głową zanim uchyliłam powieki napotykając na ściągnięte brwi chłopaka. Starałam się nie myśleć już o sennych marach. Chociaż tamte chwile, te postacie, Alek... To wszystko wydawało się zbyt realistyczne jak na zwykły sen.

-     Wszystko w porządku? - zapytał cicho.

Wiedziałam, że pyta ze zwykłej uprzejmości. Przed kimś takim jak on, nie mogłam ukryć swoich uczuć. Potwierdzenie znajdowałam w jego rozszerzonych źrenicach. Bezsensem było udawać. Pokręciłam głową niemo odpowiadając na jego pytanie.

-     Chcesz wody?

Znów zdobyłam się jedynie na skinięcie. Podciągnęłam kolana pod brodę obejmując je rękami i śledziłam wzrokiem jego sylwetkę, kiedy wstał, założył bokserki i podszedł do biurka, na którym stała prosta, szklana karafka wypełniona przeźroczystą cieczą. Skupiłam wzrok na jego nagim ciele i ciemnych tatuażach, które teraz, w mroku nocy, zdawały się być jeszcze bardziej niepokojące niż zwykle. Miałam wrażenie, że skomplikowane wzory żyją własnym życiem skręcając i wijąc się na skórze.

Po chwili Alek wrócił podając mi szklankę. Chłodny płyn cudownie nawilżył moje przesuszone gardło, miałam niemal wrażenie, że zmywa ze mnie koszmar i ciemność, której byłam świadoma jak nigdy wcześniej.

-     Krzyczałam? - zapytałam niepewnie czując jak materac ugina się pod ciężarem Alka, kiedy usiadł obok mnie.

-     Tak - odparł po prostu.

-     Wiesz co mi się śniło? - bałam się tego pytania tak samo jak odpowiedzi.

Milczał kilka minut wpatrując się w nocne niebo za oknem.

-     Mniej więcej - mruknął w końcu niechętnie.

-     Czy to....?- nie potrafiłam dokończyć. Czułam, że głos może mi się załamać. Zimne języki strachu lizały moje serce, gdy wracałam myślami do tamtej ciemności, tak podobnej do tej, którą czułam, gdy Alek żywił się moją aurą.

-     To nie ja - w jego głosie było coś, co sprawiło, że uwierzyłam mu od razu - To tylko sen. Najwyraźniej Twoja podświadomość reaguje na to, co wydarzyło się wtedy, w parku.

Skinęłam głową czując niewysłowioną ulgę.

-     Nie rozluźniaj się - warknął szorstko - Fakt, że jesteśmy razem wcale nie pomaga. Zbyt głęboko wchodzisz w nasz świat. Świat, który jest mroczny i niebezpieczny.

-     Nie przestraszysz mnie - powiedziałam, podnosząc hardo głowę i patrząc mu prosto w oczy.

-     Nie to jest moim zamiarem chociaż być powinno - na jego twarzy zabłąkał się delikatny, złośliwy uśmieszek. Pochylił się chwytając mnie za podbródek i całując delikatnie. Miałam wrażenie, że ten pocałunek, niczym promień słońca, rozproszył otaczając mnie ciemność - Śpij, jest dopiero piąta rano.

Nie miałam ochoty na sen, ale piasek, który czułam pod powiekami przekonał mnie, że to dobry pomysł. Położyłam się na boku czując ciepło ciała chłopaka, kiedy leżał za mną przytulając mnie mocno. Jego spokojny oddech przy uchu koił moje skołatane nerwy. Mogłam niemal zapomnieć o zimnej szpili strachu nadal tkwiącej w sercu.

Magnis NoscutWhere stories live. Discover now