🌙rozdział siódmy🌙

169 6 1
                                    

W piątkowe popołudnie poszłam z Kamilą na zakupy. Tutejsze centrum handlowe bardzo szybko utwierdziło mnie w przekonaniu, że będę musiała zacząć zamawiać ubrania przez Internet, bo nie mieli tu żadnego z moich ulubionych sklepów. Mimo tego znalazłam naprawdę niezłą skórzaną spódnicę, dwa swetry i srebrny łańcuszek. Kamila zaopatrzyła się w jesienny płaszcz i buty. Obie kupiłyśmy jeszcze trochę kosmetyków i usiadłyśmy przy pysznej kawie z cynamonem. Przez większość czasu rozmawiałyśmy o jakiś bzdetach, ciuchach, chłopakach ze szkoły i nauczycielach. Przez cały ten czas miałam jednak wrażenie, że Kama chce mi coś powiedzieć. Nie pomyliłam się

-     Ty i Dawid dobrze się dogadujecie - zagadnęła.

-     Rzeczywiście. Bardzo go polubiłam - zgodziłam się niepewna do czego Ruda pije.

-     Wiesz, że mu się podobasz?

Zakrztusiłam się kawą.

-     Powiedział Ci to?

-     Nie wprost, ale wiem, że tak jest.

-     Emmm - nie wiedziałam co powiedzieć. Bardzo lubiłam Dawida, ale traktowałam go wyłącznie jako dobrego kolegę. Nie potrafiłabym sobie wyobrazić, że między nami mogłoby do czegoś dojść.

-     Dawid to mój przyjaciel. Nie chcę żeby cierpiał - powiedziała Kamila mierząc mnie czujnym spojrzeniem.

-     Nie zamierzam go skrzywdzić.

-     Wiem, że tego nie chcesz, ale proszę Cię, jeśli nic do niego nie czujesz, nie rób mu nadziei. Poza tym jest jeszcze druga kwestia. Wydaje mi się, że Dawid podoba się Lilce, która za nic w świecie nie chce się do tego przyznać - spojrzała na mnie przenikliwie.

Bardzo polubiłam Kamilą, Lilkę i Dawida. Nie chciałam stracić nikogo z nich, ale widziałam, że jeśli coś złego wydarzy się pomiędzy nami to dziewczyny obiorą jego stronę. Nie porzuca się przyjaciół, których zna się całe życie, dla nowo poznanej dziewczyny. 

-     Obiecuję, że nie zrobię niczego, co mogłoby sprawić przykrość jemu lub Lilce - uśmiechnęłam się do niej.

Patrzyła na mnie jeszcze kilka sekund, po czym też się uśmiechnęła. Wydawało mi się, ze chce dodać coś jeszcze, ale postanowiła nie kontynuować.

-     Przepraszam, że zaczęłam ten temat, ale chciałam żebyś wiedziała na czym stoisz.

-     Masz rację, chciałam.

-     Zbierajmy się do domu. Jest już ciemno.

Byłam jej wdzięczna za szybkie zakończenie tego niezręcznego tematu, więc ochoczo się zgodziłam.

Wyszłyśmy z centrum handlowego i udałyśmy się w stronę centrum miasta. Jedną z największych zalet Krosna był fakt, że wszędzie było blisko i nigdy nie było korków. Nawet jeżeli chciało się przejechać przez ścisłe centrum w godzinach szczytu, nie stało się nigdzie dłużej niż kilka minut. Moja mama była tym zachwycona. Żeby mogła wrócić z kliniki, w której pracowała w Gdańsku na nasz osiedle potrzebowała nawet godzinę.

Szłyśmy ulicą Lwowską do skrzyżowania z Niepodległości, gdzie Kamila miała wsiąść do autobusu, a ja miałam tylko przysłowiowy „rzut beretem" do domu. Już dawno nie miałam tak dobrego humoru. Popołudnie z koleżanką na zakupach oderwało moje myśli od zmartwień dnia codziennego. Śmiałyśmy się wesoło z jakiegoś filmiku oglądniętego na YouTube, kiedy to zobaczyłam.

Na wysokości skrzyżowania stały wozy straży pożarnej i policji. Migające koguty było widać z daleka, słychać było też oddalające się syreny karetki. Podeszłyśmy bliżej. Na środku ulicy leżała kupa żelastwa, która wcześniej musiała być motocyklem. Niedaleko niego, na boku, leżała czerwona Skoda. Metal na zderzaku był pogięty, a czerwony kolor niemal całkowicie zniknął w tym miejscu. Najgorsze było jednak to co znajdowało się dalej. Za samochodem, przy słupie stojącym na środku skrzyżowana, stał czarny, dobrze mi znany Mustang.

Magnis NoscutWhere stories live. Discover now