05. Bezlitosna Chloe McCartney

141 3 3
                                    

Wyłapując jednym uchem świergot ptaków za oknem, przekręcam się leniwie na bok, przykrywając się pachnącą pościelą po czubek nosa. Nie mam pojęcia która może być godzina, ale jest mi zbyt wygodnie, aby teraz to sprawdzać. I tak nie mam na dziś żadnych planów, a cały dzień pewnie spędzę siedząc na dupie i nic nie robiąc, więc mogę chociaż wykorzystać tę sytuację i porządnie się wyspać. Zresztą obecna rzeczywistość jest zbyt przerażająca, aby wchodzić w nią właśnie teraz. Równie dobrze mogę zrobić to za dwie, może trzy godziny. Promienie słoneczne wpadające do pokoju, osadzają się na moich zamkniętych powiekach, więc wystawiam twarz w ich kierunku. To całkiem przyjemne. Po kilku godzinach naprawdę twardego snu jestem jak nowo narodzona. Nie pamiętam też, kiedy ostatni raz spało mi się tak dobrze.

Bardzo szybko jednak wyrywam się z tego beztroskiego stanu, kiedy mój znużony snem mózg nieco bardziej trzeźwieje, a wspomnienia z zeszłego dnia zaczynają zalewać mnie niczym tsunami. Pierwsza myśl, która powoduje moje nieznaczne skrzywienie dotyczy niebezpieczeństwa, o który raczył mnie poinformować mój ojciec. W sumie wydaje mi się, że nie zrobił tego celowo, tylko bardziej przez omyłkę. W dodatku nie podał też większej ilości informacji, ale mimo wszystko to właśnie to jedno, na pozór niewinne słowo, najbardziej utkwiło mi w głowie podczas naszej dziwnej rozmowy. Chociaż rozmyślałam o tym wczoraj bardzo długo, moje wysiłki i tak poszły na marne, bo nie znalazłam niczego z czym mogłabym to powiązać. Aby poznać prawdę, musiałam wydusić do od ojca, ale w obecnej sytuacji nie było to w ogóle możliwie, zważywszy na naszą napiętą relację.

Następną rzeczą która wkrada mi się do głowy, to moja kłótnia z Michaelem. Ostatecznie jednak nie wiem na czym stanęło i jak się to dalej potoczy. Jako pierwsza wyciągnęłam rękę na zgodę i nie wiedziałam co z tym zrobi chłopak, ale ja nie zamierzałam wykonywać teraz już żadnych ruchów. Nie byłam aż tak bardzo zdesperowana, aby prosić się o jego łaskę. Nie wiem, jaka będzie decyzja Mike'a, ale każdą uszanuję. Nawet jeśli nie mielibyśmy się już do siebie odzywać, przynajmniej wiem, że zrobiłam cokolwiek w tej sprawie. W końcu podzieliłam się z nim moją świętą maścią, a nigdy wcześniej tego nie robiłam. To był bardzo duży i wymowny gest jak na mnie. Gdzieś jednak w głębi miałam małą nadzieję, że chłopak to doceni, a mój wczorajszy atak w jego stronę pójdzie w zapomnienie. Czasami może rzeczywiście byłam zbyt przewrażliwiona, ale kierowałam się swoimi zasadami, w których jasno było napisane, że nikt, absolutnie nikt nie ma prawa dotykać moich rzeczy bez mojej zgody. A szczególnie rękawic. One były świętością. Na samą myśl, że mógłby je omyłkowo zniszczyć, aż się wzdrygam. Gdyby się tak stało, bez cienia zawahania wyrwałabym mu obie ręce.

Wzdychając cicho pod nosem, odwracam się na prawo. Nie chcę teraz o tym wszystkim myśleć. O dziwo, mimo wszechstronnego bałaganu otaczającego mnie z każdej możliwej strony, obudziłam się dzisiaj z wyjątkowo dobrym nastawieniem. W dodatku z nie jasnych przyczyn jestem również odprężona i rozluźnia. To dobrze. Przynajmniej nie dam się dzisiaj ponieść emocjom, jak wczoraj. Będę myśleć jaśniej i bardziej zdecydowanie.

Dopiero po paru sekundach bezmyślnego leżenia, dociera do mnie jeszcze jedno wczorajsze wydarzenie, które, nie powiem, wprawiło mnie w niemałe zdezorientowanie. To właśnie ten aspekt powoduje, że otwieram szeroko oczy, a mój wzrok niemalże od razu zatrzymuje się na balkonie, na którym ktoś kilka godzin wcześniej koczował. Wczoraj byłam już na tyle zamroczona, aby powiązać pewne fakty. Teraz jednak byłam już znacznie bardziej żywa, ale na to co miało miejsce również nie miałam żadnego wytłumaczenia. Niemniej jednak jednego byłam pewna i nie było tu mowy o pomyłce, czy ubocznym skutku lekarstwa. Ktoś obcy zakradł się do mojego pokoju, gdy niczego nieświadoma brałam prysznic. A co gorsza nie wiedziałam w jakim celu, bo wszystkie moje rzeczy, nadal pozostawały nienaruszone. Po gruntownym przeszukaniu szafek, z zdziwieniem odkryłam, że nic mi z nich nie zaginęło, więc nie było tu mowy o żadnym napadzie kradzieżowym. Ktoś nieproszony po prostu sobie wlazł, pochodził, a potem wyszedł. Tak po prostu. Bez żadnego większego celu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 14, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Before lights outWhere stories live. Discover now