Rozdział czwarty

189 19 215
                                    

W sobotę rano Syriusz obudził się pierwszy. Maya chyba postanowiła zrobić sobie z niego poduszkę, bo głowę miała na jego klatce piersiowej oraz obejmowała go rękoma i nogami.

Podobało mu się to.

Wyglądała słodko, kiedy spała. Wbrew pozorom dosyć niewinnie, chociaż lepiej jej było tego nie mówić.

Wiedział dobrze, że w rzeczywistości lubiła stawiać na swoim i pociągało go to. Oboje byli sobą i robili to, na co mieli ochotę.

Gdy poprzedniego dnia zobaczył, że zaczepia ją jej były, zmartwił się. Ufał jej, ale bał się, że Currie zrobi jej krzywdę.

Był zaskoczony i czuł ulgę, gdy dowiedział się, że ten cały urok ćwierćwila już na nią nie działa. A to naprawdę wszystko dzięki temu, że jej serce było już zajęte?

Syriusz cieszył się, że Maya była przy nim. Delikatnie pogłaskał ją po włosach, które niesfornie rozwaliły jej się we wszystkie strony. Kochał ją, nie miał co do tego wątpliwości.

- Która godzina? - zapytała Maya zaspanym głosem, otwierając trochę oczy. Popatrzyła na niego, najwyraźniej jeszcze nie do końca orientując się, czy śpi czy nie.

- Nie wiem, ale to nieważne, jest sobota. Możesz jeszcze trochę pospać - rzekł Syriusz, a ona przekręciła się i położyła obok niego. Następnie znów zamknęła oczy i przytuliła się do poduszki.

Miała na sobie krótką i lekką koszulę nocną w jasnoniebieskim kolorze. Było dosyć ciepło - sam zresztą spał w samych bokserkach. Był sierpień, a oni mieli w końcu swój własny kąt, gdzie czuli się swobodnie.

Uznał jednak, że zrobi jej śniadanie do łóżka. Zależało mu, żeby pokazać, że o nią dba - tak po prostu, bez żadnej okazji. Chciał sprawić jej przyjemność.

Najpierw skorzystał z łazienki, a potem udał się do kuchni, gdzie zresztą od razu przywitała go skrzatka. On jednak zdecydował się sam coś przygotować.

Pomieszczenie było dosyć duże. W jednym kącie znajdowała się odgrodzona wnęka, gdzie mieszkała skrzatka. Poza tym w pomieszczeniu była też lodówka, zlew, kuchenka, szafki, czy blat.

Syriusz czasami zastanawiał się, po co wujowi było tyle miejsca, zwłaszcza, że mieszkał sam. Najwyraźniej jednak miał on swoje sekrety, którymi się nie dzielił z nikim. A może po prostu lubił mieć tyle przestrzeni? Któż to wie.

Starał się odpychać od siebie myśli o nim, bo nie chciał pogrążać się w smutku. Pierwsze dni po dowiedzeniu się prawdy były najgorsze, potem starał się udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chciał, by się o niego zamartwiano.

Mimo wszystko wuj Alphard był jednym z nielicznych Blacków, którym na nim zależało. Nie było tak łatwo zapomnieć.

Syriusz zrobił dla Mayi i sobie bułki z szynką, serem i pomidorem, oraz malinową herbatę. Położył to na dwóch tackach, a następnie przelewitował do sypialni, gdzie Maya siedziała już na łóżku.

- Proszę, oto śniadanko - rzekł Black, gdy chwyciła tacę z jedzeniem. On usiadł obok niej ze swoją.

- Dziękuję - odparła Maya, po czym pocałowała go w policzek. - Kocham cię, wiesz?

- Wiem. Już zdążyłaś powiedzieć połowie Pokątnej, że chcesz za mnie wyjść - stwierdził Syriusz, na co dostał od niej kuksańca w bok.

- Może chociaż poczekajmy z tym trochę, co? Na razie to nawet osiemnastu lat nie masz - zauważyła Maya.

- Dzieli nas tylko kilka miesięcy, a ty i tak będziesz mi to zawsze wypominać? - zapytał Syriusz.

- Tak - odparła Maya z przekonaniem.

Zagubiony pies | Syriusz BlackWhere stories live. Discover now