🌙rozdział pierwszy🌙

Start from the beginning
                                    

-     Muszę zatankować, jedziemy już na oparach.

-     W porządku - nie wiedziałam co innego miałbym powiedzieć. Wiedziałam, że mama próbuje mnie wciągnąć w rozmowę tak samo jak przez ostatnie siedem godzin jazdy, ale nie potrafiłam się zmusić do wydobycia z siebie więcej niż kilku zdawkowych odpowiedzi.

Minęłyśmy tabliczkę z napisem „Korczyna" i niemal w tej samej chwili prosto pod koła wyjechał nam traktor. Mama jechała zbyt szybko, aby spokojnie wyhamować. Gwałtownie wcisnęła pedał hamulca, a moim ciałem szarpnęło do przodu. Słyszałam, jak mama mamrotała pod nosem coś o niedzielnych kierowcach i zacisnęła dłonie mocniej na kierownicy. Nie potrafiłam się pohamować i z moich ust wydostało się prychnięcie, którego żadna z nas nie skomentowała.

Po kilku minutach toczenia się żółwim tempem za traktorem, w końcu zjechałyśmy na stację, która jak na złość wyglądała dokładnie tak samo jak ta, na której tak często tankowaliśmy z ojcem w Gdańsku. Moje myśli znów popłynęły w niebezpieczne rejony, więc szybko zaproponowałam mamie, że pójdę zapłacić za benzynę. Musiałam się czymś zająć, chociaż na pięć minut, bo bałam  się, że inaczej oszaleję.

-     Weź mi kawę - poprosiła podając mi kartę. Kiwnęłam głową i szybko wyskoczyłam z naszego Mercedesa. Wielki, biały SUV był jedną z ostatnich rzeczy, jaka przypominała mi stare życie.

Na stacji było pusto. Podeszłam do kasy i zamówiłam dwie latte.

-     Tankowanie? - zapytał mnie znudzony kasjer. Sprawiał wrażenie, jakby był tu za karę. Witaj w klubie - pomyślałam, ale tylko pokiwałam głową.

-     Z dwójki. Zapłacę kartą - przyłożyłam kartę mamy do terminala i szybko wpisałam PIN.

-     Dziękuje, automat do kawy znajduje się po lewej, gdyby potrzebowała Pani pomocy, proszę wołać.

-     Dziękuję.

Podeszłam do automatu, wybrałam duże kubki i trochę nerwowo wcisnęłam odpowiednie przyciski. Kiedy patrzyłam na płynący z dyszy napój chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej. To pomogłoby mi udawać, że moje życie wcale się nie rozsypało, a ja i mama nie musimy się przeprowadzić na drugi koniec Polski, do Krosna, małego miasteczka pośrodku niczego.

Moje modlitwy nie zostały jednak wysłuchane. Kawy zrobiły się zdecydowanie szybciej, niż bym sobie życzyła. Nałożyłam na kubki pokrywki i odwróciłam się z zamiarem odejścia, kiedy wpadłam na kogoś z impetem. Zachwiałam się, ale obca dłoń złapała mnie za przedramię, chroniąc tym samym przed upadkiem. Podniosłam wzrok i napotkałam oczy tak ciemne i zimne, że w pierwszym odruchu miałam ochotę cofnąć się o krok. Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie i miałam wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu obniżyła się o kilka stopni.

-     Uważaj - warknął stojący przede mną chłopak. Miał ostre rysy twarzy i ciemne zmierzwione włosy. Mimo, że nie należałam do niskich patrzył na mnie z góry, a pełne usta zaciskał w wąską kreskę. Przeniosłam wzrok na dłoń, którą cały czas mnie podtrzymywał. Szybko ją zabrał, ale zdążyłam dojrzeć wytatuowane przedramię i palce.

-     Przepraszam - wydusiłam w końcu czując jak robię z siebie kretynkę, ale jego obecność i mroczna aura przytłaczała mnie tak bardzo, że zapomniałam języka w gębie.

Zamruczał coś pod nosem i przecisnął się obok mnie do ekspresu. Otrząsnęłam się z szoku i szybko odeszłam, nie chcąc mieć z nim więcej do czynienia. Byłam już w drzwiach, kiedy nie mogąc się powstrzymać, odwróciłam się przez ramię. Byłam pewna, że będzie zajęty robieniem kawy jednak patrzył prosto na mnie. Był ubrany w całości na czarno, a jego postawa, tatuaże i skórzana kurtka sprawiały, że nie chciałabym się z nim spotkać w ciemnej uliczce. Jednak w jego ciemnych tęczówkach było coś tak magnetyzującego, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. Dopiero kiedy przeniósł wzrok na ekspres, poczułam się wolna od tego wpływu. Szybko uciekłam w kierunku samochodu, nie chcąc, aby znów na mnie spojrzał.

Odszukałam samochód mamy na parkingu i niemal z ulgą wsunęłam się na skórzane siedzenie.

-     Coś się stało? - zapytała mama bacznie mnie obserwując.

-     Nie, wszystko w absolutnie najlepszym porządku - te słowa brzmiały obco na moim języku, jakby już nigdy nic nie miało być „w porządku". Kiwnęłam głową podając jej kartę i kawę. Usłyszałam jak wzdycha, ale nie drążyła tematu. Zamocowała kubek w uchwycie między fotelami i zerknęła na nawigację.

-     Zostało nam jeszcze tylko kilka kilometrów - odpaliła silnik i spojrzała na drogę prowadzącą do Krosna. Wiedziałam, że czuje się tak samo podle jak ja.

-     Okej - usadowiłam się w fotelu i włączyłam muzykę. Za te kilka kilometrów zaczynało się moje nowe życie. Po raz pierwszy od trzech miesięcy musiałam pogodzić się z faktem, że nic już nie da się z tym zrobić, bez względu na to jak bardzo będę zaklinać rzeczywistość.

Magnis NoscutWhere stories live. Discover now