Rozdział 3. Lilly

339 17 9
                                    


Zaniemówiłam. Patrzyłam przed siebie blada jak ściana, pełna strachu i wątpliwości. Dobrą chwilę zajęło mi uzmysłowienie sobie, że Dan mną potrząsa, a obok stoi jakaś kobieta ze szklanką wody w ręku. Ktoś mi machał ręką przed nosem. Mrugnęłam kilka razy, spojrzałam spowrotem na okno, ale moim oczom ukazał się tylko widok pustej ulicy i nic więcej.

- Mała, żyjesz? - Dan naprawdę wyglądał na zmartwionego, chociaż starał się tego nie pokazywać. Znałam go jednak zbyt dobrze, żeby nie zauważyć tej troski w jego oczach.

- Po prostu... Zamyśliłam się, no wiesz, myślałam o tym, co stało się z Hannah.

- Wypij wodę, lepiej się poczujesz. - Nie uwierzył mi, ale zachował to dla siebie.

Był naprawdę uroczy. Zazwyczaj Dan zgrywał dupka i mało kto rozumiał jego zachowanie, ale był naprawdę świetnym facetem. Byłam mu bardzo wdzięczna, że jest ze mną niemal zawsze, kiedy go potrzebowałam, chociaż jedyne co otrzymywał spowrotem, to tylko moja wdzięczność i przyjaźń, nic więcej. Nie chciałam tego analizować głębiej, bo przeżywałam zbyt wiele sprzecznych uczuć. Tak naprawdę sama miałam problem, żeby je zrozumieć. Porzuciłam więc rozmyślania i zdecydowałam się na szybki lunch.

...

Do spotkania z Alanem pozostała jeszcze godzina. Dan właśnie zapłacił i zbieraliśmy się do wyjścia. Wstałam od stolika i poczułam, że znów zaczyna mnie ogarniać lęk i niestety, ostatnio zdarzało się to coraz częściej. Nie miał on jednak wiele wspólnego z prześladowcą, a raczej wizytą w areszcie. Bałam się, że znów Richy nie przyjdzie, że nas odtrąci. Mój nastrój zmienił się w jednej chwili, ale najważniejsze było to, że nie idę tam sama. 

- Możemy pojechać moim samochodem. Będzie szybciej i bezpieczniej, na wypadek, gdyby znów miał nas zastać deszcz.

To była kusząca perspektywa, bałam się również swojej reakcji po wyjściu z aresztu. Bałam się łez i pokazywania światu swojego cierpienia. Byłam pewna, że to właśnie troska o mnie kierowała moim przyjacielem.

- Dziękuję.

Uśmiechnął się szczerze i otworzył mi drzwi. Gentelman jak zwykle.

Cała droga na komisariat upłynęła spokojnie. Dan chyba czuł, jak bardzo denerwuję się przed spotkaniem z policjantem, nic nie mówił i byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Dawno nie widziałam go tak milczącego i opanowanego. Zaparkował przed budynkiem dziesięć minut przed czasem. Wyszedł z samochodu bez słowa i zapalił papierosa. Patrzyłam na niego zupełnie nieobecnym wzrokiem... Oczyma wyobraźni widziałam Richy'ego w kajdankach, prowadzonego przez policję do celi, ze spuchniętymi od płaczu oczami... Nie mogłam jednak tak się pokazać. Sprawdziłam tylko w lusterku makijaż, zabrałam torebkę i wyszłam na chodnik. Wzięłam trzy głębokie wdechy i spokojnym, zdecydowanym tonem powiedziałam:

- Chodźmy do środka.

...

W budynku panowała cisza i lekki półmrok. Przy wejściu siedział młody chłopak, prawdopodobnie typowy goniec i ochroniarz w jednym. Skinął na mnie głową, zapytał o powód wizyty, a następnie zaprowadził nas do biura Pana Bloomgate'a. Minęliśmy po drodze kilku wesołych policjantów, zmierzających prawdopodobnie na kolejny patrol. W ich oczach, w zachowaniu nie odczuwało się ciężaru pracy, wręcz odwrotnie, a to przytłoczyło mnie jeszcze mocniej. W powietrzu unosił się zapach spalonej kawy, potu i wilgoci, czyli nic, co może się dobrze kojarzyć. Ścisnęłam torebkę jeszcze bardziej, kiedy chłopak zatrzymał się pod drzwiami. Uśmiechnął się uprzejmie, zapukał i wpuścił nas do środka. Alan siedział przy biurku, skulony nad papierami. Widząc nas wstał, odłożył notatki na bok i ręką wskazał kanapę.

Tajemnice DuskwoodWhere stories live. Discover now