Rozdział 2. Richy

486 24 4
                                    

Pamiętam pomarańczowe języki ognia... Duszący zapach dymu, wdzierający się na siłę do płuc. Pamiętam zamglone oczy i ból, kiedy gorące łzy wypływały spod zaciśniętych powiek. Pamiętam wyrzuty sumienia i cierpienie. Pamiętam, jak błagałem o szybką śmierć, która uparcie nie chciała nadejść. Pamiętam czyjeś ręce zaciskające się na moich barkach, potrząsające całym moim ciałem. Pamiętam głos, który kazał mi natychmiast wstać i iść za nim. A potem już nic.

Obudziłem się skulony na zimnym i niewygodnym łóżku. W pomieszczeniu było dość ciemno, nie było okien. Poza metalowymi kratami nie widziałem nic. Nadal siedziałem w celi czekając na proces - ten, który miał postawić mnie w najgorszym świetle - mordercy i porywacza. Prosiłem Alana o pomoc, ale powiedział, że teraz już nic nie może zrobić, a jeśli prawda jest inna, sędzia z pewnością weźmie to pod uwagę.

Rozprawa miała się odbyć za trzy dni. Nie mogłem o tym myśleć, po głowie ciągle krążyły mi myśli, jak bardzo ich skrzywdziłem, każdego po kolei. Hannah - samo jej imię doprowadzało mnie do kolejnego ataku paniki... Kiedy byłem z nią w kopalni, właśnie wtedy, gdy była nieprzytomna, wyszeptałem w jej stronę przepraszam. Nie mogłem pogodzić się z krzywdą, jaką jej wyrządziłem. Przyjaciel, który okazał się katem. Lilly - załamana siostra porwanej, którą bezkarnie oszukiwałem. Jessy - moja kochana Jessy. Atak na nią był tak niespodziewany, nagły i straszny. Byłem pewien, że wyrządziłem jej najwięcej zła. Osobie, która poświęciłaby dla mnie swoje życie. Jest jeszcze Thomas, Cleo - wiem, że nigdy nie wybaczą mi tego, co zrobiłem. Chociaż to nie byłem ja, prawdziwy ja. Najbardziej martwiła mnie reakcja Dana. Nasz ochroniarz, przyjaciel, wiking i pluszowy miś w jednej osobie. Miałem wrażenie, że to jego zawiodłem najbardziej, sam nie wiem dlaczego. A może i wiem, ale nie chciałem o tym myśleć. 

- Richard Rogers! Odwiedziny!

O nie. Kolejny raz ktoś z nich do mnie przyszedł męczyć mnie pytaniami. Życie z przyjaciółmi było pełne wzlotów i upadków, ale oglądanie ich zawiedzionych, a wręcz wściekłych twarzy napawało mnie ogromnym strachem. Usiadłem na łóżku chowając twarz w dłoniach, kiedy cela się otworzyła, a strażnik podszedł do mnie i złapał za rękaw.

- Proszę, nie chcę... Nie zgadzam się, zostaję w celi!

Strażnik był nieugięty. Szarpnął mój rękaw jeszcze mocniej i zdecydowanie podciągnął do góry. Zwlokłem nogi na podłogę i powoli wyszedłem na korytarz. Moja głowa zaczęła momentalnie pulsować od intensywnego światła, które oświetlało drogę. Droga przez mękę. Złowrogi cień pojawił się przed moimi stopami. Dokładnie taki, jak w kopalni... Patrzył się bezczelnie na mnie i śmiał w twarz, nie znikając nawet na moment. Zacisnąłem powieki, pod którymi kolejny raz wezbrały łzy. Zdążyliśmy jednak dotrzeć do niewielkiego pomieszczenia z jednym oknem i kratami. Strażnik pchnął drzwi, a ja na końcu pokoju zauważyłem mojego adwokata. Niski, krępy i starszy Pan spoglądał na mnie spod niewielkich okularów, trzymając w ręku teczkę z moim imieniem i nazwiskiem.

- Dzień dobry, panie Rogers. Jak się Pan miewa?

- Witam. Nie gorzej niż każdego innego dnia. - W myślach zganiłem się za brak uprzejmości. W końcu ten człowiek miał sprawić, że zamiast dożywocia mogę dostać trzydzieści lat. Trzydzieści długich lat za zimnymi kratami.

- Chciałem się z Panem spotkać, ponieważ otrzymałem wczoraj jeszcze jeden dowód w sprawie. Ktoś przysłał na moją skrzynkę mailową film, w którym leży Pan nieprzytomny w kopalni, a zamaskowany sprawca spaceruje wokół Pana. To może być przełom, panie Rogers. - Adwokat uśmiechnął się pod nosem co najmniej tak, jakby sędzia właśnie ogłosił wyrok uniewinniający.

- Co to zmienia? Wszelkie dowody zebrane na miejscu wskazują na mnie. Moje zeznania również. - Westchnąłem, bo wiedziałem, co się stanie. Adwokat sprawi, że uwierzę w szczęśliwe zakończenie, a za dwa dni zamkną mnie na zawsze.

- Sam Pan niedawno zmienił swoje zeznania, mówiąc, że ktoś Pana w to wplątał, a Pan był jedynie ofiarą i sam został porwany. W takim razie proszę mi wyznać prawdę, abym mógł przygotować jak najlepszą linię obrony. Nie zostało mi wiele czasu, Panie Rogers.

Adwokat ewidentnie był zirytowany. Zapewne uważał, że są tylko dwie strony medalu - ta dobra i zła. Mogę mu powiedzieć prawdę lub skłamać. Gdyby chociaż był przydzielony z urzędu... Ale nie. Moi rodzice nie mogli tego odpuścić i dobry miesiąc szukali najlepszego prawnika w całym Duskwood i okolicach. Nie byłem pewien, czy faktycznie tak było, ale tak mówiła mama, przychodząc w odwiedziny.

- Powiedziałem, że nie byłem porywaczem, bo to prawda. To nie byłem ja. Całe to aresztowanie to jedna wielka pomyłka. - W moich oczach wezbrały łzy, jedna z nich mimowolnie spłynęła po moim policzku.

Adwokat usiadł przy stoliku, otworzył teczkę i zanotował coś niezgrabnie ołówkiem. Zauważyłem, że od naszego ostatniego spotkania akta sprawy niemal dwukrotnie się powiększyły, mężczyzna jednak o tym nie wspomniał nawet jednym słowem. Uraczył mnie tylko mało istotną informacją o fałszywym filmiku.

- Dziękuję, w takim razie wracam do pracy, a Pana proszę jeszcze o odrobinę cierpliwości. Widzimy się na rozprawie. Postaram się być nieco wcześniej, żeby omówić szczegóły przygotowanej przeze mnie obrony. - Mężczyzna wstał, zapiął marynarkę i podał mi rękę. Niechętnie ją uściskałem, w końcu jakikolwiek kontakt fizyczny z ludźmi w ostatnim czasie powodował u mnie ataki paniki. Zabrałem dłoń czym prędzej, spuściłem głowę w dół i podziękowałem pod nosem. Nie wiem, czy to usłyszał, bo bez słowa opuścił pokój. Strażnik kazał mi równie szybko wracać do celi, na co chętnie przystałem. Kolejny raz poczułem pulsowanie w skroniach od oślepiających lamp, jednak ulgę przyniosła krata, która w jednej chwili wyrosła przed moim nosem. Lekko przyspieszyłem kroku, jakby moje zimne łóżko miało zaraz stąd zniknąć. Kiedy do niego dotarłem, wczołgałem się na nie szybko, skuliłem się w kącie jak dziecko i zamknąłem oczy. Próbowałem zapomnieć o tym koszmarze i skupić moje myśli na wspomnieniach.

To było słoneczne popołudnie nad jeziorem. Ja, Dan, Jessy i Hannah graliśmy w siatkówkę. Obok Nas, przy stoliku siedziała Cleo i Lilly dyskutując zaciekle, gdzie pójdziemy świętować moje urodziny. Dan wracał z baru niosąc solidny kufel zimnego piwa. Usiadł obok dziewczyn, żywo dołączając do rozmowy. Z głośników lokalu płynęła muzyka, co wykorzystała Jessy. Thomas pobiegł za uciekającą z boiska piłką, a ona zaczęła kołysać się w rytm muzyki. Jej rude włosy powiewały na wietrze. Miała taką śliczną, dziewczęcą buzię, roześmiane oczy. Hannah od razu do Niej dołączyła, a ja przyglądałem się temu ze śmiechem. Lilly wstała od stolika, zdjęła sukienkę i w podskokach pobiegła do wody. Było idealnie. Nie mieliśmy zmartwień ani zobowiązań. 

Moje myśli przerwał głos Alana, unoszący się echem po celi jak potwór.

- Musimy porozmawiać.

- Nie mamy o czym, już wystarczająco Pan zrobił dla mnie i dla moich przyjaciół.

- Dlatego to właśnie ważne. Czy może Pan do mnie podejść? - Zdenerwowałem się. Nawet ten gliniarz nie mógł zrozumieć, że potrzebuję być sam. Podniosłem głowę i spojrzałem na niego wściekłym wzrokiem.

- Przyjdą dziś do mnie Pańscy przyjaciele, Lillian Donfort oraz Daniel Anderson. Złożą dodatkowe zeznania. Czy chce się Pan z nimi zobaczyć? - Ton głosu Alana nie brzmiał wrogo, a wręcz uprzejmie. Usiadłem na pryczy, wyobrażając sobie to spotkanie - płacz Lilly i wściekłość Dana. Nie mogłem do tego dopuścić.

- Nie chcę się z Nimi widzieć. Jeśli zapytają o mnie, proszę powiedzieć, że to niemożliwe.

- Powtarzam im to od czterech miesięcy. I mam tego szczerze dość. Panie Rogers... Richy. Musisz stawić im czoła, wiecznie nie będziesz mógł unikać swoich przyjaciół.

Alan miał rację, ale właśnie tego obawiałem się najbardziej. Bałem się spotkania z nimi, spojrzenia w oczy moich, prawdopodobnie byłych już, przyjaciół. Wiedziałem, że na rozprawę przyjdą i nic ich nie powstrzyma, ale na to nie miałem już wpływu. Poprosiłem więc policjanta jeszcze raz o spokój.

- Jak chcesz. 

Alan zaczął już się oddalać, jego brązowa marynarka niemal zniknęła z pola widzenia, kiedy odwrócił się gwałtownie i podszedł do mojej celi dość szybko.

- Elli też odmówisz spotkania?

Spanikowałem. Ella tu jest?!

Tajemnice DuskwoodWhere stories live. Discover now