Rozdział 47 - "Nadzieja, niczym Anioł Śmierci"

148 20 45
                                    

Rozdział 47 - "Nadzieja, niczym Anioł Śmierci"


17 sierpnia 2039 roku, Chicago

- Czy wszystko jest jasne? - zapytał Clayson, uważnym wzrokiem badając każdego zebranego policjanta, czyli w sumie wszystkich, którzy nie mieli patrolu lub żadnego śledztwa. - Macie przeszukać każdy centymetr tego pieprzonego miasta, obrzeży, dosłownie wszystko, co będzie wydawało się podejrzane. O każdym najmniejszym tropie, podejrzeniach czy chuj wie co jeszcze, macie informować mnie oraz policjantów z Detroit, którzy jadą do nas na złamanie karku. Broń Boże nie działajcie pochopnie, w tej sytuacji jest to zakazane bardziej, niż zazwyczaj. Na szali mamy życie trzech niewinnych kobiet i złapanie grupy przestępczej odpowiedzialnej za seryjne morderstwa w Detroit. Każdy wie, jak wygląda Adam Visconi, który ma duży udział w tym wszystkim, więc wypatrujcie go, tak samo ofiary. Rozumiecie?

Na równoczesny okrzyk wszystkich zebranych, Clayson skinął głową, zaciskając zaplecione z tyłu dłonie.

- Pamiętajcie, dla kogo to robimy. Dla waszej dawnej koleżanki Nadii KL600 i jej przyjaciółek, Jane Smith i Hange Edevane, a także... Ku pamięci Katherine Page, która została bestialsko zamordowana przez tą grupę. Zróbmy to dla niej, zróbmy to dla nich - dodał po chwili wahania.

Ponownie wszyscy zebrani policjanci krzyknęli, z dużą większą mocą niż poprzednio. Clayson miał nawet wrażenie, że we wszystkich parach oczu dostrzegł istną chęć mordu, co go wcale nie zdziwiło.

- Idźcie już, dobierzcie sobie partnerów i przeczesujcie wszystkie zakamarki, choćby miało wam to zająć cały pieprzony dzień i noc - dodał, a po tych słowach wszyscy policjanci wręcz wybiegli z biura.

- Nawet nie pytam, czy idziesz ze mną - powiedział Roger, a Angelo tylko prychnął, idąc z nim ramię w ramię.

- Tym razem nie pozwolimy im uciec - stwierdził z mocą Smis, a po chwili prychnął. - Sukinsyny w końcu zapłacą za swoje. 

Evans nic nie odpowiedział, kiedy szli do samochodu. W głowie miał tylko jedno - tym razem nie zawiedzie Kate, swojej biednej Kate. Na myśl o niej mimowolnie się spiął, jednak po chwili zacisnął pięści, a w jego oczach była czysta furia. Znajdzie Nadię, znajdzie Jane i Hange, znajdzie te dziewczyny, które dla Kate stały się całym światem, jej przyszywanymi córkami. Znał każdą z nich, a na myśl o tym, że mogła stać się im krzywda, mimowolnie się spinał, ale dzięki temu nabierał coraz więcej motywacji. Nie dopuści, żeby stała się dla nich krzywda. Tym razem nie zawiedzie. Tym razem przybędzie na czas.

* * *

Żadna z nich nie wiedziała, ile już czasu upłynęło, odkąd przestępcy wyszli z piwnicy. Nadia z niepokojem patrzyła, jak krew z oka Hange powoli skapywała na podłogę, na małych przecięciach na twarzy już tworzyły się strupy, a ona sama ledwie utrzymywała świadomość. Lepiej nie było z Jane. Smith już praktycznie wisiała na przytrzaśniętych palcach, a krew spływała po całej ręce. Nadia nawet sobie nie wyobrażała, ile obie czuły bólu. Zacisnęła mocniej pięści. Jeszcze jej za to zapłacą.

Rozległo się przekręcanie klucza w zamku, na co mimowolnie każda z nich się spięła. Do piwnicy wszedł wysoki, łysy mężczyzna, który uważnie się im przypatrywał. Powoli podszedł do Hange, a Nadia uważnie mierzyła całą jego postać. Miał za paskiem broń, wraz z nożem, co już na początku przekreśliło jakąkolwiek próbę walki. Z resztą, jak do cholery miała się bronić, będąc związaną? Pokręciła lekko głową. Musiała myśleć dużo bardziej racjonalniej, jeżeli miały się stąd wydostać.

Autofobia | Detroit: Become Human ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz