13. Włamanie i rady

20 3 34
                                    

I tak właśnie skończyły się moje i Thei wakacje u niej w domu. Byłyśmy z trzydzieści lat w przeszłości, ludzie wiedzieli, że jestem boginią, pokonałam swoją Kerę, wylądowałam na niby-misji przez przepowiednię Thei i właśnie, razem z resztą naszej gromady, kierowaliśmy się na peron 9 i 3/4, żeby pojechać do szkoły dla czarodziei. I zdecydowanie planowaliśmy zrobić to na gapę. Dużym ułatwieniem była Thea, która już wcześniej przygotowała nas psychicznie do wbiegnięcia w ścianę. Bo właśnie tak mieliśmy się dostać na niby nieistniejący peron. Ale powiedziała, żebyśmy raczej ostrożnie wbiegali, bo nie wiadomo czy świat czarodziei na pewno nas przepuści. A raczej nikt nie chciał na oczach x ludzi rozwalić sobie twarzy o ścianę...

Jak zamierzaliśmy przeżyć? Wzięliśmy kupione na ulicy Pokątnej ubrania, podręczniki dla Raphaela i inne napisane na liście przedmioty, magiczny kufer z mieszkaniem i naprawdę spory zapas jedzenia. Jeśli nie dałoby się inaczej, to będziemy mieszkać w kufrze Raphaela... Choć raczej nie na stałe. Ale najpierw trzeba było dostać się do pociągu. W sumie można było już teraz się ukryć, ale z jakiegoś powodu nikt na to nie wpadł, albo nie chciał tego mówić. Każdy z nas z podekscytowaniem czekał na widok zamku. No i trochę liczyliśmy, że magia pomoże nam się ukryć... 

Na peron dostaliśmy się bez problemu. No może nie licząc deszczu. Nie powinno to mnie dziwić, bo teoretycznie weszliśmy tam jako rodzina, a przecież mugolskie rodziny też miały wstęp, by pożegnać swoje dzieci. Problemem okazała się być Vira. Nie wiem kto stwierdził, że przemycanie sześciolatki do szkoły dla nastolatków jest dobrym pomysłem, ale kiedy ta myśl się pojawiła było już za późno. Już zniknęła w tłumie jako kot. I w ten sposób nawiązaliśmy kontakt z "głównymi bohaterami". Po tym jak każdy rozpierzchł się w innym kierunku, by znaleźć dziewczynkę, ja też się zgubiłam. Postanowiłam, że lepiej dla mnie będzie przeszukać pociąg, bo jeszcze wyjdę z dworca i też się zgubię. Więc zaczęłam łazić po przedziałach pytając się czy nie widział ktoś kota na wolności. spotkałam kilku ślizgonów (kolejny raz byłam wdzięczna Thei za jej wiedzę o różnych fandomach) którzy próbowali dojść do tego z jakiego domu jestem i czy warto mnie obrażać. Było to nieco zabawne, ale nie miałam na to czasu więc wykorzystując fakt, że byłam prawdopodobnie starsza, zbyłam ich. I poszłam szukać dalej. A tam znalazłam Raphaela pomiędzy dwoma chudymi bliźniakami, próbującego nie pokazywać dyskomfortu. Na rękach trzymał naszą zgubę (na szczęście wciąż pod postacią kota) i wyglądał jakby bardzo się zmuszał by nie  zwinąć się w kłębek i nie wtulić twarzy w jej sierść. I chyba próbowali nakłonić go do testowania jakiś nieokreślonych mikstur. Niby nie za darmo, ale słuchając o możliwych skutkach zaczęłam się zastanawiać kto by się na to zgodził. Gdyby nie fakt, że chłopiec wyglądał jakby ktoś bardzo naruszał jego przestrzeń prywatną, może bym się nie wtrącała. No i gdyby nie było ryzyka, że Vira niespodziewanie znów wróci do postaci człowieka. 

- Raphael! Znalazłeś ją, to dobrze. Następnym razem będziesz musiał jej bardziej pilnować. Nie może sobie ganiać po okolicy bez opieki, bo jeszcze się zgubi. - Mogłam mieć tylko nadzieję, że nie weźmie sobie tego mocno do serca, bo to był tylko pretekst by wydostać się z tej sytuacji. Nie beształam go za coś takiego, bo to była w równej mierze nasza wina. - Wracajmy do reszty zanim wystraszą wszystkich w pociągu. - Nie wątpiłam, że tak właśnie by się to skończyło. W końcu byliśmy bandą nastolatków z bronią. W ekstremalnej sytuacji mogłoby się to skończyć niezłą awanturą. - Przestańcie naciągać pierwszorocznych na sprawdzanie waszych mikstur. Może testujcie je na sobie? - Nie żebym miała im bardzo za złe. W rzeczywistości byli bardzo uczciwi w tej kwestii i wydawali się być raczej sympatyczni. Trochę jak bracia Hood. Wątpiłam by specjalnie skrzywdzili kogoś niewinnego. Co nie zmieniało faktu, że mogli. Wypadki chodzą po ludziach. 

- Spokojnie... To twój brat? Jesteście całkiem podobni. - Próbowałam. Naprawdę próbowałam nie parsknąć śmiechem. Ale wyobrażenie sobie mnie jako czyjejś siostry z więzią - czymś co nie istniało między mną, a moim prawdziwym rodzeństwem - było niemożliwe. A jeśli chodziło o wygląd... to był całkowity przypadek, że moja magia dała mi ten sam odcień skóry. Pod tym względem nie dziwiło mnie, że wzięli mnie za jego siostrę z częściowo farbowanymi włosami... - Masz fajne oczy. 

Odcienie SzarościOnde histórias criam vida. Descubra agora