4. Znikające barwy

26 5 11
                                    

W końcu nadeszła pora powrotu. Chętnie zostałabym na dłużej, ale ja i Thea miałyśmy szkołę. Te pierwsze święta były najszczęśliwszym okresem w moim życiu. Nie dlatego, że dostałam prezenty. Nawet nie dlatego, że zaprosili mnie do nich. Podzielili się ze mną swoimi tradycjami i przeszłością. Sprawili, że poczułam się częścią ich rodziny. Oni praktycznie uczynili mnie swoją siostrą. Dali mi możliwość i nadzieję na napisanie własnej historii. Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mogła być równie szczęśliwa.

Powrót do szkoły był trudny. Zdążyłam przyzwyczaić się do późnego wstawania, braku lekcji i prac domowych, robienia zakupów i obiadów. Nie żebym u Thei nic z tego nie robiła. Po prostu teraz jedzenia musiało starczyć tylko na mnie, więc nie miałam nikogo kto by powiedział co chce jeść. Mieszkając w akademiku, czy co to tam było, gotowałam sobie sama. Wyjątkami były dni w których moja znajoma wyciągała mnie na miasto.

Podczas jednego wypadu miało miejsce coś dziwnego. Tak wiem, całe moje życie jest dziwne, więc nic wam to nie mówi. Zaraz do tego wrócę. A więc kiedy tylko zrobiło się trochę cieplej -to znaczy temperatura była większa niż pięć stopni- Thea znów wyciągnęła mnie do galerii. Przyznaję, że było mi to na rękę, bo nie zrobiłam zakupów i nie miałabym co jeść. Po kupienia jedzenia i picia zostałam zaciągnięty do sklepu z ubraniami. Wiedziałam, że Thea i tak nie zamierzała nic kupować, ale chętnie przymierzała coraz nowsze kreacje. Właśnie wyszła z przebierają ubrana w ciemną sukienkę. Na pewno nie była ona na obecną porę roku, ale i tak wyglądała w niej ładnie. Strój miał krótkie ramiączka znajdujące się po bokach, i odsłonięte ramiona. Trudno było mi opisać gdzie się kończył, ale zdecydowanie był długi.

- Jak wyglądam? - zakręciła się w miejscu a sukienka zafalowała delikatnie. Thea wykonała ten ruch z taką gracją, że można by pomyśleć, że to wiatr ją obracał. Kiedy uśmiechnęłam się i pokiwałam głową, dziewczyna znów zniknęła w przebieralni by chwile później wyjść w sukience różniącej się od poprzedniej tylko kolorem. I zadała najgorsze możliwe pytanie.

- W której lepiej wyglądam, Mona? Tej czy granatowej? - Szczerze mówiąc, w tej jaśniejszej wyglądała lepiej, ale to była opinia osoby widzącej je na szaro. Może tak na prawdę ubrała się w rażąco różową?

- Nie wiem Thea, w obu wyglądasz dobrze. - Dziewczyna najwyraźniej nieusatysfakcjonowana postanowiła odpuścić. Po kilku sukienkach i sklepach dalej, wreszcie wyszłyśmy z tego strasznego miejsca. Kiedy Thea zatrzymała się, żeby zawiązać sznurówki w swoich zimowych butach (jej letnie ich nie posiadały), z nudów zaczęłam przyglądać się otaczającym nas ludziom.

Mój wzrok przyciągnęła grupa dzieciaków(?). W sumie to nie były to tylko dzieci, co najmniej dwójka miała skończone szesnaście lat. Chłopak z czarnymi długimi włosami opadającymi mu wieloma warstwami do ramion, delikatnie się kręcąc. Nawet mimo odległości która nas dzieliła widziałam jego brązowe oczy. Wyglądał na co najmniej 17 lat. Stał obok jakiejś dziewczyny, w podobnym wieku, zdecydowanie się kłócąc. Ona miała sięgające za ramiona, granatowe włosy, z których część spięła w bardzo ładny, japoński kok. W ręce trzymała dosyć grubą książkę i wyglądała jakby chciała nią palnąć w głowę swojego towarzysza. Na jej czole zauważyłam fioletowo-brązowe znamię w kształcie latawca. Oczy były w tym samym kolorze co ono. W jej koku znalazły się również dwie japońskie wsuwki z perłą. Wyglądała na bardzo zirytowaną. Tuż za nimi można było zauważyć grupkę składającą się z trzech dziewczynek i dwóch chłopców. Jedna z nich, prawdopodobnie ośmioletnia, ubrana w jasnofioletową koszulkę (ludzie wciąż mamy zimę!), z długimi, lokowanymi włosami w kolorze jasnego brązu, spiętymi w kitkę i niebieskimi oczami, mówiła coś szeptem do pozostałych, patrząc dyskretnie na kłócących się opiekunów. Niepokojący wydawał mi się fakt, że przy jej pasie wisiał nóż w pochwie. Byłam pewna, że nie jest on do ozdoby. Dwunastoletni, dosyć niski chłopiec chłopiec z brązowymi, krótkimi włosami i fioletowymi oczami, trącał łokciem stojącą obok dziesięcioletnią dziewczynkę ze spiętymi w warkocz, czarnymi włosami i granatowymi oczami. Wyglądała na bardzo spostrzegawczą, bo bez problemu wyłapała mój wzrok i na mnie spojrzała. To było nieco przerażające i byłam pewna, że bez trudu mogłaby do mnie strzelić ze znajdującego się na jej plecach łuku. Temu wszystkiemu przyglądała się z zaciekawieniem i niewinnością, pięcioletnia dziewczynka. Prawdę mówiąc nie byłam pewna, jak wyglądała. Raz miała krótkie blond włosy, a raz była czarną wersją roszpunki. Trzymała za rękę dziesięcioletniego chłopca, który przyglądał się im z łagodnym spojrzeniem. Wydawał się bardzo odstawać od reszty. Miał czarne, proste włosy, nie za krótkie, nie za długie. Podkreślało to jego bladą cerę i oczy. One były najdziwniejsze. Patrząc w nie dostałam dreszczy. One nie miały koloru. Nie do końca, kiedy w nie patrzyłam, miałam wrażenie, że moje własne oczy są zamknięte. W dodatku otaczała go dziwna aura. Był całkiem wysoki jak na swój wiek. Ich wszystkich, oprócz ostatniego, skądś kojarzyłam. Tylko nie wiedziałam skąd.

Odcienie SzarościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz