ROZDZIAŁ 21.

75 19 41
                                    

To było ciężkie - ukrywanie przed Tymkiem faktu, że osoba, która rzekomo złamała mu serce, napisała do Antka i poprosiła go o spotkanie. Z początku wolał wcale się do niego nie odzywać, ale przyjaciel szybko zorientował się, że coś było nie tak, dlatego Antek z całych sił starał się udawać, że wszystko jest dobrze, nawet jeśli wewnątrz niego myśli krzyżowały się ze sobą i splatały w niezrozumiałe dla niego połączenia. Kiedy wrócił do domu, odetchnął z ulgą, chowając się w swoim pokoju. Wiedział, że z Tymkiem zobaczy się dopiero w poniedziałek, dlatego umówił się z Zosią na niedzielę rano w Parku Skaryszewskim i próbował odepchnąć od siebie ten dzień jak najdalej.

    Teraz była sobota, jego wyjście z Tosią do Hocków i na tym chciał się skupić. Od niedzieli dzieliło go jeszcze dużo czasu, cała nieskończoność.

19:43, Tosia: jesteś gotowy?

    Stał przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Właściwie nigdy nie chciał zmieniać nic w swoim wyglądzie - był lekko wychudzony, ale nie przesadnie, miał ciemne włosy, wpadające odcieniem w czerń, i dłonie, które kochał i nienawidził jednocześnie. Ale w tej chwili potrzebował jakiejś zmiany, czuł się szary i nijaki, i to wszystko, co go spotykało, wydawało mu się przypadkowe, może nawet odrobinę niewłaściwe. Musiał przypomnieć sobie, że dalej jest tą samą osobą i nieważne jak bardzo chciałby coś na stałe zmodyfikować, nie był w stanie, bo to nie jest rzecz dla ludzi, a tych sił wyższych, które rządziły ich losem. A te chwile, w których człowiek czuł się nieco inaczej, niż zazwyczaj, były tylko złudzeniem, które wytworzył sobie dla własnej korzyści.

    W końcu ułożył poduszki pod kołdrą i upewnił się, że jego rodzice zasnęli już w swojej sypialni. Wymknął się przez okno, tak jak zazwyczaj robił to Tymek, tyle że trochę bardziej nieumiejętnie. Kiedy jego stopy zetknęły się z chłodnym chodnikiem, poczuł, że musi odrzucić każdą myśl, która od wczoraj zakwitła w jego głowie. Na tę jedną noc musiał odciąć się od Tymka, Zosi, Idy, mamy, matury, dorosłości i od wszystkich innych rzeczy, którymi się przejmował. I wiedział, że to miało być tylko złudzenie, które wytworzył sobie dla własnej korzyści, ale w końcu - był człowiekiem, tylko i aż, więc nawet jeśli był poddany losowi i siłom wyższym, mógł choć na chwilę oderwać się od swojej codzienności.

    Spotkali się już w autobusie. Tosia była pomalowana mocniej, niż zazwyczaj i chociaż Antek wolał ją w naturalnej wersji, dalej uważał, że wyglądała pięknie, ale może taka jest przypadłość pięknych ludzi z równie pięknym wnętrzem, że zawsze wyglądają jak wszystkie wiersze o miłości zamknięte w ciele.

    - Musimy zrobić jeszcze jedną rzecz - powiedziała Tosia przed wejściem, uśmiechając się tajemniczo. Serce Antka zabiło szybciej, gdy złapała jego ramię i zaczęła rysować po jego skórze czarnym markerem, który wyjęła z plecaka. Z tych dziwnych, nierównych kształtów wyłonił się zegar, jak gdyby wyjęty z „Trwałości pamięci". Nie był idealny, ale wyglądał naprawdę dobrze. - Twoja kolej - dodała, podając mu marker i wyciągając przed siebie dłoń. Podwinęła rękaw płaszcza po łokieć. - Narysuj mi cokolwiek.

    Długo zastanawiał się nad wzorem. Mimo że jego mama była artystką, nie odziedziczył po niej żadnych umiejętności malarskich i szkicownik, który kiedyś kupiła mu na urodziny, zapełnił słowami, wierszami, cytatami z książek, czasem nawet swoimi słowami czy myślami Tymka wypowiedzianymi przez niego na głos. Dlatego postanowił, że to musi być coś prostego, coś, co po prostu nie mogło nie wyjść.

    - Ciekawe - stwierdziła Tosia, patrząc na księżyc i kilka gwiazd wokół niego, które odznaczały się czarną kreską na jej przedramieniu. - Podoba mi się. Dziękuję. - Po tych słowach wspięła się na palce i pocałowała go w polik, a on pomyślał, że po tym, ile łez po nich spłynęło, przyjemnie było choć raz poczuć na nich coś miłego. - To co, wypijemy przed wejściem, prawda? - spytała, wyciągając z kieszeni płaszcza dwie buteleczki z wódką. Antek bez zastanowienia odkręcił korek i wypił całą zawartość. - Chodźmy. - Złapała go za rękę, wyrzucając puste flaszki do kosza.

100 DNI DO MATURYजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें