ROZDZIAŁ 20.

77 19 38
                                    

Kilka dni temu Tosia powiedziała mu, że matura jest mała i nieważna, jeśli patrzy się na nią ze świadomością, że wokół nich znajduje się cały wszechświat. I Antek przez te kilka dni zrozumiał, że miała rację, zaczął powoli przekonywać się do tego, że cały ten świat, który nosili na barkach, był ciężarem wymyślonym przez człowieka tylko po to, by móc nosić na nich cokolwiek, żeby czuć się przykutym do ziemi, bo dzięki temu nie mógł zbyt często dryfować wysoko swoimi myślami. Kiedy się nad tym zastanawiał, w jednej chwili czuł, jak jego kark się rozluźnia i wszystko, czym się przejmował, stawało się nieistotne.

Przecież Antek mógł zrobić wszystko ze swoim życiem. Faktycznie mógł wyjechać z Tymkiem gdzieś za granicę i nawet nie przejmować się pieniędzmi, bo przecież w jakiś sposób musieliby sobie z tym poradzić. Byli młodzi, cały świat leżał rozprostowany tuż pod ich stopami i wystarczyło obrać jedną, wybraną przez siebie ścieżkę i sprawdzić, czy jest tą właściwą. A jeśli nie, czekały jeszcze na nich miliardy innych ścieżek, które były tuż obok i na które mogli w każdej chwili zboczyć. Te myśli dawały mu nadzieję i mimo że przeszkadzał mu ten dawno zakorzeniony w jego głowie schemat względnie normalnego życia, z maturą, pracą i dziećmi, starał się go tłumić.

Dalej nie pogodził się z mamą, a ona dalej się do niego nie odzywała, więc trwali tak w tym milczeniu, a ich myśli mijały się ze sobą w dwóch różnych kierunkach. Antek mimo to nie czuł się źle, bo wiedział, że przyjdzie jeszcze czas, kiedy poczuje się już w pełni gotowy na rozmowę z nią i wyjaśni jej, że może faktycznie opuszczał szkołę i że może to wcale nie przekreślało całej jego przyszłości.

W drodze do szkoły napisał Tymkowi, że musi z nim porozmawiać. Że musi mu powiedzieć o tych wszystkich za i przeciw, które analizował (z ogromną przewagą za) i że wyjazd do Kalifornii wcale nie wydaje się tak głupi. Tymon był pod wrażeniem, gdy go słuchał i cały czas się uśmiechał, nie przerywając przyjacielowi monologu.

- Stary, to niesamowite - zaczął, gdy Antek skończył mówić i patrzył na niego wyczekująco o sekundę za długo. - Jesteś pewny, że Tosia nie wszczepiła ci jakiegoś czipa podczas tego waszego prawie-pocałunku? Brzmisz jak nie ty.

- Mówię prawdę. Boże, ona ma rację. Może to ja byłem po prostu głupi i ślepy.

- To drugie na pewno nie jest kłamstwem - powiedział, na co Antek uderzył go lekko pięścią w ramię. - Okej, jeśli chcesz wiedzieć, co naprawdę myślę, to... Na pewno coś w tym jest, a Tosia otworzyła ci trochę oczy. Ale... Jezu, nie wierzę, że to powiem, ale jednak matura i tak może przydać ci się w życiu. Nie wydaje mi się, żeby każda laska z Kalifornii poleciała na chłopaka bez matury.

- Serio myślisz, że to je obchodzi?

- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Ale teraz nawet ja mam tyle rozumu w głowie, żeby ją zdać. A dobrze wiesz, że z moim rozumem bywa ciężko.

- To nie tak, że wcale nie chcę do niej podchodzić. Ale po prostu nie załamię się, jeśli pójdzie mi źle, rozumiesz? Nawet jak będę dorosły, dalej mogę czuć się młody i dalej mogę żyć tak, jakbym był młody. Wiesz o co mi chodzi?

- Chyba tak - odparł, a w tle rozebrzmiał dzwonek. - Czyli co? Teraz buntujesz się swojej mamie i zrywasz się z każdej lekcji?

- Nie. Chyba siłą przywiązałaby mnie do łóżka.

- Wciąż nie gadaliście, prawda? - spytał, podnosząc się z ławki i zarzucając plecak na ramię. Antek w odpowiedzi pokręcił głową. - Słabo. Ale twoja mama nie jest moją mamą. Ja nie muszę tutaj siedzieć. - Uśmiechnął się, robiąc kilka kroków przed siebie. Po chwili zatrzymał się, wskazując palcem na jakąś grupę uczniów stojącą nieopodal. - Antek, zobacz. To ta dziewczyna, z którą się prawie-całowałeś.

100 DNI DO MATURYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz