Rozdział 29

630 15 0
                                    

Abi

Na miejsce dojechaliśmy jako ostatni, tak jak się można było tego spodziewać. Przez chwilę zupełnie zapomniałam, że powinniśmy się śpieszyć, w zasadzie zapomniałam o tym przez całą kilkugodzinną drogę. Miałam wrażenie, że Ben postawił sobie za cel to, żebym posikała się w majtki i na moje nieszczęście prawie mu się udało.

Nasze zachowanie wyrwało zakochanych z ich prywatnego świata, kilkakrotnie pytali co nas tak śmieszy, ale za każdym razem kiedy usiłowałam to wytłumaczyć zaczynałam śmiać się jeszcze bardziej. Zapomniałam jeszcze o jednej sprawie, o tym jak bardzo byłam zawiedziona zachowaniem Danny'ego, dwa dni wcześniej obiecał mi, że będziemy jechać jednym samochodem, nalegałam na to, bo nie chciałam spędzać całego wyjazdu z dala od niego i chciałam mieć go na oku. Ufałam mu, ale coraz mniej w nas wierzyłam. Starałam się odsuwać od siebie tą myśl, przecież znałam go całe życie, wiedziałam, że nie byłby w stanie mnie skrzywdzić.

To rozdarcie pomiędzy tym co wiedziałam a tym co czułam dawało mi się ostatnio we znaki. Zaczynałam mieć napady lękowe, nie jakieś bardzo dotkliwe, ale budziłam się prawie każdej nocy zlana potem ze świadomością, że wszystko na czym mi zależy właśnie zostało mi odebrane. Byłam tym wykończona. Dlatego ból brzucha którego dostałam od niekontrolowanego śmiechu był tak przyjemnym zaskoczeniem. Byłam pewna, że moje szczęście jest nieodłącznie związane z Danny'm, ale teraz pomyślałam, że może wcale nie musiało tak być.

Wysiedliśmy z samochodu zaparkowanego przed imponującej wielkości posiadłością zbudowaną z wielkich bali drewna. Tworzyła wrażenie magicznego miejsca, praktycznie zupełnie odciętego od reszty świata. Wokół widać było jedynie nieskończone połacie lasu, żadnych innych domów, ani żywego ducha.

Zrozumiałam dlaczego chłopcy z drużyny mogli przyjeżdżać tu co roku, miejsce faktycznie wyglądało na idealne do integracji, nie mieli innej opcji niż spędzanie czasu razem.

Jason zagwizdał z uznaniem.

- Niezła chata - stwierdził.

- Niezła? To wygląda bardziej jak pięciogwiazdkowy hotel - zapiszczała Amber.

Jedynie Ben nie był pod wrażeniem, jako jedyny z naszej grupy już tu bywał. Dlatego kiedy my staliśmy zamurowani z wrażenia wpatrując się w górujący nad nami budynek on zajął się wyciąganiem naszych walizek z bagażnika.

- To jeszcze nic, jak zobaczycie wnętrze będziecie zbierać szczęki z podłogi.

Oderwałam wzrok od domu i spojrzałam na niego.

- Rodzice Johnsona muszą mieć więcej kasy niż tata Avery - zauważyłam. Starałam się mówić tak cicho, żeby tylko on mnie usłyszał.

- Bo tak jest, ma udziały w jakiś wielkich firmach energetycznych, którejś nawet jest prezesem, ale Johnson się tym nie chełpi, jest całkiem spoko chłopakiem pomimo fortuny jego rodziny. - Postawił walizki Jasona i Amber obok swojego brata. - Podobno ma wypasiony sportowy samochód, ale nie przyjeżdża nim do szkoły bo nie chce, żeby wszyscy widzieli w nim tylko kasę.

- Po co w takim razie mieć kasę? - zapytała Amber. - Skoro zupełnie się nią nie chwalisz.

- Ja tam go rozumiem -przyznałam. - Avery ma problemy z tym, że ludzie chcą się z nią przyjaźnić tylko ze względu na jej status społeczny, gdyby więcej osób dowiedziało się o tym ile kasy ma Johnson nie daliby mu spokoju.

- No chyba o to chodzi, to właśnie jest szpan.

- Gdybym wiedział wcześniej, że ma taką chatę przymknąłbym oko na to, że jest dziwny jak cholera -oświadczył Jason. - Więc Amber ma chyba trochę racji.

She'll be the one (zakończone)Where stories live. Discover now