Rozdział 12

121 15 0
                                    



 Miłego czytania!



Biegłam przez park co chwila odwracając się czy nikt mnie nie goni. Mimo, że nikogo nie widziałam słyszałam dyszenie tuż przy uchu. Chciałam się zatrzymać, ale nie mogłam. Przerażenie zjadło mi wszystkie cząstki rozumu. Po moich rozgrzanych policzkach leciały łzy, które chciałam wytrzeć, jednak zamiast tego upadłam na beton ścierając swoje dłonie. Usłyszałam nad sobą sapanie, dlatego szybko się odwróciłam i z przerażeniem spojrzałam w jego zielone oczy.

- Już mi nie uciekniesz - powiedział prześmiewczo i uśmiechnął się ukazując swoje białe zęby. Chciałam go odepchnąć jednak, gdy próbowałam go dotknąć sprawnie się odsunął. - Nie ze mną te numery, córeczko - wyszeptał. Krzyknęłam, ale nikt mnie nie słuchał. Żadnego mojego błagania o pomoc. Nikogo nie było.

- Rose! Rosanno! - usłyszałam gdzieś za sobą. Moje oczy jednak były wpatrzone w jego wzrok. Tak pięknie brzydki i przerażający. Hipnotyzujący.

- Czego chcesz? - zapytałam drżącym głosem.

- Czego? - zapytał z kpinom. Pochylił się nade mną, aż jego ciepły oddech musnął mój policzek. - Chcę cię zniszczyć.

Ciężko dysząc podniosłam się z łóżka łapiąc łapczywie oddech. Z przerażeniem spojrzałam na Martine, która patrzyła się na mnie również z przerażeniem. Nie czekając długo wpadłam w jej ramiona dziękując, że to był tylko sen.

- Co ci się śniło kochanie? - zapytała spokojnie głaszcząc moje plecy.

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po swoim pokoju. Było już jasno, więc musiał być dzień. Odetchnęłam ciężko i odsunęłam się od dziewczyny. Nie chciałam patrzeć na jej twarz, bo wiedziałam, że odnajdę tam troskę, dlatego ponownie się położyłam.

- Rose? - odezwała się niepewnie. 

- Ktoś mnie gonił, a później upadłam i mnie dorwał - wzruszyłam ramionami.

- Przestraszyłam się. Wchodzę do pokoju z śniadaniem, a ty cała spocona rzucasz się po tym materacu i coś do siebie gadasz. Myślałam, że masz jakiś atak czy coś - westchnęła dziewczyna. Spojrzałam na nią i lekko się uśmiechnęłam.

- To gdzie masz to śniadanie? - zapytałam, bo na prawdę byłam głodna.

Po zjedzonym śniadaniu Martina pojechała do siebie, więc zostałam sama. Poszłam pod prysznic, a później zrobiłam sobie lekki makijaż. Z tego co wiem dzisiaj miała być jakaś walka w "Stars", dlatego razem z ekipą postanowiliśmy się tam pojawić. Nie często były tam te zapowiadane walki. Zazwyczaj były to walki, które zaczynały się w barze i na parkiecie, a właśnie wtedy kończyły się na ringu w podziemiach. Walki, które były wcześniej zapowiedziane musiały być w jakiś sposób ważne dla miasta. I ta również była. Walczył Travis i szef gangu z Valley Stream. Poszło o jakieś granice, które gang z Valley przekroczył, dlatego ktoś musi wymierzyć sprawiedliwość, a że Valley Stream sławi się, tylko z wyścigów motorowych to łatwiej będzie jeśli zmierzą się w ringu, bo bić się potrafią również tamci, a jeździć motorem po tak niebezpiecznych trasach jakie wyznaczają w Valley raczej z ciemnej strony nikt nie ma takich umiejętności.

O dwudziestej pierwszej dostałam telefon od Giovanniego, że czeka na mnie przed domem. Ma szczęście, że nie było mamy w domu, bo już każdy mieszkaniec jasnej strony wie, że do miasta wrócił niesławny Giovanni Jordan. Już matka mnie przed nim ostrzegała, jednak wiem w duchu, że ona wie, że ja się z nim spotykam. 

Wsiadłam do samochodu i spojrzałam na profil chłopaka. On również się odwrócił w moją stronę, podnosząc jeden kącik ust do góry. 

- Witaj kwiatuszku - przywitał się i pochylił się w moją stronę, aby pocałować mnie w usta. Cmoknęłam go przelotnie i wyprostowałam się na moim fotelu. - Co tak krótko. Nie widzieliśmy się od dwóch dni - powiedział zawiedziony.

Reach for the starsDonde viven las historias. Descúbrelo ahora