Rozdział 7

162 15 0
                                    


Miłego czytania!

Po całym zamieszaniu po walce wszyscy razem pojechaliśmy do hotelu, wcześniej umawiając się, że z samego rana spotkamy się i ruszymy gdzieś na miasto, aby zjeść porządne śniadanie i, żeby mniej więcej o dziesiątej wracać do siebie.

Poszłam pod prysznic ostatnia. Dziewczyny położyły się do łóżek od razu zasypiając twierdząc, że to był wymęczający dzień jeśli chodzi o skalę stresu. Nie wiedziałam czym one się aż tak stresowały, przecież wiadome to było, że Giovanni wygra.

Wykąpana położyłam się obok Ivy, która spokojnie oddychała. Jednak mi sen nie przyszedł tak szybko. Nie chciałam przekręcać się co chwila próbując zasnąć, dlatego zabierając ze sobą paczkę papierosów wyszłam z pokoju i weszłam do windy, która wjechałam do góry. Z tego co słyszałam jest tam taras widokowy. Nie wiedziałam do końca czy można było tam palić, ale miałam nadzieję, że tak. 

Wyszłam z windy i zaczęłam się rozglądać po dachu. Gdzieniegdzie ustawione fotele, jakieś małe stoliczki i popielniczki. Czyli można palić. Na szczęście paliły się tu, tyko dwie lampki. Nie wiedziałam czy są wyłączone, czy mają robić nastrój czy może może się przepaliły, jednak mi to nie przeszkadzało. Podeszłam do barierek i spojrzałam na Nowy Jork. Widok zapierał dech w piersiach. Miasto z tej perspektywy wyglądało tak pięknie. Czarne niebo i światła, które z tej wysokości wyglądały jak małe kropeczki. Jednak miało to swój urok.

Wychyliłam się trochę na dół i z tej perspektywy te wszystkie samochody wyglądały jak mrówki, które można zdeptać. Wystarczyła by niewielka siła. Jednak to, tylko iluzja. 

Westchnęłam i odpaliłam papierosa. Dym papierosowy, który wydmuchałam rozwiał się gdzieś, a mnie ogarnął istny spokój. Mimo, że słyszałam dźwięki miasta, szum samochodów i co jakiś czas krzyk pijanych osób to czułam ciszę, która ogarnęła całe moje ciało.

Jednak nawet spokój i cisza przechodzi. 

- Chcesz popełnić samobójstwo? - usłyszałam dobrze znany mi i irytujący głos należący do osoby, która powinna teraz smacznie spać.

- Nie, ale zaraz mogę popełnić morderstwo wypychając cię stąd. Później grzecznie wrócę do pokoju, a gdy rano okaże się, że nie żyjesz będę udawać, że jestem przerażona i strasznie mi ciebie szkoda. Oni uznają to za popełnienie samobójstwa. Ja nie pójdę do więzienia i będę miała święty spokój - powiedziałam. - W sumie - udałam, że się zastanawiam. - To wcale nie taki zły pomysł - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Giovanniego, który tuż obok mnie oparł się o barierkę.

- Jesteś popierdolona - westchnął męczeńsko chłopak. 

- Miły jak zawsze - cmoknęłam i zaciągnęłam się papierosem.

- Nawet mi nie pogratulowałaś - powiedział po chwili ciszy, gdy chłopak podszedł do barierki i także się o nią oparł odpalając swojego papierosa. Wzrok miał skupiony na widoku przed nami.

- Na prawdę? - zapytałam ze zrezygnowaniem.

- Co? - zapytał spoglądając na mnie z ukosa.

- Ubolewasz nad tym, że ci nie pogratulowałam? Nie. Więc nie widzę potrzeby robienia tego - wzruszyłam ramionami i wyrzuciłam spalonego już papierosa z dachu budynku. Mogłam sobie, tylko wyobrazić jak papieros powoli upada na ziemię z cichym i dla ludzkiego ucha mało słyszalnym trzaskiem. Ewentualnie spadł komuś na łeb.

Oczywiście, że chciałam mu pogratulować. Jednak czułam dziwny dyskomfort, gdy patrzyłam na niego i na ludzi z ciemnej strony, z którymi niegdyś miałam na prawdę w porządku kontakt. Mimo iż wiedziałam, że Giovanni tego nie przyzna to w głębi duszy wiedziałam, że wsparcie przyjaciół na tak ważnej i decydującej walce w jego życiu dodała mu otuchy. Po naszym krótkim i nic nie znaczącym zbliżeniu patrzyłam trochę inaczej na chłopaka. Widziałam w jego oczach, że lekko nie miał. Żadne z dzieciaków i nastolatków, którzy przebywają na ciemnej stronie nie mieli lekko, dlatego, żeby poczuć się chodź trochę zrozumianym uciekli w ten gorszy świat. Świat, który już nie mienił się w tej kolorowy z różnymi barwami tęczy, lecz ten w którym dominowała szarość dnia, używki, choroby psychiczne i monotonność, która nas wszystkich z czasem wykończy.

Reach for the starsWhere stories live. Discover now