Rozdział 8

165 19 3
                                    


Miłego czytania!



- Rose - wypowiedział moje imię, którego mi tak bardzo brakowało z jego ust. Pierwszy raz od trzech lat moje imię było wypowiedziane przez kogoś kogo pragnęłam widywać codziennie. W dzień i noc. Rano i wieczorem.

Ale nie widziałam tego uśmiechu, którym raczył mnie codziennie, gdy tu mieszkał. Nie widziałam tego uśmiechu, który posłał mi ostatniego wieczoru, gdy nie miałam pojęcia, że rano już go nie zobaczę. Że to był ostatni jego uśmiech w moją stronę.

- Co tu robisz? Wejdź - powiedziałam z uśmiechem i odchyliłam drzwi szerzej, aby mógł wejść do domu, w którym trzy lata temu mieszkał z nami.

I wtedy zobaczyłam ją. Długo nogą brunetkę, która stała przy czarnym SUV-ie. Patrzyła nie pewnie na mnie i na tatę, aż w końcu mężczyzna odwrócił się do niej i przywołał gestem ręki.

- Rose to Elizabeth moja narzeczona - powiedział, gdy kobieta ustała koło niego, a ten objął ją ramieniem.

- Narzeczona - wyszeptałam. Byłam zdumiona, że przez trzy lata tata odbudował siebie na nowo. Pozbierał swoją psychikę i chciał zacząć od nowa.

- Cześć Rose - przywitała się i wyciągnęła w moją stronę wypielęgnowaną dłoń z długimi czerwonymi paznokciami i pierścionkami. Na jej palcu serdecznym, złoty pierścionek z małym diamentem odbijającym się w promieniach słonecznych, które przebijały się przez chmury.

- Dzień dobry - podałam jej dłoń i uścisnęłam ją. Mała zimne dłonie przez chłód jaki panuję na dworze. Cóż zima w Nowym Jorku zaskoczyła nas wszystkich. - Wejdźcie.

Pierwszy wszedł ojciec, który zaczął rozglądać się po salonie, a za nim jego narzeczona, która odwinęła swój czerwony szal, który okalał jej szczupłą szyję.

- Nic się nie zmieniło - powiedział ojciec, a ja zamknęłam drzwi. - Jest Charlotte? - zapytał mężczyzna wchodząc głębiej, a ja razem z Elizabeth za nim.

- Nie, jest w pracy - powiedziałam i szybko wyłączyłam telewizor z serialem oraz poprawiłam szary koc. - Chcecie coś do picia? - zwróciłam się do nich.

- Herbaty - powiedziała Eli, a mój tata się z nią zgodził, dlatego popędziłam do kuchni przygotowując czarnej herbaty z cytryną.

To był pierwszy raz, gdy zwykłe czynności wykonywałam z uśmiechem. Z radością.

Położyłam przed nimi na stoliku kubki z wrzątkiem i usiadłam koło nich utrzymując dystans. I przez pewien moment mój uśmiech zmalał i zapał, bo uświadomiłam sobie, że ja ich w ogóle nie znałam. Nie znałam mężczyzny, który był dla mnie wszystkim.

- Czemu nie jesteś w szkole? - zapytał tata, a jego głos odepchnął wszystkie złe myśli.

- Źle się czułam rano i nie poszłam, ale przynajmniej skupię się na projekcie z historii - wytłumaczyłam wpatrując się w ciemne oczy, które nie były takie same jak mam ja, ale chodź trochę podobno.

Bo takich samych jak moje nie widziałam od pięciu lat.

- A Antoni? - spytał o brata.

- Jest u góry i ogląda bajki.

- Czemu on nie jest w przedszkolu? - dopytywał, a mi zaczęło to się mniej podobać.

- Nie miał kto go zawieźć, bo ja nie jechałam.

- A matka? - to jakieś przesłuchanie było?

- Jeździ do pracy na siódmą -zacisnęłam dłonie w pięści.

Reach for the starsWhere stories live. Discover now