kwiat czwarty

1.3K 111 28
                                    

Tego dnia Harry dostał białą różę. Patrzył na nią jak zaczarowany. Był to chyba jego ulubiony kwiat.

Biała róża - niewinna pierwsza miłość. Bo jak inaczej nazwać moje uczucia? Chciałbym, żeby była czerwona - miłość bez upadków - ale to uczucie musi zniknąć.

- To chłopak. - powiedział Harry po przeczytaniu kartki.

- Skąd wiesz? - zapytała Hermiona, która przed chwilą była zbyt zajęta swoim posiłkiem, żeby zwrócić uwagę na różę w ręce przyjaciela.

- Napisał w formie męskiej. Więc zostało 300 osób. - mruknął.

- Czemu 300? Raczej 400. No, minus ja, Crabbe, Goyle i Malfoy, co nie? - mówił rudzielec, a zielonooki ledwo go zrozumiał przez to, że Weasley przeżuwał swoje śniadanie.

- A Zabini? Jego nie wykluczasz? - powiedział brunet.

- Nie. On jest dziwny, więc kto go tam wie. - mruknął rudzielec.

Zaraz po śniadaniu Harry wrócił do swojego pokoju i rzucił zaklęcie na kwiat. Teraz to już było przyzwyczajenie. Nie chciał dać im uschnąć. Zaczynały tworzyć śliczny bukiet. Była sobota, więc siedział w pokoju wspólnym i czytał książkę. Potem jak oparzony poleciał na obiad i zdziwił się, jak nie zastał tam Rona. Chłopak w życiu by nie opuścił posiłku.

Tymczasem Ron został zatrzymany w jakimś ciemnym zakamarku korytarza przez wyższego chłopaka. Był to Blaise.

- Jaki masz problem? - zapytał ciemnoskóry przypinając chłopaka do ściany. Jego jedna dłoń trzymała nadgarstek rudzielca, żeby się nie wyrwał, a druga spoczywała spokojnie na ścianie obok głowy nastolatka.

- Ja? To ty masz jakiś problem do mnie. Gapisz się ciągle. - powiedział cały czerwony ze złości Weasley.

- Ja mam powód. - powiedział chłopak, a jego wyraz twarzy złagodniał.

- Jaki? - ciekawość przezwyciężyła.

- Pokazać ci? - zapytał brunet, a Ron niezbyt przekonany nie odpowiadał. Nie wiedział czego się spodziewać po ślizgonie. Stali tak chwilę w ciszy.

- T-tak. - zająkał się.

Na te słowo, jakby przyzwolenie, Blaise złapał dłonią brodę rudzielca i z lekkim zawachaniem go pocałował. Zawachanie to było tak krótkie, że Ron nawet tego nie wyczuł. Stał tam zszokowany. Blaise całował go przez moment po czym lekko odsunął się od chłopaka i jedynie spojrzał mu w oczy. Ron zmarszczył brwi.

- Strasznie zabawne, Zabini. No, dalej, gdzie są twoi znajomi, co? - powiedział rudy zirytowany. Był pewien, że to kolejny głupi żart, bo w końcu co innego?

- Co? - zapytał.

- Oj już nie udawaj. Nie jestem aż taki głupi. - rzucił odpychając chłopaka i pośpiesznie pokierował się na obiad, mimo, że zupełnie stracił apetyt. Musiał jeszcze tylko wymyslić wymówkę, dlaczego się spoźnił.

Zabini za to nawet nie pofatygował się coś zjeść, zwyczajnie wrócił do swojego dormitorium i zakopał się pod kołdrą. Kiedy Malfoy wrócił z posiłku wręcz natychmiastowo wyciągnął chłopaka z pościeli i zaprowadził go do biblioteki. Było to jedno z niewielu miejsc w których mogli na spokojnie porozmawiać.

W tym samym czasie Ron nie dawał sobie rady w ukrywaniu swojego obrzydzenia zachowaniem ciemnoskórego, więc mimo wszystko wygadał się przyjaciołom. Hermiona była zdenerwowana, a Harry tylko się krzywił. Uznał to za dziwne.

Ale wracając do biblioteki, Zabini zrelacjonował blondynowi całe zajście, a ten tylko podirytowany westchnął.

- Na Merlina, Blaise, tak po prostu go pocałowałeś? I myślałeś że co? Nagle się spikniecie i wejdziecie na obiad jako parka? - mówił. - Nie podoba mi się to, że jeśli się zejdziecie, będę zmuszony do kontaktu z bliznowatym, ale jesteś moim przyjacielem, więc ci pomogę. - powiedział już spokojniej. Nie chciał kontaktu z Potterem. Ale nie z nienawiści, po prostu nie chciał już nic czuć do chłopaka.

- Co zrobimy? - zapytał bezsilnie Blaise.

- Nie wiem, wyślij mu kwiatka. - powiedział Malfoy nie zwracając większej uwagi na przyjaciela. Był zajęty myśleniem nad planem.

- Jak ty wysyłasz kwiatki Potterowi, co? - zapytał ciemnoskóry, a Draco aż się cały spiął.

- Skąd ty to... - zaczął.

- To oczywiste. Gapisz sie na niego i jakimś cudem codziennie wieczorem piszesz tajemnicze kartki. Luz, tylko ja wiem. - sprostował Blaise.

- Oby. - powiedział blondyn już mniej pewnie. Cholera, a co jak jeszcze ktoś wie?

Niech uschną.... (drarry) zakończone (jednak nie)Where stories live. Discover now