12. Piękni i przeklęci

Bắt đầu từ đầu
                                    

Ku mojemu zdziwieniu nie odepchnął mnie, a z westchnieniem owinął szerokimi ramionami. Charakterystyczny cytrusowy zapach perfum w jednym momencie upoił mnie intensywnością swej woni.

      Przez pewien moment było tak... normalnie. Jak gdyby nie dzieliły nas przepaść czasu i krzywdy wyrządzone w przeszłości. Cieszyliśmy się wspólnie z tego małego sukcesu w nadziei na szczęśliwy koniec.

      Dłoń Emmanuela znalazła się w moich włosach, które zaczął delikatnie gładzić. Odnalazłam w tym geście nie tylko pewien spokój, ale także cząstkę utraconego bezpieczeństwa. Odetchnęłam głęboko z paradoksalną ulgą, a ramiona, w których się wówczas znajdowałam, dawały mi dziwne ukojenie.

      Po jakimś czasie odsunęłam się od, zdawało się, zaskoczonego Emmanuela i popatrzyłam na niego znacząco. Wiedziałam, że nie przyleciałby za mną do splamionego hańbą Rockville tylko z informacją o postępie w śledztwie.

      Pod wpływem intensywności mojego spojrzenia spuścił wzrok na swoje dłonie. Zdziwiłam się trochę, gdyż Emmanuel wydawał się zawstydzony, a jego charakterystyczna pewność siebie pękła niczym bańka mydlana.

      — Chciałem porozmawiać także o... nas — wydukał, a to zmieszanie wydawało mi się wówczas nawet urocze.

      — W porządku. Chcę wiedzieć, co czujesz — zakomunikowałam stanowczo.

      Czekałam na ruch Emmanuela w narastającym wewnątrz napięciu. Milczałam, ale nie spuszczałam wzroku z jego twarzy.

      — Chyba jestem... zagubiony. Bardzo. O tak, jestem bardzo zagubiony. Przepraszam za tę sytuację na peronie. Poniosły mnie emocje i do dziś czuję się z tym okropnie — mówił, a w odpowiedzi na moje zakłopotane spojrzenie szybko się zreflektował. — Rozstałem się z Valerié, więc pocałunek nie był zdradą. Nigdy nie zrobiłbym czegoś tak podłego — westchnął ociężale wciąż mocno skrępowany, spuścił wzrok, a potem kontynuował. — Nie rozumiem do końca swoich emocji i nie potrafię ich nazwać, ale pomimo tego — przerwał, by znów na mnie spojrzeć — zależy mi na tobie, Valentino. Wybacz, ale skłamałbym, gdybym zaprzeczył.

      Oświadczenie to brzmiało z jego ust jak przekleństwo. Odnosiłam wrażenie, że Emmanuel celowo sugerował, że uczucie, jakim mnie darzył, było największą karą.

Wzmianka o rozstaniu z Valerié nieco uspokoiła moje sumienie. Zdawało się, że wyparłam całe to zdarzenie ze świadomości, ale gdy Sebastién do niego powrócił, wyrzuty sumienia wróciły. Valerié wydawała się wartościową osobą i nie zasługiwała na taki los, dlatego kiedy Emmanuel wspomniał o ich wcześniejszym rozstaniu, ulżyło mi.

      — Widzę ten wzrok. Aż tak nisko się cenisz? — zapytałam z delikatnym uśmiechem, w odpowiedzi na jego przeprosiny, a moja pozytywna reakcja trochę dodała mu animuszu.

      Choć rozmowa była ciężka, nie traciłam humoru. Pozytywna wiadomość sprawiła, że ciężki głaz przytłaczający mnie od środka stał się nieco lżejszy.

— Nie jestem dumny ze swoich uczynków — oznajmił ze skruchą.

Emmanuel zachowywał się zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Rozmawiał ze mną otwarcie, nie robił aluzji i nie tylko przyznawał się do błędów, ale także szczerze ich żałował. Dystans, chłód i nonszalancja, odeszły w daleką niepamięć i pozostały jedynie odległym wspomnieniem. Tego wieczoru Emmanuel otworzył przede mną swoje serce.

— Każdy ma na sumieniu jakieś grzechy. Rzecz w tym, by je zaakceptować i sobie przebaczyć, a później nie powtarzać błędów.

Milczał, a potem pokręcił głową.

Dalmore nights (wolno pisane)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ