Rozdział 30

87 11 17
                                    

To ma już 30 rozdziałów xdddd.
Kończyć już tą książkę czy jeszcze nie?
________________________________

UWAGA! ZE WZGLĘDU NA NIEZIDENTYFIKOWANE OBIEKTY NA HORYZONCIE ZALECANA JEST NATYCHMIASTOWA EWAKUACJA DO BIBLIOTEKI MIEJSKIEJ. JEST TO NAJBEZPIECZNIEJSZE MIEJSCE W MIEŚCIE! OWTARZAM ZALECANA JEST....

Rozległo się w głośnikach. Ludzie zbili się w małe grupy i szybko ewakuowali się do biblioteki, która była wysoką twierdzą z cegieł i betonu. Podobno była kiedyś więzieniem, ale teraz pułki zapełniały tu wszelakiego rodzaju książki.

Niektórzy panikowali i krzyczeli, jednak większość poruszała się szybko i dość niespokojnie w stronę budynku.

Biblioteka miała dwie wysokie kamienne wieże. Można było na nie wyjść i podziwiać okolicę.

Teraz po małych, zawijających się schodkach biegło dwóch mężczyzn.

Kiedy wpadli na taras i wyjżeli przez barierkę ich oczy rozszerzyły się w przerażeniu

Do miasta zmierzało coś na kształt kamiennego niedźwiedzia. Był tylko jeden mały szkopuł.... niedźwiedź był wielkości biblioteki, która zdecydowanie górowała w mieście swoimi 6 piętrami.

Powietrza nie rozdarł żaden krzyk. Nikt nie płakał. Luo Bridghe stał z poważną miną patrząc na to dziwne zjawisko. Było naprawdę źle.

 ‐‐--‐---------‐-
Jakieś dziecko zaczęło płakać. Bibliotekarka kłuciła się z kimś na zewnątrz o tym czy psy mogą wejść do biblioteki, czy ie. Jacyś panowie pomagali starszej pani przejść przez próg biblioteki.

Shen Qiungu stał obok Luo, i choć starał się to stłumić, delikatnie się trząsł. Mężczyzna obok niego omiatał spokojnym wzrokiem pomieszczenie i jego towarzysz miał wrażenie, że układa w głowie jakiś plan. Zeszli na parter i pomagali ludziom wejść do schronienia.

Kamienne zwierzę było widać już z dołu, a raczej jego łapy. Niedźwiedź już prawie doszedł do granic miasta i wciąż posuwał się naprzód nic sobie nie robiąc ze strzał, które posyłali ku niemu strażnicy z wież biblioteki.

Ludzie broniący granicy już dawno polegli, nie zdążyli się ewakuować, a nie mieli szans z bestią, która miała skórę z kamienia.
Shen Yuan szczerze wątpił, czy biblioteka będzie dla niedźwiedzia jakąś przeszkodą.

-Muszę iść na chwilę na wieżę Sizun. Poczekaj tutaj.

-Co? Hm? Po co?

-Muszę wysłać racę alarmową. Brat Wei mi ją dał. To ostrzeżenie dla Gusu.

-Mhm. No dobra.

Luo poszedł schodami na górę, a Shen Qingqiu został na parterze. Teraz, gdy był sam, zaczęła ogarniać go panika. Co się stanie z miastem? Z ludźmi? Z nim?

Zaczął dokuczać mu ból głowy i zrobiło mu się ciemno przed oczami. Miał wrażenie, że każda sekunda trwa wiecznoś. Powoli cofnął się do tyłu i oparł o półkę z książkami. Wszyscy umrą. To koniec. Zaczął powoli odpływać w ciemność...

-Sizun?

Mężczyzna na znajomy głos otrząsnął się z odrętwienia. Nadal było mu trochę słabo, ale wrócił mu wzrok. Miał wrażenie, jakby coś rozprowadzało się po jego ciele. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że niektórzy ludzie naokoło niego leżeli bezwładnie na ziemi. Inni opierali się niepewnie o pułki lub siedzieli chwiejnie na podłodze.

Gaz! W powietrzu musiała być trucizna!

-Luo, szybko, zamknij drzwi!

Jego przyjaciel niepewnie podszedł do drzwi i jednym szybkim ruchem je zatrzasnął.

Teraz Shen Qingqiu pozwolił sobie zemdleć.

                            ○○○

Wei Wuxian koszmarnie się nudził. Był w bardzo złym nastroju bo zdał sobię sprawę, że efekt tej dziwnej trucizny przestał działać i nie może już czytać w myślach. Fala goryczy zalała go od środka. A było tak pięknie.

Wszystko go dalej koszmarnie bolało I był pewien, że nie podniesie się jeszcze dobre parę tygodni, a może nawet miesięcy z łóżka. Trawił ból w milczeniu, bo niechciał się skarżyć. Lan Zhan i tak miał już wyrzuty sumienia.

Nagle do pokoju wpadł jak burza Lan Wangji. Jako osoba ściśle przestrzegająca zasad nigdy nie biegał po Zaciszu, więc Wei'a tknęło złe przeczucie.

-Raca ostrzegawcza. Strażnicy zauważyli.......kamienną bestię atakującą miasto. Natychmiastowa ewakuacja jest konieczna.

-Co?- Wei Ying totalnie nie rozumiał o co chodzi. Jaka bestia?

Hanguon-Jun otworzył jakąś szafkę wyjął biały (a jak inaczej) plecak i zaczął pospiesznie pakować najpotrzebniejsze żeczy. Wei zauważył, że takie przedmioty jak śpiwory i poduszki pakował w dwóch sztukach.

-Lan Zhan...

Drugi Jadeit zażucił plecak na ramię i najdelikatniej jak potrafił wziął Wei'a na ręce.

Patriacha cicho syknął. Ból uderzył w niego gwałtownie i szybko. Po chwili jednak się w miarę ustabilizował. Wychodzili z Jiangsi. Nigdy nie widział tu aż tak wielu ludzi. Wszyscy powychodzili z domów i zaczęli się ewakuować.

Jacyś ludzie nieśli Lan Qiurena, bo niebyło opcji, by wziąć wózek inwalidzki, a staruszek upierał się, że nie może jeszcze chodzić.

Lan Xichan starał się rozpaczliwie opanować sytuację. Nie mieli gdzie pójść, ale musiał zapewnić swojemu ludowi jakieś bezpieczne schronienie.

Jiang Cheng chrząknął.

-Możecie......zatrzymać się w Yunming. Na jakiś czas.

-Naprawdę? - Lan Huan był bardzo zaskoczony. Wiedział jak wielkim problemem będzie taka liczba ludności gwałtownie sprowadzona do sekty i jaki obowiązek oraz koszty ciążą wtedy na liderze. Nie mógł się powstrzymać i mocno przytulił Jiang Chenga.

Lider sekty Yunming...nie, niemożliwe. A jednak. Jiang Cheng się zarumienił.

-Dobra, dobra kurwa, bo zaraz się rozmyślę.

Lan Xichan się od niego odsunął i zaczął ewakuować ludność. Było przed nimi wiele godzin wędrówki, bo byli tu zwyki cywile, a nawet na mieczach z tąd do Yunming leciało się cały dzień.

Ci, którzy umieli kultywować zabrali na miecze najsłabszych cywili, głównie kobiety i dzieci. W ten sposób ekspedycja szybko się posuwała.

Lan Wangji i Wei Wuxian lecieli razem na Bichenie, a raczej Drugi Jadeit trzymał Patriachę.

Jiang Cheng był lekki więc (chcąc niechcąc) przeskoczył na miecz Zewu-Juna, sam kierując swoim, na którym ulokowało się stadko dzieci w wieku około 5 do 8 lat.

Lan Huan starał się trzymać tempo ewakuacji, tak by ludzie idący nie odczuwali dyskomfortu, ale żeby zdążyć przed tym.....niedźwiedziem.

Trochę było mu wstyd z powodu tego, że tak bardzo obciąży Jiang Wanyina, ale niemiał wyboru. Obiecał sobie, że kiedyś odwdzięczy się Jiang Chengowi, a sam oczewiście mu pomoże zająć się swoimi ludźmi.
____________________________________

Nowa okładka!

Nowa okładka!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
(Nie) Zwykła historiaWhere stories live. Discover now