Rozdział 1

796 39 25
                                    


Wei WuXian siedział za kratami celi w rezydencji Wenów.
Obok niego na podłodze, opierając się o ścianę, klęczał Lan WangJi i pustym wzrokiem gapił się w sufit. Byli tu już 2 tygodnie i Lan Zhan zaczynał powoli wariować. Wei Ying natomiast martwił się o WangJi'ego przez co wyszło jak wyszło- obaj byli na skraju załamania nerwowego.

Wei'owi został skonfiskowany flet, kiedy bronił Hanguang-Jun'a przed strzałkami usypjającymi. Nie wiedział dlaczego, ale kiedy tylko Lan Zhan zobaczył igły zbladł tak, że w białej szacie trudno go było odróżnić od ściany. Zostało jedno, ostatnie wyjście  jeśli chcieli jeszcze kiedyś zobaczyć słońce.

On i Hanguang-Jun byli bezbronni, w dodatku znajdowali się w celi, do której urażona energia przyzywana przez Wei WuXiana nie dolatywała. No i znajdowali się w korytarzu wręcz napchanym żołnierzami z każdej strony.
W takim położeniu poradzić sobie mogła tylko jedna znana Wei'owi osoba, a był nią Hua Cheng.

WuXian nie chciał wzywać swojego brata z dwóch powodów. Oba były spowodowane Lan Zhan'em. Pierwszy powód był dość błachy, otóż San Lang jako jego starszy brat i w dodatku pełnoprawny duch, ba władca duchów i innych okropieństw często traktował go z góry, a Wei nie chciał zostać upokorzony przy WangJi'm. Nie zniósłby tego.
Drugi powód był ważniejszy. Hua Cheng nie nawidził kultywatorów, do których należał między innymi Lan Zhan.

Patriarcha wątpił, że jego znudzony nieśmiertelnością braciszek będzie chciał się fatygować ratowaniem kogoś, kto w innej sytuacji by go pewnie zaatakował.
W dodatku bóg jeden wie w czym swoim wezwaniem Wei mu przeszkodzi, przez co Hua Cheng może być nieźle wkurzony, co bynajmniej nie pomoże mu w przekonywaniu go by nie zrobił z WangJi'ego zimnego trupa.

Mężczyzna spojrzał na Hanguang-Jun'a, który teraz martwym spojrzeniem omiatał celę. Nad czym on się zastanawiał?

Lan Zhan może zginąć albo teraz (zakładając że zginie) albo próbując się wydostać albo za 70 lat tkwiąc w tej klatce.

-Lan Zhaaan- powiedział z charakterystycznym dla siebie optymizmem.

-Co - WangJi nie brzmiał już tak szczęśliwie.

-Ykhym...Wymyśliłem jak się stąd wydostać.

Kultywator gwałtownie poderwał się z podłogi patrząc wyczekująco na Wei'a.

-Tylko...ykhym to trochę ryzykowne...

-Mów.

-No więc nie wiem czy Ci mówiłem, ale mam brata...

-Nie mówiłeś- Hanguang-Jun mruknął z zaskoczeniem.

-Khy, khy nie przerywaj mi.
A więc mam starszego brata, który jest umm... jakby to powiedzieć... szefem upiorów.

-Szefem czego?- Lan otworzył szerzej oczy.

-Upiorów. A sam jest duchem. Jestem pewien że może nam pomóc tylko...

-Tylko co?

-Nie wiem czy będzie mu się chciało...

Lan Zhan patrzył się przez chwilę na Wei'a wzrokiem mówiącym: ,,Będzie mu się chciało co? Narażać życie? Ryzykować rany?"

-Ymmm no wiesz ratowanie nas... może mu się wydać...nudne. To dla niego jak rundka pockera. I... nie przepada za kultywatorami.

WangJi wytrzeszczył oczy. Rundka pockera? Wei chyba robił sobie z niego jaja.

-Skoro jest taki potężny to dlaczego nie wezwałeś go kiedy umierałeś?- Wei wyczuł w jego głosie nutkę wyrzutu.Wiedział jak Lan Zhan'owi było ciężko po jego śmierci.

(Nie) Zwykła historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz