12 ~ zmartwiona rodzina

374 24 14
                                    

Po felernej rozmowie Maryse zamknęła drzwi do biura na runę i usiadła na biurku. Zastanawiała się nad słowami czarownika. Próbowała odrzucić myśli, że Bane miał rację, ale były one zbyt głośne. W końcu do niej dotarło. To była jej wina, że Alexander stracił wzrok. Ukochany pierworodny syn płacił wysoką cenę za jej grzechy.

Wzięła do ręki starą fotografię, leżąca obok stosu papierów. Przedstawiała ona radosnego trzynastoletniego chłopaka, celującego z łuku. Był to jeden z ostatnich momentów kiedy Alec szczerze się uśmiechał i cieszył życiem. Utracił tę zdolność między czternastym, a piętnastym rokiem życia, kiedy się nieszczęśliwie zakochał w swoim Parabatai.

Kobieta popatrzyła smutno na zdjęcie i otarła łzy. Chciałaby, żeby jej syn znowu był szczęśliwy, a teraz cierpiał z jej powodu. Kiedy się uspokoiła, wyszła z gabinetu, zamykając drzwi na klucz. Udała się do kuchni i zabrała za gotowanie gulaszu. Przygotowała posiłek, nakryła do stołu i zawołała dzieci na obiad, a w zasadzie już obiadokolację.

Przy stole siedziała cała rodzina z wyjątkiem Alexandra i Roberta, który cały czas przebywał w Alicante i nic nie zapowiadało, żeby miało się to w najbliższym czasie zmienić. Oczywiście każdy zauważył brak łucznika. Izzy bała się odezwać widząc minę matki, Jace był zajęty jedzeniem, ale Max nie miał żadnego powodu, żeby siedzieć cicho.

- Gdzie jest Alec? - zapytał.
- Pewnie w swoim pokoju. - matka spokojnie odpowiedziała.
- Nie zje z nami? - zdziwił się chlopiec
- Pójdę po niego. - zaproponował Jace
- Lepiej nie, bo jeszcze skończy się awanturą. - Stwierdziła Izzy. - Ja go przyprowadzę. - zadeklarowała i wstała od stołu. Maryse skinęła głową i oprowadziła ją wzrokiem.

Szła zdecydowanym krokiem, więc po chwili była już na miejscu.
- Alec, śpisz? - zapytała cicho, otwierając drzwi. Nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nigdzie nie mogła znaleźć brata. Zauważyła za to, że zniknął jego łuk, który leżał koło łóżka, tak samo jak pozostała broń że ściany i rzeczy ze stolika nocnego.

Zajrzała do szafek i szuflad i zgodnie z jej o obawami, również były puste.
Jedynymi śladami po dawnej obecności Aleca, były ślady w ścianie, bo czasami jak mocno się wkurzył walił w nią pięściami. Izzy podeszła do ściany i przyłożyła pięść do jednego z zagłębień.

Miała łzy w oczach, kiedy dotarło, że starszy brat uciekł z domu. Nie znała przyczyny tej decyzji, co dodawało frustracji. Może gdyby znała powód, byłoby jej łatwiej to zrozumieć. Bolał ja również fakt, nawet nie raczył jej poinformować, jakby nie interesowało go czy młodszą siostrą przejmie się jego zaginięciem.

Usiadła na łóżku i pozwoliła łzom wypłynąć. Strasznie bała się o brata. Co prawda była wściekła, że uciekł bez słowa, ale to nie to uczucie przeważało. Martwiła się, że coś mogło mu się stać. Nie wiedziała gdzie jest, ani czy jest bezpieczny. Nie wiedziała dlaczego to zrobił. Ten brak wiedzy ją przytłaczał.

Jace zjadł swój posiłek i zmartwiony, że Izzy długo nie wraca, postanowił sprawdzić czy wszystko w porządku.
Udał się do pokoju swojego Parabatai. Przez chwilę się wahał czy zapukać, ale ostatecznie chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Od razu rzuciła mu się w oczy płacząca brunetka, siedząca na łóżku brata. Podbiegł do niej i położył rękę na ramieniu.

- Znajdziemy go obiecuję. - powiedział spokojnym głosem. Wiedział co się stało, bo zawsze błyskawicznie łączył fakty. Domyślił się również przyczyny zniknięcia przyjaciela.
- Nie mam pojęcia gdzie jest, ani dlaczego uciekł. - westchnęła cicho, a blondyn ją przytulił wspierająco
- Ja mam pewne podejrzenia.
- Jakie? - spytała z nadzieją w głosie.

Zobacz Dokąd To Zmierza | MalecWhere stories live. Discover now