3 ~ Parabatai

411 25 124
                                    

Oczy Aleca ponownie wypełniły się łzami, już za długo się powstrzymał, podczas tej rozmowy.
- Spokojnie jestem przy tobie. - Jace objął go ramionami, próbując przekazać, że ma w nim wsparcie i jest bezpieczny. - Nie musimy teraz o tym rozmawiać, widzę że jest to dla ciebie trudne.

Przytulali się w milczeniu, pozwalając sobie na płacz i nie wstydząc się tego, była to dla nich obu ciężka sytuacja.
Alec usiadł na łóżku, a Jace zajął miejsce obok niego i położył mu rękę na ramieniu.
- Zrobię wszystko, żeby ci pomóc i cokolwiek by się działo będę przy tobie. - oświadczył, ocierając ręką jego łzy. - obiecuję.

- Jesteś najlepszym Parabatai. - westchnął Lightwood, a jego przyjaciel na chwilę się zamyślił i po chwili miał w głowie pomysł.
- To mogłoby się udać. - powiedział na głos, uśmiechając się, a jego złote oczy zaświeciły w ten sposób, co zawsze gdy wymyśla coś niedorzecznego.

- Co mogłoby się udać?! - Alexander był zdziwiony i czuł, że młodszy coś knuje, więc wolał wiedzieć.
- Przysięga.
-Jaka przysięga?
- Hipokratesa. - odpowiedział sarcastycznie. - oczywiście że chodzi mi o przysięgę Parabatai.
- Co z nią? - zdziwił się Alec
- Myślę że mogłaby pomóc

- Ma ona wielką moc i czytałem kiedyś, że prawdopodobnie, możliwe jest uleczenie swojego przyjaciela walki, za pomocą przysięgi. Czytałem w książkach, że wszystkie właściwości Parabatai nie są jeszcze odkryte.
- Jesteś pewien, że jest to bezpieczne?
- Nie mam bladego pojęcia.
- W takim razie zabraniam.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia.

- Właśnie, że potrzebujesz. - użył stanowczego tonu. - Jak tak dużo dowiedziałeś się z książek, to powiedz mi ilu Parabatai udało się zrobić to co ty chcesz?
- Jeszcze, żadnemu. Bylibyśmy pierwsi w historii. - Wayland się uśmiechnął.
- Skąd wiesz, że nie ma w tym żadnego haczyka ani zagrożenia, albo, że jest to zgodne z zasadami Clave?
- Jak nie sprawdzimy to się nie dowiemy.
- Jace nie! - krzyknął Alec

Blondyn nie zamierzał słuchać starszego i jego kazań, uparł się że mu pomoże i choćby nie wiem co, nikt go od tego nie odciągnie. Miał w tym momencie w głębokim poważaniu, czy to co zamierza zrobić jest zgodne z prawem, czy może mu się coś stać oraz możliwe konsekwencje, to wszystko było teraz nieistotne.

Teraz liczyło się tylko to, żeby pomóc Alecowi. Jace był bardzo zdenerwowany w tym temacie, bardzo mu zależalo na swoim najlepszym przyjacielu. Alec zamknął oczy, modląc się do Aniołów, żeby jego pozbawiony instynktu   samozachowawczego przyjaciel nie zrobił sobie krzywdy. Wayland wziął jego ręce w swoje dłonie.

- Nie nalegaj na mnie, abym cię opuścił i odszedł od ciebie
albowiem dokąd ty pójdziesz i ja pójdę - zaczął wypowiadać słowa przysięgi i po chwili przekonał się, że Alec faktycznie mógł mieć rację z tym niebezpieczeństwem. Coś zdecydowanie było bardzo nie tak.

- gdzie ty zamieszkasz i ja zamieszkam
lud twój - lud mój,
a Bóg twój - Bóg mój,
Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę, i tam pochowany będę.
Niech mi uczyni Pan, cokolwiek zechce, a jednak tylko śmierć odłączy mnie od ciebie. - z każdym zdaniem coraz bardziej uświadamiał sobie co robi, ale nie zamierzał przestać.

W trakcie trwania rytuału, wokół dwóch Parabatai wytworzyło się złote światło,a po jego zakończeniu znikło.
Łucznik powoli otworzył oczy, które wypełniły się łzami szczęścia. Jednak przysięga zadziałała. Już się bał, że nigdy nie zobaczy, a jednak była to tylko pusta obawa.

- Jace udało się. - Spojrzał na swojego przyjaciela, uśmiechając się - ja znowu widzę!
- Cieszę się bardzo. - odpowiedział i obaj się przytulili, jednak starszemu coś nie pasowało.
- Coś jest nie tak.
- Wszystko jest w porządku Alec.

- Czegoś mi nie powiedziałeś Jace. Coś się wydarzyło podczas, gdy wypowiadałeś przysięgę. - powiedział do przyjaciela stanowczym głosem, oczekując wyjaśnień, jednak ten nic nie odpowiedział, tylko patrzył na niego niemrawo, bardziej gdzieś obok.
- Co się stało? - pytanie zdawało od ściany, bo blondyn znowu nie reagował.

- Na Anioła, Jace! Odpowiedz!
- Nie ważne, najważniejsze że udało mi się ciebie uleczyć. - uśmiechnął się blado i spuścił głowę na dół.
- Właśnie bardzo ważne! - Alec podniósł głos, a jego ton był coraz bardziej zdenerwowany, ale młodszy nie wykazał się cieniem reakcji - Jace! Spójrz na mnie! - rozkazał.

Blondyn podniósł głowę, jednak jego oczy były skierowane na ścianę, zamiast na drugiego łowcę.
- Powiedziałem spójrz na mnie!
- Nie krzycz już tak!
- To powiedz mi prawdę i spójrz mi w oczy - zażądał brunet. Jego Parabatai skierował złote oczy w inną stronę, ale ponownie ich spojrzenia się nie skrzyżowały.

Alec szybko dodał dwa do dwóch, ale miał nadzieję, że jednak tym razem wyjdzie inny wynik. Nie mógł w to uwierzyć, ale była to prawda. Jego głupi Parabatai znowu zrobił coś totalnie głupiego i tym bardziej poniósł dużo większe konsekwencje niż zwykle. Był na niego wściekły.

- Powiedz, że nie zrobiłeś, tego co myślę, że zrobiłeś. - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i mordował go wzrokiem, ale pokój znowu wypełniła cisza.
- Na Anioła Jace!
- Nie rozumiem o co ci chodzi?
- Jak to o co mi chodzi?! Coś ty na Anioła narobił?!
- Obiecałem, że pomogę ci bez względu na cenę!

- Ty skończony idioto, bezmózgu, kretynie, matole, głąbie, ciemnoto, debilu, głupi, bezrozumny nieodpowiedzialny oszołomie!!!
- Potrzebujesz słownika synonimów? Bo widzę, że kończą ci się określenia.
- Potrzebuję to czegoś do zamordowania bezmyślnego Parabatai! - krzyknął uderzając go.

- Broni to masz akurat pod dostatkiem. Możesz mnie również udusić, jeśli wolisz.
Brunet nie miał jednak ochoty na żarty, tylko znowu zaczął się wydzierać.
- Mówiłem na Anioła, że to bardzo zły pomysł! Ale po co mnie słuchać?!
- Alec uspokój się!

- Jak uspokój się! Co uspokój się! Ty zdajesz sobie sprawę co najlepszego zrobiłeś?! - był naprawdę wściekły.
- Tak, wiedziałem jakie jest ryzyko i na początku rytuału zrozumiałem jak to może działać. Mogłem przerwać w każdej chwili, jednak tego nie zrobiłem, bo zależy mi na tobie.
- To tym bardziej jesteś skończonym idiotą! Jak mogłeś to kontynuować?!

- Myślałem, że chcesz odzyskać wzrok.
- Nie kosztem twojego!! - wrzasnął
- Wszystko ma swoją cenę, wiedziałem co robię Alec, zrozum.
- Zamknij się!!! - wydarł się na niego starszy. Miał ochotę trzepnąć go czymś ciężkim z całej siły w ten pusty łeb, ale wątpił że by to cokolwiek dało.

Złapał swojego nieodpowiedniego Parabatai da ręce i wypowiedział słowa przysięgi, odwracając skutki rytuału. Wszystko wróciło do punktu wyjścia. Alec ponownie widział tylko ciemność, a Jace cały otaczający go świat.

- Dlaczego wszystko zepsułes?! - zapytał z wyrzutem Wayland.
- Nie bądź bezczelny!!! Ja tylko cofnąłem konsekwencje twojej niewyobrażalnej głupoty!!!
- Chciałem tylko pomóc!
- To nie pomagaj, jeśli nie rozumiesz!
- Tak się składa, że nie rozumiem!
- To masz problem!!! - Alec był zdecydowanie bardziej wściekły niż jest to możliwe. - Wyjdź stąd!!!

- Alec! Posłuchaj mnie.
- Nie to ty mnie posłuchaj i wyjdź z mojego pokoju, zanim cię zamorduję.
- Alec uspokój się i nie rób z tego wielkiej afery, chciałem tylko pomóc.
- POWIEDZIAŁEM WYJDŹ!!! - wrzasnął z całej siły w swoich płucach i zaczął rzucać w niego przypadkowymi przedmiotami. - WYPIERDALAJ!

Zobacz Dokąd To Zmierza | MalecOnde histórias criam vida. Descubra agora