8 - nadzieja

341 24 112
                                    

Izzy wstała powoli z łóżka. Stawiając ostrożne kroki, podeszła do toaletki i zaczęła się ogarniać, bo wyglądała tragicznie. Zrobiła makijaż i uczesała rozczochrane włosy. Zajęło jej to o dziwo tylko pół godziny. Usiadła ponownie na łóżku i podniosła z niego wizytówkę. Wpatrywała się uważnie w małe literki układające się w napis "Magnus Bane Wysoki Czarownik Brooklynu" i widniejący na niej numer telefonu.

Zastanawiała chwilę się czy zadzwonić, już sięgnęła po telefon i wpisała w niego dziewięć cyfr z małego kartonika. Jednak tylko utworzyła kontakt "Możliwa pomoc dla Aleca", nie wiedząc, że niedługo zmieni jego nazwę. (Nie zdradzę wam na jaką) Stwierdziła, że zanim zadzwoni do podziemnego, powinna to z kimś skonsultować. Oczywiście Alec odpadał, potrzebny był ktoś kto się zgodzi na każdy pomysł, żeby pomóc swojemu przyjacielowi.

Włożyła wizytówkę i telefon do kieszeni skórzanej kurtki. Następnie wyszła ze swojego pokoju i poszła do biblioteki, gdzie spodziewała się znaleźć Parabatai swojego brata. Kiedy weszła do pomieszczenia usłyszała cichy tłumiony płacz. Zaczęła rozglądać się, żeby znaleźć jego źródło. Blondyn siedział skulony na ziemi, opierając się plecami o jeden z regałów. Kiedy dziewczyna podeszła bliżej, zauważyła łzy wypływające z jego złotych oczu. Ukucnęła przy przyjacielu i położyła mu rękę na ramieniu.

- Jace słyszysz mnie? - zapytała łagodnym głosem, rzadko takiego używała. Uchodziła raczej za chłodną młodą łowczynię, łamaczkę serc i kości. Jednak nieliczni wiedzieli, że tak naprawdę była bardzo wrażliwa i troszczyła się o swoich bliskich.
- Odejdź. - warknął.
- Nie. Nie ruszę się stąd dopóki nie powiesz mi co się stało. - odpowiedziała stanowczym głosem.
- Nie ważne.

Jace nie lubił, a wręcz nienawidził, kiedy ktoś widzi go w złym stanie. Zawsze pokazywał się z najlepszej strony, a został nauczony przez ojca, że okazywanie uczuć jest czymś złym. Płakał tylko w samotności, no może do momentu kiedy jego najlepszy przyjaciel stracił wzrok, a on nie miał pojęcia jak mu pomóc. Stwierdzenie, że czuł się w tej sytuacji tak samo jak Alec byłoby pewnie nadużyciem, ale przez łącząca ich więź podzielał dużą część jego nastroju, a sam też miał swoje emocje, które go przytłaczały.

- Dla mnie ważne. - ciągnęła Izzy.
- A dla mnie nie.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Powiedz o co chodzi.
- Nie. - Jace wstał i ruszył przed siebie z zamiarem wyjścia z pomieszczenia, ale dziewczyna zatrzymała go łapiąc za ramię.
- Pokłóciłeś się z moim bratem?
- Możliwe. - silił się na suchy bezuczuciowy ton. - Możliwe, że powiedziałem kilka słów za dużo i teraz tego żałuję.

- To raczej nic nowego. Mocno przesadziłeś?
- Niestety. - westchnął. - Nie chciałem go skrzywdzić ok? Zależy mi na nim i strasznie chcę pomóc.
- Ale Alec nie chcę. Zawsze jest pierwszy do pomocy innym, ale sam jej nie potrafi przyjąć. - stwierdziła smutno dziewczyna. Znała już dobrze swojego brata i wiedziała jaki jest.
- I w tym problem. Ja się martwię, a on wychodzi sobie sam na spacery. I nie mogę mu nic powiedzieć, bo wyskakuję mi z tekstami, że traktuję go jak dziecko, albo psa.

- trzeba go jakoś zmusić. - stwierdziła Isabelle.
- siłą? - zapytał Jace.
- Nie idioto.
- Wypraszam to sobie. Jestem jednostką wybitnie inteligentną. - założył ręce na biodra i zrobił urażoną minę. - Gdy ja zwykle jestem uparty, to Alec używa siły, albo stawia mnie przed faktem dokonanym.
- Więc zrobimy to drugie.
- Masz jakiś plan. - bardziej stwierdził niż zapytał.

Izzy pokiwała głową, uśmiechając się przy tym, w taki sposób, że Jace szybko to odwzajemnił i gdyby Alec to widział na pewno miałby obawy. Zawsze kiedy coś razem knuli, wyglądali podobnie. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni wizytówkę i podała ją blondynowi, bez zbędnych słów. Chłopak wziął kartonik do ręki i błyskawicznie przetworzył wszystkie informacje na niej zawarte.

Zobacz Dokąd To Zmierza | MalecOù les histoires vivent. Découvrez maintenant