Rozdział 24

686 50 5
                                    

Zerknęłam znad telefonu na Tsukishimę, który nawet z tej odległości był podejrzanie czerwony i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Ten dzień jednak nie jest taki zły. W zasadzie jest całkiem niezły.

– Daję mu jeszcze z dziesięć sekund na analizę i tu przylezie – oznajmił cicho piegus.

– Dziesięć? Obstawiam więcej. Sugawara-san tu pędzi – mruknęłam cicho, widząc, z jaką zaciętą miną tu podąża.

– Shimizu-chan!

– Tak? Coś się stało?

– Kiyoko-chan powiedziała, że nic nie jesz. Źle się czujesz? Odchudzasz się?

Wyciągnęłam szyję i wychylając się zza srebrnowłosego, namierzyłam spojrzeniem siostrę, która wystawiła w moją stronę język. Zmarszczyłam brwi w niemym pytania, co ją naszło na nasyłanie zespołowej mamuśki na moją biedną osobę. Przecież od jakiegoś czasu byłam grzeczna i nie zdążyłam jej zdenerwować.

– Nic z tych rzeczy, po prostu nie jestem głodna, Sugawara-san.

– Nie zmuszaj mnie w takim razie do drastycznych przedsięwzięć i jedz – wcisnął mi w ręce wypełniony po brzegi talerz, a ja nie wiedziałam, czy mam płakać, czy się śmiać.

– Suga-senpai, ja tego naprawdę nie zjem – stwierdziłam po oględzinach talerza.

– Shimizu-chan – burknął, zakładając ręce na piersi. – Zdecydowanie ci nie zaszkodzi zjedzenie tej porcji.

– Yamaguchi-kun pomóż mi, bądź dobrym przyjacielem i mnie uratuj. Nie mam trzech żołądków!

– Nie mieszaj mnie do tego. Nie chcę mieć problemów u kapitana.

– Właśnie, nie kombinuj. Obiecałem twojej siostrze, że cię przypilnuję.

– Dobra, dobra – skapitulowałam. – Zjem.

Sugawara uśmiechnął się szeroko i przykazał Yamaguchiemu, że ma mieć na mnie oko. Wywróciłam tylko oczami i faktycznie zabrałam się za jedzenie tej sterty kalorii, obserwując rozmawiających ze sobą siatkarzy. Pozostałe menadżerki dalej siedziały blisko siebie i śmiały się z czegoś, a przerażona towarzystwem Yachi, przysiadła na niższym stopniu. Trąciłam ją kolanem, zwracając na siebie większą uwagę.

– Hitoka-chan? – zagadnęłam koleżankę. – Wszystko okay?

– Oni są ogromni.

– Jak to siatkarze – parsknęłam. – Nie masz co się bać, nie zrobią ci przecież krzywdy. Prawda Yamaguchi-kun?

– Jasne, że nikt by ci nie zrobił krzywdy. Menadżerki to boginie tego obozu.

Blondynka zarumieniła się, słysząc ten zawoalowany komplement i schowała twarz w dłoniach, a ja podniosłam do góry kciuk, bezgłośnie informując chłopaka, że świetnie się spisał. Miał talent do mówienia odpowiednich rzeczy i po cichu obstawiałam, że to on zostanie kapitanem drużyny, kiedy tegoroczni trzecioklasiści pożegnają się z liceum Karasuno.

– A tej co? – zapytał Tsukishima, decydując się w końcu tutaj przyjść.

– Bądź trochę milszy. Tak odrobinkę – powiedziałam, posyłając mu uśmiech.

– Shimmi, twój telefon znowu dzwoni.

– Kto się znowu dobija – zapytałam sama siebie, sięgając po telefon, który leżał za moimi plecami. – Ja nie wierzę.

Tadashi parsknął śmiechem, widząc, że starszy z braci Tsukishima chyba ma naprawdę problem z decyzyjnością i zachowaniem gardy w obliczu tak strasznej bitwy, jaką jest randka z dziewczyną. Kei usiadł po mojej drugiej stronie i przykleił się do mojego boku, podpierając się jedną ręką za moimi plecami i wyciągając przed siebie nogi, uważając przy tym, żeby nie kopnąć Yachi. Zdziwiłam się, że sam z siebie w miejscu publicznym nie ma problemu, nazwijmy to roboczo, z okazywaniem uczuć. Chyba to był najprostszy sposób, by odpowiedzieć na moje pytanie zadane przez wiadomość.

Uwierzyć w Księżyc |Tsukishima Kei x OC|✓Where stories live. Discover now