ROZDZIAŁ XX - GRACE

2.2K 66 6
                                    

„Zawsze jak się skończymy kochać, bierze mnie coś takiego smutnego. Jakbym miała w środku pusto i uderzona mogła wydać tylko dudniący, matowy dźwięk. Jakby wiał przeze mnie wiatr! Gdy mnie bierzesz, czuję się taka pełna, silna, żywa, a gdy jest po wszystkim, znów ogarnia mnie ta dojmująca samotność. Wiem, że znowu jesteśmy dwiema obcymi jednostkami, że połączenie jest niemożliwe, że człowiek jest samotny w sobie na zawsze...”

Dorota Masłowska, Kochanie, zabiłam nasze koty

Normalnie szykowałabym się na spotkanie z Williamem, ale zabawne było to, że nawet nie umówiliśmy się w konkretnym miejscu. Nie wiedziałam gdzie mieszka, ani czy czekałby na mnie pod kawiarnią. Śmieszyła mnie ta sytuacja, ale nie zamierzałam ubolewać nad tym losem. To niedopowiedzenie mogło się okazać dla mnie zbawieniem. Być może los chciał, by nie doszło do tego spotkania? Nie ukrywam, że to nieporozumienie było mi na rękę. William był synem właścicielki kawiarni, w której dostałam pracę i wolałam nie chadzać z nim na wieczorne spotkania. To było niekulturalne i nie wyglądało zbyt dobrze. Eva i tak patrzyła na mnie z wielką ostrożnością, po incydencie z tulipanem. Nie zamierzałam, robić sobie wrogów w nowo zaczętej pracy.

Był piątkowy wieczór. Jeśli moje plany nie będą zrealizowane, pozostaję mi jedynie wziąć kąpiel, zrobić popcorn i usiąść przed telewizorem. I nie mogłabym zapomnieć o zapasie chusteczek, kiedy będę płakać nad kolejną smutną historią romantyczną. Skierowałam kroki w stronę sypialni, skąd zabrałam luźne spodnie od piżamy i krótki obcisły top. W takim zestawieniu spało mi się najwygodniej. Przy okazji nie mogłam zapomnieć o szlafroku z motywem słonika. Wielki kaptur z trąbą na czubku imitował również jego duże uszy. Uśmiechnęłam się, bo był to prezent od Alice, na jedne z moich imienin. Na pewno wyglądałam w nim śmiesznie, ale jeśli miałam spędzić wieczór sama, nie widziałam przeszkód, by go założyć. Był miękki, ciepły i puszysty.

Po krótkiej kąpieli, nałożyłam na twarz maseczkę nawilżającą i odziana w piżamę skierowałam kroki w stronę kuchni. W szafce znalazłam ostatnią paczkę popcornu, którą wsadziłam do mikrofalówki. Słyszałam jak kukurydza strzela, a ja uśmiechałam się przy tym wesoło. Wtedy też do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Ze zdziwieniem uniosłam brew obstawiając, że do drzwi dobija się mój brat. Burknęłam pod nosem, jednak podeszłam do nich.

— Camden, zostaw mnie w spokoju. — Mamrotałam, nim zdążyłam zobaczyć, że po drugiej stronie nie stoi mój brat. Kiedy jednak zobaczyłam postać wysokiego mężczyzny, pożałowałam, że to nie on.

— Witaj Grace. — Pokiwałam przecząco głową, widząc uśmiechniętego Vincenta. Kogo jak kogo, ale jego nie spodziewałabym się nawet w najśmielszych snach. Poczułam motyle w brzuchu, kiedy widziałam jego uśmiechniętą twarz. Nie potrafiłam racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego ten mężczyzna działał na mnie tak niepokojąco. Minęło kilkanaście sekund, a ja nadal nie przywitałam się z nim. Vincent Calviert miał tego świadomość, dlatego delikatnie naparł swoim ciałem w moją stronę, przez co odruchowo postawiłam kilka kroków w tył. Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na mnie, ciemnymi jak noc tęczówkami. 

— Co Ty tutaj robisz? — Zapytałam, kiedy nagle odzyskałam głos. Całkiem niewzruszony Vincent wszedł do wnętrza mojego domu. 

— Przybyłem z odwiedzinami. Nie zaprosisz mnie na kubek herbaty? Na lampkę wina? 

— Nie. Myślę, że skończyłam z Tobą jakąkolwiek relację w momencie, w którym mój brat oddał Ci pieniądze. Nie masz prawa nachodzić mnie w domu, co jeśli mam inne plany?

— Grace, robisz popcorn, który czuję w całym mieszkaniu. Masz na sobie piżamę, z której najseksowniejszy jest tylko top. No i świetny szlafrok, naprawdę. — Vincent zaśmiał się tonem dotąd mi nieznanym. Tak beztroskim i szczerym, że nabrałam się na jego dobre intencje i dołączyłam do niego. 

You'll be mine [18+]Where stories live. Discover now