Rozdział 9

434 41 16
                                    

Obudziłem się wypoczęty. Już nie czułem się tak obolały jak wczoraj. Na dodatek byłem przykryty kocem, ale nie pamiętałem, żebym się przykrywał, czyli oznaczało to, że ktoś tu był. 

- Friday, czy ktoś przyszedł do mojego pokoju, jak spałem? - zapytałem sztucznej inteligencji.

- Tak, Tony Stark tu był i cię przykrył. - odpowiedziała. 

Ta wiadomość bardzo mnie ucieszyła. To, co mówił wczoraj musiało być prawdą. Mojemu ojcu naprawdę na mnie zależało. 

Postanowiłem przez chwilę poleżeć sobie w łóżku i poprzeglądać telefon. Mój spokój zagłuszyło pukanie do drzwi. Był to mój tata, który bez żadnej mojej odpowiedzi wszedł do środka. 

- Friday, poinformowała mnie, że się obudziłeś. Jak się czujesz? - zapytał zatroskany ojciec.

Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Czy to możliwe, że zrozumiał w końcu swój błąd w sprawie ojcostwa? Najwidoczniej tak. 

- Coraz lepiej. - odpowiedziałem. 

Mój tata podszedł do mnie i usiadł na kraju łóżka.

- Dobrze, że się lepiej czujesz. - powiedział - Za chwilę będę musiał jechać na ważne spotkanie, a wieczorem razem z Avengersami mamy ważną misję. Niestety nie da się tego przełożyć, bo to ważne zebranie, które już dawno było zaplanowane, a podczas tej misji aresztujemy ważną osobę. Jeśli będziesz czegoś potrzebował albo źle się poczujesz informuj od razu Friday. Dobrze?

- Tak. 

- To ja muszę już iść, bo się spóźnię. Nie przemęczaj się i odpocznij. 

Wychodząc tata mnie przytulił. Byłem szoku. Pierwszy raz dowiadywałem się, co będzie robił mój ojciec od niego samego, a nie od innych osób. Może i nie powiedział żadnych szczegółów, ale to już coś. Chyba teraz się wszystko zmieni. 

Po kilku godzinach nic nie robienia i kilku odwiedzinach Brusa, postanowiłem pójść coś zjeść. Po tej czynności pomyślałem, że ciekawym pomysłem będzie pooglądanie starych rzeczy mojej mamy. Udałem się do sypialni rodziców. Wiedziałem, że moja rodzicielka miała specjalną skrzynkę z pamiątkami w swojej garderobie. Nadal bolały mnie wspomnienia o niej, ale zdawałem sobie sprawę, że tak będzie pewnie przez dłuższy czas. Musiałem się do tego zwyczajnie przyzwyczaić. 

Wchodząc do garderoby mojej mamy, od razu zobaczyłem dużą ilość ubrań na każdą okazję. Nie wiedziałem od czego zacząć poszukiwania pudełka. Kilka razy jak byłem mały, ukrywając się podczas zabawy w chowanego widziałem je. Czułem, że ta skrzynka tu jest. Po kilku minutach poszukiwań znalazłem to, czego szukałem w szufladzie. Byłem ciekawy, co tam się znajduje, dlatego bez żadnego zastanowienia usiadłem na podłodze, otwierając pudełko. W środku znajdowało się kilka zdjęć, których nigdy nie widziałem w albumie. Przedstawiały moją mamę w młodości. W środku znalazłem również stare listy miłosne. Nie miałem ochoty ich czytać, ale wiedziałem, że były one pisane przez tatę. Natrafiłem także na ręcznie robione bransoletki i różne pamiątki z młodości mojej mamy. Moją uwagę zwrócił jednak jeden dokument z moim imieniem. Tylko nic w nim się nie zgadzało. Według tego papierka nazywałem się Peter Benjamin Parker, a moimi rodzicami byli Mery i Richard Parker. Przecież to nie możliwe. To na pewno nie chodziło o mnie, tylko takim razie o kogo? 

Nie znałem przecież nikogo kto nazywał się Parker, a ten dokument nie mógł tak przypadkowo trafić do pudełka mojej mamy. Postanowiłem na razie to odłożyć i wrócić do pokoju. 

W mojej sypialni cały czas myślałem o tym głupim dokumencie. Postanowiłem poszukać, jakiś informacji na temat Mary i Richarda Parkerów.

Znalazłem jedynie artykuł o tym, że pracowali kiedyś w Stark Industries dla Howarda Starka i że zginęli wypadku samolotowym kilka lat temu. W tej publikacji znalazłem też informacje, że mieli syna, który teraz powinien mieć tyle lat co ja. Coś mi się w tym nie zgadzało. Po co mojej mamie byłby potrzebny taki dokument? Musiałem to sprawdzić. 

Drugi raz postanowiłem wyjść z mojego pokoju i tym razem skierowałem się w kierunku gabinetu mojej mamy. Sądziłem, że tylko tam mogę znaleźć rozwiązanie tej sprawy. W środku zacząłem dokładnie przeszukiwać całe pomieszczenie. Wszystkie dokumenty mojej rodzicielki były idealnie ułożone i posegregowane w przeciwieństwie do tych z biura taty, dlatego uznałem, że szybko coś znajdę. Jednak się pomyliłem. Spędziłem w pomieszczeniu kilka godzin, dokładnie przeszukując dokumenty, których było mnóstwo. Gdy chciałem zrezygnować dostrzegłem ukrytą teczkę w szufladzie. Przez chwilę wahałem się, czy ją otworzyć, ale doszedłem do wniosku, że wolę znać prawdę, niezależnie od tego czy będzie ona bolesna, czy nie. Niepewnie odsunąłem gumkę na bok i zaglądnąłem do niej.

W środku znajdowały się... papiery adopcyjne. To nie możliwe. Na prawdę zostałem adoptowany. Byłem w szoku. Przez tyle lat mnie okłamywali. Czułem się okropnie oszukany i wściekły na moich, jak się okazało przybranych rodziców. Ciekawe, czy w ogóle planowali mi o tym powiedzieć? Pewnie sądzili, że nigdy się nie dowiem, jeśli odpowiednio to ukryją. Tym razem to oni się pomylili. 

Zacząłem przeglądać te dokumenty i dostrzegłem imię May Parker. Według tych informacji zanim zostałem adoptowany przez Starków, to ona się mną opiekowała, ale po śmierci swojego męża Bena Parkera przeżyła załamanie nerwowe i nie była w stanie się mną więcej zajmować. Ciekawe czy ona jeszcze żyła? Od razu przeszedłem do wyszukiwania wiadomości na jej temat. Dzięki Friday, udało mi się znaleźć o tej kobiecie więcej, niż sam bym oczekiwał. Okazało się, że May Parker jeszcze żyje, więc szybko znalazłem jej adres, który zapisałem sobie w telefonie. 

- Avengersi przed chwilą wrócili do Wieży. - poinformowała mnie sztuczna inteligencja.

Po usłyszeniu tej wiadomości, zabrałem dokumenty adopcyjne i wyszedłem z gabinetu mojej mamy. Chciałem to wszystko wyjaśnić z tatą. Wściekły udałem się do kuchni z nadzieją, że tam znajdę ojca. Nie myliłem się. Stał koło ekspresu, robiąc sobie kawę. 

- Właśnie miałem pójść sprawdzić jak się czujesz. - powiedział mój tata. - Czy coś się stało?

- No właśnie tak. Dlaczego nie powiedzieliście mi, że jestem adoptowany? Przez te wszystkie lata myślałem, że jestem waszym biologicznym synem, a tu się nagle okazuje, że jednak nie. Dodatkowo moi prawdziwi rodzice pracowali dla twojego ojca, a potem zginęli w katastrofie lotniczej. Możesz mi mi wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi?! 

- Skąd o tym wiesz? - zapytał niepewnie, a ja podałem mu dokumenty, które znalazłem w biurze. On popatrzył na te papiery z szokiem, a potem przeniósł wzrok na mnie. 

- Dlaczego mnie okłamywaliście? - spytałem ze łzami w oczach - Tak ciężko było mi powiedzieć prawdę? Przynajmniej mniej by mnie to bolało. - dodałem i przetarłem oczy rękawem. 







Witam ponownie.
Oto drugi z trzech rozdziałów z krótkiego maratonu. Mam nadzieję, że taka niespodzianka podoba wam się.

Do następnego rozdziału o 24.00.

In the world of liesWhere stories live. Discover now