Rozdział 8

460 43 8
                                    

Pov. Peter

Otworzyłem oczy. To ja żyłem!? Trzymałem czyjąś ciepłą rękę, więc postanowiłem spojrzeć w tamtą stronę. Byłem w szczerym szoku. Zastanowiło mnie, od kiedy mój ojciec się mną w ogóle interesuje?

Kiedy zaczął mnie przepraszać, zdziwiłem się jeszcze bardziej. W końcu to nie on zażył te tabletki, tylko ja.

- Nie masz mnie za co przepraszać. - powiedziałem - I tak się mną nie interesowałeś. Zawsze byłem jedynie problemem, a wszyscy traktowali mnie jak powietrze.

W końcu to siebie wyrzuciłem. Wiedziałem, że ojciec będzie wściekły, że się w ogóle odezwałem i pewnie karze mi pójść do pokoju. Odwróciłem wzrok i wlepiłem go za okno w sali. Czekałem na opieprz, który nigdy nie nadszedł.

- Peter. To wszystko moja wina i teraz to wiem. Nie byłem dla ciebie najlepszym ojcem. Rozumiem, że poczułeś się z tym źle, bo każdy dzieciak potrzebuje miłości. Przepraszam cię, bo to przeze mnie chciałeś się zabić. Może i jestem egoistą jakich mało, ale proszę, nie porywaj się więcej na swoje życie. Kocham cię synku i obiecuję, że stanę się lepszym ojcem. Dla ciebie.

Mówiąc to, cały czas ściskał moją rękę i dławił się łzami.

Od razu, jak skończył, podniosłem się i przytuliłem się do taty. Usłyszałem, jak mocno bije mu serce. Na prawdę się tym przejął. Ojciec oddał uścisk i siedzieliśmy tak dobrą chwilę. W końcu poczułem się kochany.

- To ja wysłałem Pepper na tą delegację. - zaczął znowu - To przeze mnie nie żyje. Przepraszam Pete, że zabiłem twoją matkę. Wybacz mi proszę. 

- Nikogo nie zabiłeś tato. - odpowiedziałem mu - Rozumiem, że było ci ciężko, kiedy mama odeszła, ale to nie ty przyczyniłeś się do jej śmierci. Po prostu też źle się czułem, a nie chciałeś, żebyśmy mogli przejść przez to razem. Nie miałem się komu wygadać, ani do kogo przytulić, kiedy naprawdę tego potrzebowałem. Brakowało mi taty, który by mnie wspierał. Dlatego postanowiłem dołączyć do mamy. Przepraszam, że przeze mnie się martwiłeś. Nie chciałem, ale nie widziałem innego rozwiązania. Cały czas pokazywałeś mi, że nie będzie ci szkoda, gdy odejdę. 

- Nie mów głupot Peter. Kocham cię. Jesteś moim synem.  

- Ja też cię kocham tato.

Ponownie przytuliłem się do ciepłej piersi ojca. Nie sądziłem, że mój tata mnie za coś przeprosi, a zwłaszcza powie mi, że mnie kocha. 

Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie. Wszystko zepsuł komunikat Friday o tym, że Nick Fury ma ważną wiadomość i wszyscy Avengersi mają się zjawić. 

- Muszę iść Peter, ale jak spotkanie się skończy od razu do ciebie przyjdę. Możesz sobie przez ten czas odpocząć.

- Dobrze.

Nie chciałem, żeby mój tata odchodził, ale nic nie trwa wiecznie. Taka niesamowita chwila musiała się tak szybko skończyć. Pierwszy raz od dawna poczułem, że na prawdę mam ojca. Wspaniałe uczucie. Może teraz będę miał lepszy kontakt z tatą i będę mógł z nim spędzać czas?

Wychodząc pocałował mnie w czoło. Teraz zostałem sam w sali szpitalnej. Bez żadnych osób, z którymi mógłbym porozmawiać, bez urządzeń elektrycznych, bez mojego telefonu, a tak po za tym gdzie była moja komórka?! Miałem nadzieję, że jej nie zgubiłem. Pewnie leżała sobie w moim pokoju albo w bluzie, która znajdowała się obok mnie. Dla pewności sięgnąłem, do kieszeni, aby sprawdzić, czy tam jest. Nie myliłem się. Mój telefon spoczywał właśnie tam, tylko się rozładował. 

Leżenie w sali szpitalnej samemu było bardzo nudne i nie wygodne. Wolałem wrócić do swojego pokoju albo posiedzieć z tatą, bo przez cały ten czas, który już tu spędziłem, udało mi się wywnioskować, że chyba naprawdę mu na mnie zależy. 
Stwierdziłem, że najlepszą dla mnie opcją, będzie powrót do pokoju. Chciałem odpocząć w swoim wygodnym łóżku. Przez to, co zrobiłem wszystko mnie bolało, ale mimo wszystko postawiłem na powrót do sypialni. Gdy spróbowałem wstać, zorientowałem się, że jestem podpięty do różnych maszyn. Nie miałem pojęcia, jak się stąd wydostać, żeby niczego nie uszkodzić i nikogo nie wystraszyć moją nieobecnością.

- Friday, poinformuj jakiegoś lekarza, aby przyszedł do mojej sali. - nakazałem sztucznej inteligencji. 

Po chwili w mojej sali pojawił się jakiś mężczyzna w białym kitlu.

- Czy mogę udać się do swojego pokoju? Czuję się o wiele lepiej i nie mam zamiaru więcej tu przebywać. - powiedziałem do lekarza.

- Powinieneś zostać tutaj na obserwacji. Doktor Banner kazał nam doglądać twojego stanu zdrowia.

- Powinienem, ale nie muszę. W moim pokoju będzie mi lepiej i wtedy też będziecie mieć mnie na oku. 

Widziałem, jak lekarz się waha. Nie miał uprawnień, żeby wypuścić mnie ze skrzydła, jednak liczyłem, że to zrobi.

- Muszę się najpierw zapytać doktora Bannera, a on chwilowo jest na ważnym spotkaniu. - po chwili, gdy chciał wyjść dodał - Czy potrzebujesz czegoś?           

- Ładowarki do telefonu.

- Nie możesz teraz używać urządzeń elektrycznych, bo tak powiedział doktor Banner. Powinieneś zamiast tego odpocząć.

- To takim razie niczego nie potrzebuje. - po moich słowach lekarz wyszedł. 

Nie mając niczego lepszego do zrobienia zasnąłem. Obudziłem się, gdy poczułem, że ktoś krząta się po mojej sali. Pomyślałem, że spotkanie Avengersów się skończyło i tata w końcu do mnie przyszedł. Jednak się pomyliłem. Otwierając oczy nie zobaczyłem mojego ojca, tylko Brusa. 

- Gdzie jest mój tata? - zapytałem Bannera. 

- Jest na spotkaniu. Ja wpadłem tylko na chwilę, żeby sprawdzić jak się czujesz, a potem do nich wracam. - odpowiedział mi - Jak się czujesz? 

- Już o wiele lepiej. Czy muszę tu nadal być? Czy nie mogę się udać do mojego pokoju? - zapytałem z nadzieją, że mnie stąd w końcu wypuści. 

- Według mnie powinieneś zostać w sali szpitalnej pod obserwacją. 

- Ale już ze mną wszystko dobrze. Przecież nic się nie stanie jak zamiast leżenia tu, będę leżał w swoim pokoju. 

Może i nie czułem się, aż tak dobrze, ale on przecież nie musiał o tym wiedzieć. 

- Będziesz mógł udać się do swojego pokoju pod warunkiem, że nigdzie nie pójdziesz, odpoczniesz i jak źle się poczujesz, to poinformujesz mnie od razu.

Oczywiście zgodziłem się z Brusem, bo chciałem już opuścić to nudne skrzydło szpitalne. Banner odpiął mnie od tych wszystkich maszyn i jeszcze kilka razy zapytał, czy na pewno dobrze się czuję. Gdy wstałem zrobiło mi się trochę słabo, ale na szczęście Brus tego nie zauważył. Wychodząc z pomieszczenia usłyszałem ponownie głos doktora.

- Tylko, jak będziesz sam nie rób nic głupiego. 

- Nie zamierzam. - odpowiedziałem wychodząc z sali. 

Od razu udałem się do windy, aby wjechać na wybrane piętro, na którym znajdował się mój pokój. W sypialni na początku podłączyłem mój telefon do ładowania i kazałem zasłonić Friday rolety. Kładąc się na łóżku, zobaczyłem na szafce nocnej zakrwawioną żyletkę. Nie chciałem na nią patrzyć, dlatego schowałem ją do szuflady. Wreszcie mogłem położyć się na wygodnym łóżku. 

Kiedy udało mi się w końcu odpowiednio ułożyć, przycisnąłem do siebie poduszkę i zasnąłem.








Witam
Wiem, że dawno nie wystawiałam rozdziału, ale mam dla was małą niespodziankę z oli_ciesielska. Przygotowałam krótki maraton składających się z trzech rozdziałów, które będą pojawiać się co godzinę.

Do następnego rozdziału o 23.

In the world of liesWhere stories live. Discover now