Rozdział 3

572 53 50
                                    

- Czy ty jesteś... Misterio? - zapytałem zszokowany. Quentin Beck, kiedyś pracował w Stark Industries i był moim nauczycielem. Tłumaczył mi głównie zadania z matematyki, których nie rozumiałem. Często z nim rozmawiałem o sprawach naukowych. Mogłem się do niego zwrócić w każdej sprawie. Wszyscy go lubili. Nawet uczestniczył w pewniej misji z Avengers, której... zginął.

- Tak to ja. Nie poznajesz mnie?Stanąłem jak osłupiony. Czułem się, jakbym właśnie zobaczył ducha. 

- Przecież ty nie żyjesz. Zginąłeś podczas tej misji z Mścicielami.

 - A czy byłeś na moim pogrzebie? - niepewnie polowałem głową na nie - No właśnie. Kto ci naopowiadał takich bredni?

- Avengersi i moi rodzice. - byłem zdezorientowany. Jak to możliwe, że to wszystko były kłamstwa. Dlaczego nawet moja mama mnie oszukała? Przecież to nie możliwe. - Dlaczego kłamali? - dokończyłem swoją myśl na głos.

- Może przez to, że Tony Stark ubzdurał sobie, że go oszukałem w sprawie nowych projektów. A może przez to, że nie nadawałbym się na Avengersa. Albo przez to, że jestem zbyt dobry i mógłbym wszystkich wygryźć z ich posad. 

Stałem na tym dachu i nie wiedziałem, co powiedzieć, czy zrobić. Znowu zostałem oszukany, a tym razem jeszcze przez moją mamę. Musiałem to wszystko przemyśleć. Nie mogłem tu zostać.

- Ja chyba sobie już pójdę. - powiedziałem.

- To do zobaczenia. Może za niedługo się ponownie spotkamy.

Nie wiedziałem, gdzie się mogę udać, dlatego przez kilka godzin włóczyłem się po Nowym Yorku. Nawet nie mogłem sprawdzić, która jest godzina, bo miałem rozładowany telefon. Nie chciałem wracać do Wieży, ale chyba zostałem do tego zmuszony. Nie z tego powodu, że było późno, tylko przez ro, że zrobiło się już ciemno i było mi trochę zimno, poza tym nic jeszcze dzisiaj nie jadłem. Może udało by mi się wejść, aby nikt mnie nie zobaczył? Może Avengersi znowu są na misji albo mają swoje spotkanie lub po porostu śpią.

Po ponad pół godziny znalazłem się przed wejściem do budynku. Nie chciałem wracać do domu. Nadal byłem zły na wszystkich Mścicieli, dlatego z małym zawahaniem wszedłem do środka. Udałem się wprost do windy. Po chwili znajdowałem się na piętrze mieszkalnym.

Udałem się do kuchni. Zamierzałem zrobić sobie szybko jakieś kanapki i udać się do swojego pokoju. Otwierając lodówkę usłyszałem, że ktoś właśnie wchodzi do pomieszczenia. Naprawdę teraz?

- Wszyscy się o ciebie martwili, Peter. Wiesz która jest godzina? - powiedział zdenerwowany, a za razem zmartwiony Steve.

- No właśnie, która jest godzina, bo mi się telefon rozładował i nie mogłem sprawdzić? - nie chciałem z nim rozmawiać, ale byłem ciekawy ile mnie nie było.

- Jest już po drugiej. Gdzie byłeś przez ten czas? Nie wiesz jak twój ojciec się martwił. Poleciał cię godzinę temu poszukać. - dodał po chwili - Friday, poinformuj wszystkich, że Peter jest już w Wieży.

- Już wszystkich zawiadomiłam. - odpowiedziała sztuczna inteligencja.

Gdy skończyłem robić sobie kanapki, do kuchni weszli pozostali Avengersi, pomijając mojego ojca.

- Gdzie byłeś Peter? - zaczął Clint.

- Nigdzie. - odpowiedziałem. Chciałem wyjść, ale powstrzymała mnie Natasza

 - Nie wychodź. Porozmawiajmy. Co się dzieje z tobą ostatnio?

- Jestem śpiący. Chcę pójść do mojego pokoju.Znowu skierowałem się w kierunku drzwi. Tym razem, gdy chciałem wyjść, do środka wszedł mój ojciec. Serio?

- Gdzie idziesz? Musimy porozmawiać. Wiesz jak się o ciebie martwiłem? Nie możesz wracać tak późno do domu. Dzwoniłem tyle razy. Nie umiesz odbierać? - powiedział wściekły i zmartwiony. 

- Rozładował mi się. Mogę pójść do pokoju? Zmęczony jestem.

- Tony niech idzie. Porozmawiasz z nim jutro. - wtrąciła się Natasza.

Po tych słowach udałem się do pokoju. Nie chciałem z nimi rozmawiać. Po tym jak kolejny raz mnie oszukali. Tak bardzo mnie kusiło, aby zapytać ich o Misterio, ale wiedziałem, że to teraz nie ma sensu. Na pewno nie powiedzieliby mi prawdy.

W pokoju od razu włączyłem swój telefon do ładowania. Po tym zacząłem jeść swój posiłek, sprawdzając powiadomienia. Miałem mnóstwo nieodebranych połączeń i SMS-ów od każdego z Mścicieli i moich rodziców. Martwili się, ale mnie to nie obchodziło, bo w końcu mnie okłamali. Gdy skończyłem jeść, udałem się do toalety, aby się umyć. Następnie postanowiłem pójść spać.

Rano obudził mnie mój tata.

- Cześć. Czy chcesz jechać po mamę na lotnisko?

- Nie. - mówiąc to przewróciłem się na drugi bok.

- Na pewno nie chcesz jechać? Ucieszyłaby się.

- Nie chcę. - po tych słowach mój ojciec wyszedł z pomieszczenia.

Nie miałem ochoty wychodzić dzisiaj z pokoju, dlatego po ogarnięciu się, włączyłem sobie serial. Tak zamierzam spędzić cały dzień, na nic nie robieniu.Po kilku godzinach musiałem wyjść z pokoju, gdyż zgłodniałem.

Udałem się z tego powodu do kuchni. Na szczęcie nikogo nie spotkałem. Podgrzałem sobie obiad i udałem się powrotem do mojej komnaty. Tak właśnie spędziłem kolejne kilka godzin. Mój spokój został zagłuszony pukaniem do drzwi.

- Peter możemy porozmawiać? To bardzo ważne. - powiedział mój tata, wchodząc do mojego pokoju.

- A co to za sprawa? - spytałem od niechcenia.

- Wiem, że chwilowo nie chcesz ze mną rozmawiać i to rozumiem, ale muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego. To dla mnie mnie bardzo trudne, ale Pepper wracając z lotniska miała wypadek samochodowy.

- Jest w szpitalu? Mogę ją odwiedzić? - spytałem szybko nie dając dokończyć mojemu tacie.

- Nie możesz, bo... ona nie żyje. - na mojej twarzy pojawiło się pełno łez.





Witam.
Mam nadzieję, że spodobał się nowy rozdział.



In the world of liesWhere stories live. Discover now