2

10.3K 482 53
                                    

- Dobrze. Więc co zamierzasz zrobić? – pytam i upijam łyk kawy, która jest mi teraz zdecydowanie potrzebna.
- Nic – ponownie wzrusza ramionami, a ja mierzę go wzrokiem.
- Okej – uśmiecham się – Możemy posiedzieć godzinę w ciszy.
Harry już nic nie odpowiada, więc zaczynam jeść ciastko. Cały czas patrzy na mnie, co bardzo dekoncentruje. Postanawiam wypełnić dokumenty, które muszą być gotowe na jutro, więc wyciągam je z półki i czytam.
- Co to? – pyta nagle i zagląda.
- Nic takiego – odpowiadam i odkładam papier na bok – Porozmawiamy?
- Jeśli chcesz – znacząco unosi brwi, a ja przewracam oczami.
- Dlaczego ojciec Cię przysłał? Miałeś problemy? – pytam i spoglądam na niego.
Jego oczy są nieobecne. Zamyślony wpatruje się w okno i drapie się po karku.
- Nadal mam – mówi, a ja myślę nad odpowiedzią.
Palcami stuka w biurko, co bardzo mnie irytuje.
- Jaki masz problem, Harry?
- Moją mamę – odpowiada dość szybko i wlepia we mnie wzrok.
Jest on zupełnie inny niż  reszta klientów. Nie mogę go rozgryźć i w żaden sposób dotrzeć do niego.
- Coś z nią nie tak? – pytam i marszczę brwi, a chłopak natychmiast wali pięścią w biurko i wstaje z miejsca.
Jego oczy płoną, a knykcie bieleją od siły, którą zaciska pięści. Wydaje mi się, że to trudny dla niego temat, ale i tak będę musiała się o tym dowiedzieć.
- Nie żyje – syczy w moją stronę i podchodzi do drzwi – Nie ma jej, rozumiesz?
- Rozumiem, Harry – mówię spokojnie, żeby zachęcić go do dalszej rozmowy – Porozmawiajmy.
Prycha pod nosem i otwiera drzwi, przez które wychodzi i nie wraca.



Mam wolne, jednak przypomina mi się, że umówiona jestem z ostatnim klientem. Ma pojawić się tutaj o 15, więc przez następne 3 godziny będę się nudzić.
Dopijam kawę i wychodzę z gabinetu, zamykając go na klucz. Windą zjeżdżam na dół, a w korytarzu spotykam Ginę.
- Cześć, Lizzie – obdarza mnie szerokim uśmiechem i przytula.
- Hej Gina – odpowiadam i kieruje się w stronę jadalni, a ona wędruje tuż za mną.
- Masz wolne? – pyta, a ja kiwam głową – Myślę, że ponudzimy się razem.
Chichoczę i przytakuję. Uważam Ginę za przyjaciółkę, jednak moim zdaniem jest zbyt poważna i poukładana, nawet w prywatnych rozmowach.
Obie wchodzimy do wielkiego pomieszczenia, w którym aż roi się od ludzi. Znajdujemy wolny stolik i siadamy.
- Nie miałaś dziś klientów? – pyta i podnosi ze stolika kartkę.
Uważnie ją czyta, a ja zastanawiam się czy powiedzieć jej o nadętym, młodym mężczyźnie o imieniu Harry.
- Miałam jednego, ale zalazł mi za skórę – wywracam oczami i biorę od niej kartkę, z której dowiaduję się, że dziś na drugie śniadanie są kanapki z dżemem.
- Dlaczego? – śmieje się.
- Był na spotkaniu z przymusu – wzruszam ramionami – Nie jest miłą i towarzyską osobą. Wyszedł zanim zdążyliśmy normalnie porozmawiać.
- Też miałam dziś pacjentkę – informuje, a ja kiwam głową – Przyprowadził ją brat i też nie była zbyt miła.
Czekamy na jedzenie, gdy nagle podchodzi do nas Simon i siada obok mnie.
- Jestem tak cholernie zmęczony – jęczy, a ja wzdycham na jego wulgarną wypowiedź.
Nie lubię, gdy ktoś źle się wyraża i tak – przeszkadza mi to.
- Przepraszam – mruczy, gdy zauważa moją postawę – Po prostu mam od groma klientów.
Gina angażuje się z nim w rozmowę, a ja wypatruję mojego jedzenia. Zgłodniałam i wolałabym dostać je natychmiast.
- Lizzie – dłoń Giny migocze mi przed oczami, więc otrząsam się i spoglądam w jej stronę – Simon pyta czy pójdziemy z nim na urodziny jego brata w sobotę.
Impreza jakoś nie bardzo przemawia do mnie, więc potrząsam przecząco głową.
- Dlaczego? – odzywa się Simon – Przecież wiesz jak Mark Cię lubi. Będzie mu smutno, że nie przyszłaś.
- Nie jestem typem imprezowicza – tłumaczę i przerywam, gdy jedna z kelnerek stawia mi przed nosem talerz z kanapkami i kubek kawy.
Od razu biorę się za jedzenie, nie zważając na prośby Giny i Simona.


Dochodzi 15, więc z powrotem wędruję na górę i wchodzę do gabinetu. Zasiadam przed biurkiem i wyciągam z półki plik kartek, w których odnajduję dane klienta, który zaraz mnie odwiedzi.

Hayley McWay, dziewczyna z depresją.

Polubiłam ją i szczerze mówiąc, cieszę się, że mogę jej pomóc. Nagle ktoś puka do drzwi, a ja krzyczę „proszę!”. Do gabinetu wchodzi niska, ruda dziewczyna i nieśmiało na mnie spogląda.
- Cześć Hayley – mówię i wskazuję na krzesło – Siadaj.
Rudowłosa siada naprzeciwko mnie i niepewnie spogląda na swoje dłonie.
- Poznałam kogoś – odzywa się, a ja otwieram usta ze zdumienia.
Od paru ładnych tygodni nie odważyła się odezwać do nikogo,  a tu nagle taka wiadomość.
- To świetnie, Hayley – uśmiecham się – Bardzo się cieszę.
- To dzięki Pani – zerka na mnie i odwzajemnia uśmiech, a ja aż płonę z dumy.
Pierwszy raz uśmiecha się do mnie.
- Myślę, że sama się do tego przyczyniłaś – odpowiadam – Kto to taki?
- Ma na imię Liam – widzę, że peszy się i nerwowo spogląda w dół.
- To fantastycznie – kiwam głową i rozsiadam się wygodniej na krześle.

Psychologist || Harry StylesOnde as histórias ganham vida. Descobre agora