8.On

1K 97 14
                                    

Spojrzałam w górę. W ramionach trzymał mnie przystojny i uśmiechnięty chłopak. Położył mnie delikatnie na łóżko i zaczął mi się przyglądać. Nie lubię tego gapienia się.

-Co mi się stało?

-Twój koń przestraszył się mojego psa. Byłem na spacerze. Przepraszam.

-Mieszkasz sam?

-Wcześniej tak, teraz z mamą, która powoli.. umiera.-Zrobiło mi się go żal. Już się tak nie bałam. On mi nic nie zrobi.

-Jestem Jane.-Wyciągnęłam posiniaczoną rękę.

-Zayn.Tak wiem jak ten piosenkarz, ale imienia się nie wybiera.

-Imię samo w sobie jest ładne. Dziękuję, że wziąłeś też konia, ale poradziłabym sobie sama! Nie powinieneś wiedzieć o moim istnieniu, a co dopiero mnie widzieć!

-Nie jesteś w stanie sama chodzić. Nie poradziłabyś sobie.

-Zaayn!-Usłyszałam słaby, troszkę chrypliwy głos.

-Czy pani wybaczy?-Chłopak się uśmiechnął i pomimo tego, że wcześniej na niego krzyknęłam, ukłonił się i zniknął za drzwiami drugiego pokoju. Po kilku minutach drzwi się otworzyły, a na wózku wyjechała z nich kobieta, która nie wyglądała na starą, ale bardzo zmęczoną. Miała może 45 lat. Za nią szedł Zayn, który prowadził jej wózek.

-Zostaw.. poradzę sobie sama.

-Już dzisiaj to słyszałem od innej kobiety.

On mnie nazwał kobietą?

-Witaj. Mój syn nigdy nie przyprowadzał dziewczyn.

-Maaamooo...-Roześmiałam się po cichu, słysząc zirytowanego chłopaka.

-Jak masz na imię kochaniutka i ile masz lat?

-Jane. Mam.. 19.

-A z kim mieszkasz?

-Sama. Znaczy z Egro. To mój koń.

-A jak zarabiasz?

-Ehmm.. ja.. poluje..

-Ale mówiłaś, że powinnaś być anonim..

-Wiem co mówiłam!-Odwarknęłam Zaynowi.

-Hmm.. wiesz mój syn trenuje konie i potrafi je zaklinać. Jestem z niego taka dumna.-W tej chwili kobieta zaczęła głośno kaszleć, wiec chłopak pomógł jej wrócić do pokoju.

-Przepraszam za nią. Brak jej kontaktu z innymi ludźmi.

-Co jej jest?

-Ma raka.. zostało jej mało czasu.

-Przykro mi, ale uwierz mi. Nie powinniśmy się znać. Nie jestem tym kim mówię..

-Idę pojeździć.

-Też chcę.

-Hahaha.. Cześć.

-I co ja mam niby robić?! Hmm on też ma tv. Włączyłam telewizor i skacząc znalazłam się w kuchni. Byłam głodna. Otworzyłam lodówkę. Wzięłam mleko, a na blacie leżało opakowanie płatków kukurydzianych. Znalazłam miskę i z tym wszystkim poskakałam przed  lecącą właśnie ukrytą prawdę. Wyjrzałam przez okno. Egro skubał trawę razem z kilkunastoma innymi końmi i kucykami. Było mi nudno. Zapukałam w okno. Mój ogier mnie zauważył i podszedł bliżej wiec otworzyłam szybę i zaczęłam  głaskać konia.

-Hej maleńka.-Usłyszałam czyjś głos, którego nigdy wcześniej nie znałam.-Jestem tuu.. na górze.-Uniosłam wzrok. Był to młody mężczyzna. Oczywiście duch.-Nigdy wcześniej nie gadałem. Bo ty mnie widzisz i słyszysz prawda?

-Tak. Kim jesteś?

-Jestem Luke. Miałem wypadek prawie 20 lat temu. Pracowałem na budowie. Siedziałem na szkielecie dachu, który robiliśmy z chłopakami i w pewnej chwili się zachwiałem i spadłem głową na beton.

-Przykro mi. A może chcesz zamieszkać ze mną i moją "rodziną"? Już nie będziesz taki samotny.

-Hmm to nie jest zły pomysł.

-To chodź, polecisz za mną.-Nie miałam zamiaru tu siedzieć. Po pierwsze nie wolno się z nikim zaprzyjaźnić. Po drugie nie można coś się zakochać, a po trzecie nikt mnie nie może znać. Zaczęłam skakać w stronę drzwi. Gdy stałam już przed zagrodą, zacmokałam na Egro, a koń rozpędził się i przeskoczył ogrodzenie. Usiadł przede mną i czekał, aż wsiądę. Z trudem wreszcie mi się udało. W końcu ruszyliśmy kłusem. Luke leciał nad nami. Wreszcie będę w domu i będę musiała o nim zapomnieć...


Jak Wam się podoba ten rozdział? Czekam na wasze opinie :D

To tylko krew!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz