5. Stare miasteczko.

1.2K 94 10
                                    

Rano obudziły mnie pierwsze promienie słoneczne. Wstałam i usiadłam na łóżku. Założyłam koszulkę mojego byłego, która sięgała mi prawie do kolan, czarne prześwitujące zakolanówki i zeszłam do kuchni. Lusi siedziała przy stole z koleżanką. Oczywiście też duchem. Bruno leżał na fotelu i czytał jakąś książkę. Jerry gdzieś poleciał, a Suzi siedziała na schodach przed domem i obserwowała ogiera. Otworzyłam szafkę. Ciastka, margaryna i dwudniowy chleb. Zajrzałam do przenośnej lodówki. Cola, bułki, szynka... i kilka innych rzeczy. Zjadłam kanapkę i wyszłam na dwór. W nocy na szczęście nie padało i wszystkie dokumenty były w dobrym stanie. Usiadłam przy drewnianym stole i zaczęłam szukać papierów o Mice Sacziues. Znalazłam!

-Suuzi! Popatrz na to.-Podałam jej kartkę ze zdjęciem i metryką dziewczyny.

Płeć: Kobieta ADOPTOWANA
Imię: Mika Nazwisko: Sacziues Wiek: 14 lat Rodzeństwo: Siostra
Adres: Latarnika 7/4

-Wszystko by się zgadzało... chyba. Jeśli to moja siostra to co z rodzicami? Jest adoptowana? Jane błagam idź do niej! Pogadaj z nią!-Suzi zalała się łzami. Wiedziałam, że zależy jej na prawdzie, a ja obiecałam pomóc.

-Kochanie jasne, że pomogę. Pójdę do niej jutro dobrze? Dzisiaj obiecałam Egro dzień dla niego.

Suzi podziękowała i odleciała. Ja zapaliłam szluga, pochowałam wszystkie papiery i poszłam do studni po wodę, żeby umyć konia. Wróciłam z wielkim wiadrem i gąbką. Nalałam do wiadra płynu do sierści i zawołałam ogiera. Był szczęśliwi, wreszcie taki czysty i zadbany. Farba też się zmyła, ale za to ukazała się czarna, lśniąca sierść Egro. Potem szczotkowanie grzywy, ogona i kopyta. Weszłam do stajni, zabrałam koc i uzdę, i osiodłałam konia. Założyłam na niego specjalne torby i poszłam do kuchni.

-Marchewki, jabłka, smakołyki końskie, cola... hmm jeszcze coś? Chyba wszystko.

-Mówisz do mnie?-Zapytał zdziwiony Bruno.

-Haha, nie do siebie.-Uśmiechnęłam się.-Wiem! Jeszcze nóż!-Wzięłam go, założyłam jeszcze krótkie spodenki, zarzuciłam na siebie czarną, długą peleryne i po spakowaniu toreb, ruszyłam cwałem w drugą stronę niż miasteczko. Widok z grzbietu konia był piękny. Jechaliśmy jeszcze chyba godzinę. W oddali, za lasem słyszałam samochody. Tam musiała być droga. Skierowałam ogiera w bok od drogi. Słońce mocno świeciło, a na niebie nie było żadnych chmur. Po jeszcze dłuższej jeździe dotarliśmy do pięknego miejsca. Była to polana nad jeziorkiem. Do wody po małym wzniesieniu z kamieni, spływał jakby mini wodospad. Rzadko tu bywałam. W końcu konno jedzie się tu około dwóch godzin, a jednak to i tak moje ulubione miejsce. Zeszłam z konia i zaczęłam wszystko rozstawiać. Moje stałe miejsce na ognisko było nadal nienaruszone. Ucieszyłam się. Rozłożyłam koc, namiot i inne rzeczy. Nazbierałam drewna na opał i rozpaliłam ognisko, paląc przy tym szluga. Oo tak kocham ten spokojny stan, kiedy nic mnie nie obchodzi. To jest wreszcie moja chwila spokoju. Zdjęłam łuk i strzały, i położyłam w namiocie. Zdjęłam z konia uzde, oraz koc i wskoczyłam na grzbiet rumaka. Złapałam się jego grzywy i ruszyłam galopem. Kilka minut później stojąc na górce z daleka widziałam już miasteczko. Było większe od mojego. Tu się urodził mój brat. Mieszkaliśmy wtedy w wielkiej willi. Ja też się tu urodziłam. Byliśmy bogaci. Wszystko się układało. Mieliśmy wielką hodowlę bydła. Przynosiło to duże zyski. Gdy się urodził mój brat, wszyscy byli zachwyceni. W końcu syn może pomagać przy pracy, a ja? Ojciec znienawidził mnie jak usłyszał od położnej, że jestem dziewczynką. Nigdy mnie nie kochał i nigdy tego nie krył. Bił mnie i gwałcił. Gdy brat skończył 18 lat i jemu pokazał co ma ze mną robić, gdy im podpadnę. Matka o tym wiedziała i nic nie robiła.. bała się. Brat jest starszy ode mnie o 8 lat. Jak miałam 14 lat, ojciec zachorował, a brat sam nie radził sobie z pracą. Zbankrutowaliśmy. Przez to ojciec jeszcze mocniej bił i gwałcił. Obwiniał mnie za to, że nie jestem chłopcem, bo gdybym była, to byśmy nie zbankrutowali. Ale mniejsza, to przeszłość. Spojrzałam na słońce. Zanikało za horyzontem. Ściemniało się.

-Chodź Egro, wracamy. Jutro odwiedzę mój stary dom.-Ruszył kłusem w stronę polanki. Niecałe pół godziny i leżałam w namiocie. Nie mogłam zasnąć. Męczyły mnie wspomnienia. Wyszłam z namiotu i wzięłam ze sobą śpiwór. Położyłam na kocu i weszłam do niego. Gwiazdy ślicznie migotały. Uspokajały mnie. W końcu zasnęłam.

To tylko krew!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz