Rozdział 31

11.4K 362 9
                                    

Wstaliśmy bardzo szybko, żeby o normalnej godzinie wrócić do kraju. Połowę lotu przespaliśmy, a połowę przepracowałam. Wykonałam zlecenie na samochody i puściłam do fabryki. Jutro pojadę nadzorować.. osobny kierowca czekał na płycie lotniska za Mią, a jechałam z Vito. Resztę dnia przepracowałam i podzieliłam się z Nathanem co ustaliłam do tej pory. Jego odpowiedź była najlepsza.

- Teraz już rozumiem za co kochał Cię jak wariat.

Ja go jak wariatka. Dziwne. Próbuje się trzymać, ale z drugiej strony czułam jego obecność. Wiem, że to chore i nieprawdopodobne, ale tak było. Czułam, jakby dalej był ze mną. Dosłownie z tej tęsknoty mi odbijało.

Rano wstałam w lepszym nastroju. Poprosiłam przed wyjściem Vito o pomoc. Zjadłam jeszcze tabletki i szybkie śniadanie. Dzisiaj wybrałam czarny kombinezon na ramiączkach, na to marynarkę i wysokie szpilki z czerwoną podeszwą. Dołożyłam jeszcze torebkę i rozpuściłam włosy, a usta pomalowałam czerwoną pomadką. Tradycyjnie perfumy i byłam gotowa. Vito już na mnie czekał, więc wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy w stronę firmy.

Zajęłam się pracą i trochę odczekałam. Specjalnie zostawiłam papiery w domu. Nacisnęłam przycisk na telefonie.

- Tak Pani Evans.?

- Mia poproszę Cię do siebie.

Dziewczyna po sekundzie zjawiała się u mnie.

- Tak?

- Mam do Ciebie prośbę. Nie mogę wyjść, bo zaraz mam wideokonferencje, a Vito musi być na miejscu. Czy byłabyś w stanie, podjechać do mojego domu po dokumenty. Bardzo mi są potrzebne. Niedługo muszę jechać do fabryki.

- Pewnie. Nie ma problemu.

- Super. Chłopaki wiedzą, że mają Cię wpuścić. – uśmiechnęłam się.

- Dobrze, a gdzie znajdę te papiery?

- w gabinecie, na piętrze, na końcu korytarza. Masz czym jechać?

- Dobrze. Tak.

Gdy wychodziła, to minęła się z Vito, który usiadł na przeciwko j czekał na rozwój sytuacji.

Rano poprosiłam go o zamontowanie paru kamer w ważnych miejscach. Każdy wiedział, że w domu ich nie ma, więc wróg też. O zamontowaniu, wiedziałam tylko ja i ochroniarz. Siedzieliśmy i patrzyliśmy się w ekran.

- Myślisz, że zacznie węszyć? – zapytałam.

- Jestem tego pewien.

Czekaliśmy jeszcze chwilę, aż w końcu pojawiła się w domu. Weszła do gabinetu i wzięła dokumenty. Wyszła z pomieszczenia, ale zamiast zejść, weszła do gabinetu Lucasa.

- Suka. – mruknęłam 

Zaczęła szukać czegoś po szafkach i szufladach. Zachowując porządek, pewnie po to, żebym nie domyśliła się, że tam była. Dotykała ścian, jakby czegoś konkretnego szukała. Ciekawe co ona chciała. Nie wiedziałam o żadnym tajemnym przejściu czy skrytkach. Chyba, że domek, ale nikt o tym nie wiedział. Chyba nic nie znalazła, bo wyszła i zeszła na dół. Skręciła w stronę piwnicy. Lepiej tam nie wchodź. Pomyślałam sobie. Nadzieja. Weszła, ale nie daleko, bo musiała wpisać kod do drzwi. Którego nie znała. Nieliczni znali. W końcu wyszła z domu i wsiadła do taksówki.

- Wiesz czego mogła szukać? – Vito zadał pytanie

- Nie wiem. Może jakieś papiery. Sprawdź mi proszę jej bilingi. Zobaczymy czy zadzwoniła do szefa swojego. Jeśli tak, to nakierował ją co ma szukać.

- Jasne. Pogadasz z nią?

- Nie. – pokręciłam głową. – Dalej będę się uśmiechać. Chce robić ze mnie debilne, to zobaczymy kto na tym gorzej wyjdzie.

- Oczywiście szefowo. – zasalutował mi i wrócił do swojego biurka.

Zajęłam się pracą, a dziewczyna chwilę później wróciła.

- Znalazłaś wszystko bez problemu?

- Tak, tak. Weszłam i wyszłam. Były na samym wierzchu, więc super. – uśmiechnęła się szeroko, a ja miałam ochotę nabić ją na włócznie i wbić w piasek. Zdrajczyni.

- Cieszę się. Zaraz jadę do fabryki i już dzisiaj nie wrócę. Jak zrobisz wszystko co masz na dziś, możesz iść do domu.

- Dziękuję.

Wróciła do pracy, a ja zebrałam swoje rzeczy i papiery. Po czym ruszyliśmy do fabryki.

Weszłam do środka i na halę. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Oczywiście nie mogło obyć się bez jakiegoś kretyna.

- Co to za suczka. Mmm. Dobra jest. – spojrzałam się w tamtym kierunku i zauważyłam jakiegoś pulchnego, łysego faceta. Kurwa no. Koledzy kazali się mu zamknąć, ale ich nie słuchał. – Hej paniusiu. Pomyliłaś lokale? Mogę Ci pomoc w odnalezieniu odpowiedniej drogi. – mówiąc to złapał się za krocze, a ja próbowałam się uspokoić.

- To ja Ci pomogę, odnaleźć drogę do wyjścia.

- Jasne i co jeszcze? – zaśmiał się obrzydliwie. – Chodź pomóżmy sobie.

- Vito. – zwróciłam się do ochroniarza. – Pomóż panu w opuszczeniu miejsca pracy, bo jest właśnie zwolniony.

- Oczywiście szefowo.

- Szefowo? – teraz dopiero ten dureń rozumiał, chyba z kim rozmawia

- Tak. Layla Evans. Żona waszego zmarłego szefa. – po moich słowach Vito wyprowadził idiotę, a ja zwróciłam się do reszty. – Jeśli już mamy uprzejmości za sobą. Chciałabym zobaczyć jak idą prace nad ostatnim zamówieniem.

- Oczywiście. Mike Taylor. Jestem odpowiedzialny za produkcję. – wyciągnął w moją stronę dłoń, którą ujęłam.

- Miło mi.

Mężczyzna pokazał mi wszystko jak wygląda i jak działa. Parę motocykli było już gotowe. Prezentowały się wyśmienicie. Zadowolona z postępów prac, wróciłam do domu. Usłyszałam dzwonek telefonu. Ethan.

- Hej.

- Hej Layla. Słuchaj muszę wyjechać na trzy dni, więc nie będzie mnie jutro w pracy. .

- Pewnie. Nie ma problemu. Coś się stało?

- Nie. Nic się nie dzieje. Muszę pozałatwiać, te gorsze sprawy.

- Spoko. Rozumiem. Daj znać jak będziesz czegoś potrzebował.

- Dzięki. Trzymaj się.

- Ty również.

Skończyliśmy rozmowę, a ja poszłam do łazienki. Wykąpałam się i zeszłam do kuchni, żeby otworzyć sobie wino. Nalałam sobie lampkę i włączyłam film w salonie. Cały czas nie dawało mi spokoju, że coś szukała. Poszłam do jego gabinetu. Nie wchodziłam tutaj od jego śmierci. Cały czas w powietrzu unosił się jego zapach. Taki cudowny i bolesny jednocześnie. Zaczęłam otwierać szafki i szuflady. Sama nie wiem czego szukałam. Lucas coś musiał odkryć, albo był na jakimś tropie. Nic tutaj nie było. Zostaje jeszcze domek. Wbiegłam na górę, żeby się ubrać założyłam dresy i top oraz bluzę Lucasa. Ostatnio często była na mnie. Jeszcze wsunęłam adidasy, po czym zeszłam do piwnicy, chowając swoją broń za gumką spodni.. Wstukałam kod i weszłam do środka. Przeszłam cele i inne pokoje. Odkąd nie ma Lucasa, bardzo mało jest w domu ochrony. Jest już grubo po północy. Zamknęłam oczywiście za sobą drzwi, żeby nikt nie widział, że tu weszłam. Doszłam do samego końca i znalazła malutką wajchę, którą pociągnęłam i wtedy pojawiły się drzwi, które otworzyłam. Przeszłam dalej i teraz najtrudniejsze. Miałam przed sobą panel do wpisania kodu dostępu. Ciekawe. Co on mógł wymyślić. To nie jest ani moja, ani Twoja data urodzin. Przypomniałam sobie jego słowa. Dobra. Spróbujmy. Data naszego ślubu. Brak dostępu. Kurwa. Pierwszy pocałunek. Znowu błąd. Mam ostatnią szansę. Wiem. Może data naszego pierwszego spotkania, pierwszego dnia pracy w jego firmie. Zgoda. Sprytny chuj. Drzwi się uchyliły i zobaczyłam korytarz, którym przechodziliśmy wspólnie. Długi i zimny. Dobrze, że chociaż światło było.. Miałam nadzieję, że znajdę tam coś co mnie naprowadzi na jakiś trop, albo potwierdzi przypuszczenia. Wchodząc po schodach, popchnęłam drzwiczki i weszłam na powierzchnię. Znalazłam się w lasku, koło chatki. Widziałam z oddali, że ktoś tam jest, bo światło się paliło, a przed nią były dwa samochody. Bardzo dobrze mi znane. Moje wkurwienie, a jednocześnie obawa sięgnęła zenitu. Jebani kłamcy. Wyciągnęłam broń. Sprawdzając otoczenie podeszłam do domku. Kurwa, gdy spojrzałam przez jedno z okienek, zamarłam. Dostałam pierdolonego zawału. Mój puls dudnił niebezpiecznie szybko. Chuj z tym, że do krzesła przywiązany siedział sobie Ethan, który pilnie musiał wyjechać. Tylko najbardziej zabolało mnie, że obok niego w takiej samej pozycji, znajdował się mój mąż. Lucas. Ten sam, którego opłakiwałam od miesiąca. Moje serce pękło po raz kolejny. Jak on tak mógł. Jak mógł mi to zrobić. Byłam podobno najważniejsza. Jezu, a ja głupia za nim płakałam. Teraz to mnie kurwa po pamięta. Jedno dobre, że miałam rację. Nad nimi stał Carter z pistoletem. Przed domkiem znajdowały się dwa oprychy, ale to gagatek na dachu był najlepszy. Snajper z wymierzoną lufą w domek, a może raczej w drzwi wejściowe.  Cofnęłam się szybko do miejsca z którego przyszłam, bo sobie o czymś przypomniałam. Zeszłam po schodach i z szafy wyciągnęłam Karabin Barrett M82. Cudo. Złapałam jeszcze granata hukowego i dymnego oraz gaz usypiający. Ostatnie to tak na wszelki wypadek.. Napisałam jeszcze smsa do Vito, żeby pojechał po pannę Farrow i zamknął w piwnicy. Oczywiście miał dotrzymać jej towarzystwa, razem z Nathanem. Wróciłam z powrotem. Ustawiłam karabin na wielkim kamieniu i przygotowałam się do strzału. Dawno z tego nie strzelałam. Znalazłam swój cel i oddałam strzał. Zlikwidowany. Zapomniałam jaka ta broń jest skuteczna i silna. Zostawiłam ją i podeszłam bezszelestnie do drzewa idealnie na linii dwóch mężczyzn. Założyłam tłumik na pistolet, nacelowałam i strzeliłam. Obydwoje padli. Cudownie. Odczekałam chwilę i podeszłam do drzwi. Na ganku za bujanym fotelem była szafka z klimatyzacją. Odkręciłem odpowiedni korek i przykręciłam butelkę z chloroformem. Zabawimy się trochę. Odpaliłam ją i zamknęłam drzwi, żeby w razie czego nie mógł Carter uciec. Podeszłam znowu do okna i już po chwili tak jak przypuściłam szarpał za klamkę. Minęła minuta i cała trójka smacznie spała. Przyłożyłam rękaw do twarzy, idealnie zasłaniając nos i usta, po czym wstrzymałam powietrze. Miałam minutę. Weszłam szybko i zabrałam się do roboty.



Bound by promise.Where stories live. Discover now