Rozdział 21.

13.8K 376 13
                                    

Właśnie kończyłem się ubierać. Siostra pomogła mi w wyborze. Spodobał jej się granatowy trzyczęściowy garnitur, z wystającymi mankietami. Krawat w tym samym kolorze i biała koszula. Właśnie wsuwałem czarne buty i zegarek. Gotowy ruszyłem do samochodu, gdzie czekał na mnie kierowca. Podjechaliśmy pod kościół, gdzie ludzie już czekali. Przejechałem wzrokiem po tłumie, gdzie odnalazłem Layle. Stała z Santinim i jego rodziną. Szczęka niebezpiecznie się zaciskała. Chyba wyczuła mój wzrok, bo spojrzała na mnie. Muszę przyznać, że wyglądała pięknie. Bordowa, długa do ziemi sukienka z dekoltem "V" i na ramiączkach, idealnie podkreślała jej piersi. Miała na to założony czarny żakiet, pewnie tylko do kościoła. Przez wycięcie na nogę, zauważyłem, że ma szpilki w podobnym kolorze, na bardzo cienkim obcasie. Włosy pięknie upięła, pozostawiając wolne kosmyki. Wyglądała jak anioł. Niestety już nie mój. Zamyślenia przerwał mi głos mamy.

- Co się między wami stało? - ustała koło mnie.

- Nic mamo.

- Wyglądaliście na szczęśliwych. - naciskała dalej.

- Wygląd to nie wszystko. Po za tym wiesz doskonale, że za tydzień poznam swoją przyszłą żonę.

Uciąłem i udałem się do kościoła. Chwilę później pojawiła się koło mnie Layla. No tak świadkowa.

Gdy pojawili się już państwo młodzi, w końcu mogliśmy zacząć.


Szybko poszło i właśnie byliśmy już na sali. Pierwszy taniec młodych i trzeba było do nich dołączyć. Nie miałem zamiaru. Nalałem sobie alkoholu i ustałem przy ścianie. Zacząłem obserwować otoczenie i mój wzrok znowu padł na Laylę. Tańczyła z Santinim na parkiecie. Kurwa postawiłem szklankę i podszedłem do nich

- Odbijany.

- Raczej nie. - odezwał się facet.

- Nie chcesz wojny, ze mną.

- Ale ty ze mną chcesz. - tym razem odezwała się Layla. - Spokojnie Izi. Poradzę sobie z nim. - na jej słowa odszedł. Złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie. Położyła mi dłonie na klatce piersiowej i zaczęliśmy tańczyć. Gdy dotknąłem jej gołych pleców, oboje wciągnęliśmy powietrze.

- Dlaczego przyszedłeś sam? - zapytała cicho.

- Bo ty przyszłaś z innym

- Przecież masz narzeczoną. Bree? Dobrze mówię?

- Przestań już. Nie była i nie będzie. Zresztą nie żyje. - na moje słowa poderwała głowę.

- Jak to?

- Znalazłem ją niedawno z nożem w brzuchu.

- Wiadomo kto to?

- Podobno Ciemna piękność.

- Skąd wiesz?

- Tyle zdarzyła powiedzieć. .

- Przykre.

- Nie bardzo. Chciałbym Ci wszystko wyjaśnić.

- Tutaj nie ma czego.

- Jest Layla. Wszystko wyszło nie tak.

- Wybacz, ale nie chce tego słuchać. Może kiedyś będziemy mieli jeszcze okazję porozmawiać.

- Kiedy wyjeżdżasz?

- Jutro rano.

- Odbijany. - usłyszałem głos ojca. Oddałem mu jej rękę i wyszedłem na zewnątrz.

Layla.

- Dowiedziałaś się coś o tym liście?

- Owszem. Winowajca już nie żyje. Obstawiam, że leży jeszcze w swojej sypialni z nożem w brzuchu.

- Bree? - jego oczy były ogromne.

- Niestety. - pokiwałam głową i gdy piosenka się skończyła, usiedliśmy do stolika.

Wszyscy bawili się wyśmienicie. Oprócz mnie i Lucasa. Oboje piliśmy i cieszyliśmy się pełnym kieliszkiem. Miałam już wszystkiego dość i byłam dalej tutaj tylko ze względu na Libi. Cieszyłam się, że już prawie koniec. Teraz było rzucanie welonem, że byłam panną, musiałam brać w tej szopce udział. Stałam jak taki wazon, na środku. Nawet nie wiem, kiedy ten przeklęty welon znalazł się w moich dłoniach.

- Serio? - zmarszczyłam brwi, a wszyscy zaczęli się śmiać i klaskać. Zostało mi tylko czekanie na partnera.

Mężczyźni zebrali się na parkiecie, a ja ustałam koło przyjaciółki. Ethan zaczął się kręcić i rzucił, trafiając idealnie w dłonie Lucasa. Ten się odwrócił i uśmiechnął szeroko, tak jak lubiłam u niego najbardziej. Niebezpiecznie.

- To było podstawione. - rzuciłam oskarżycielsko do Libi, która rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami.

- Mogę prosić? - Lucas właśnie stał przede mną z wystawioną dłonią.

- Nie mam wyjścia. - uśmiechnęłam się szeroko i podałam mu swoją. Przyciągnął mnie od razu do siebie i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki.

- Chodźmy dzisiaj do mnie. - spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi. Chciałam się wyrwać, ale mocno mnie trzymał.

- Niezły masz tupet.

- Przecież dobrze nam razem było.

- Owszem było.

- Widzisz, takie pożegnalne bzykanko.

- Spierdalaj. - warknęłam i w końcu od niego mogłam odejść. Piosenka dobiegła końca, a wszyscy zaczęli się zbierać.

Bound by promise.Where stories live. Discover now