Rozdział 20

13.7K 419 9
                                    

Kurwa mać! Byłem cholernym idiotą. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zerżnąć Bree. Przyszedłem specjalnie szybciej, żeby wyjaśnić sobie wszystko z Laylą, jak nikogo nie było. Zamiast niej pojawiła się Bree, weszła do biura i jakoś się tak skończyło. Chciała pożegnalny seks. Jakim ja byłem głupcem. Oczywiście wkurwiłem się jak zobaczyłem Layle z młodym Santinim. Chociaż coś mi nie pasowało. Wszystko się zjebało. Wyszedłem z biura zaraz po niej i od dwóch dni nie wychodzę z domu, tylko pije. Siostra i rodzice zasypują mnie wiadomościami. Ethan i Nathan, doskonale wiedzą, że i tak się ze mną nie dogadają. Nie teraz. Jutro jest ich ślub, a ja boje się ją zobaczyć. Tak. Ja Lucas Evans gangster i mafiozo się kurwa boję. Moje życie miało się niedługo zmienić, więc powinienem zapomnieć o Layli, ale nie potrafię.

Usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie ustawał, więc poszedłem otworzyć. Przyjaciel zamknął za sobą drzwi i wmaszerował do środka. Usiadł na kanapie w salonie i zaczął mówić.

- Nie oceniam Cię. Traktuje Cię jak brata, którego nigdy nie miałem. Szanuje każdą Twoją decyzję, nawet jakby była najgłupszą i najbardziej nieracjonalną na cały jebanym świecie, ale. Dlaczego Layla? Ona też jest ważna dla mnie, a szczególnie dla Libi. Ona za to traktuje ją jak siostrę, której też nie miała. Miałeś z nią skończyć, ale dlaczego w tak drastyczny sposób. Rozumiem, że się wkurwiłeś, po tej sytuacji z Santinim, ale ona nic złego nie zrobiła. Powiedzieć zawsze można. Po za tym jak wybiegła zapłakana z windy, trafiła na nas i powiedziała zastanawiające słowa. Cytuje. On jest dla mnie jak rodzina, a nie kochanek. Wiesz co to znaczy?

- Że coś kręci. - załamał ręce, a ja wiedziałem, że palnąłem głupotę. Miałem już wszystko w dupie.

- Jesteś idiotą, jakich mało, ale jesteś moim przyjacielem. Zawsze będę z Tobą, ale uprzedzam, że Libi jest na ciebie wściekła.

- Przejdzie jej.

- Kiedyś na pewno. Wstawaj. Wychodzimy.

- Gdzie? Ja nigdzie nie idę.

Takim sposobem byłem właśnie na strzelnicy, pomogłem mu z garniturem i inne beznadziejne sprawy. Wieczór przyszedł za szybko. Jutro okropny dzień. Miałem nadzieje, że przyjdzie i będę mógł ją zobaczyć.

Rano obudził mnie budzik. Cholernie nie chciało mi się wstać. Tego dnia jak już wyrzuciłem tą suke z gabinetu i podszedłem do biurka, zamarłem. Zobaczyłem wypowiedzenie Layli za porozumieniem stron. Jeszcze tego nie podpisałem, ale wiedziałem, że i tak będę musiał. Nic nie zmienią moje upory i tylko nam pomogła w uporaniu się z tym wszystkim. Boże zachowywałem się jak jakiś słabeusz przez kobietę.

Musiałem popracować, jeszcze przed ślubem. Dalej ktoś działał na moją niekorzyść, ale też zostaje sprawa nagrania. Właśnie przeglądałam papiery, gdy usłyszałem pukanie.

- Wejść.

Po moich słowach, drzwi się otworzyły i wszedł mój ojciec. Jeszcze go mi tutaj brakowało. Usiadł na krześle naprzeciwko i wpatrywał się we mnie.

- Powiesz w końcu po co przyszedłeś? - odezwałem się pierwszy, bo serio wkurwiała mnie ta cisza. Nie byłem w nastroju, na podchody.

- Gdy już przewieźliśmy Cię do rezydencji ze szpitala.. - przerwał a ja zmarszczyłem brwi. - Wtedy przyszła Layla, żeby Cię odwiedzić.

- Zaczyna się .. - wymamrotałem

- Synu, nie lubisz jak ktoś Ci przerywa, więc po co to robisz? - skarcił mnie, a ja spojrzałem na niego z niedowierzaniem i prychnęłem.

- Proszę. Kontynuuj. - machnąłem ręką.

- Dziękuje. Wtedy przeszliśmy się na spacer wokół rezydencji, żeby porozmawialiśmy. Gdy już mieliśmy wchodzić do środka, wtedy Layla zatrzymała się i znalazła kamerę w płocie. - Na jego słowa wszystko się we mnie zagotowało.

- Co kurwa? Dlaczego nikt nie raczył mi o tym powiedzieć? - wstałem wkurwiony, obalając przy tym krzesło.

- Bo to było w moim domu. Sprawdziłem osobiście cały zapis z kamer, bo myślałem, że chodzi o mnie, ale nie. O Ciebie. Podejrzewam, że też taką masz. Nie ważne. - machnął ręką, a ja podszedłem do barku i nalałem sobie alkoholu i wypiłem jednym haustem.

- Powiesz mi czy coś znalazłeś? - odwróciłem się do niego, a on włożył płyte do mojego laptopa.

- Sam zobacz. - przewinął do odpowiedniego momentu i puścił. Spojrzałem na ekran i nie wierzyłem własnym oczom. Byłem jebanym głupcem, przez tyle czasu. Wkurwiony wybiegłem z domu i wsiadłem do samochodu, po czym odjechałem w odpowiednim kierunku. To będą nieprzyjemne odwiedziny. Ktoś znowu będzie dzisiaj trupem.

Podjechałem pod odpowiedni budynek i wbiegłem do góry. Drzwi były uchylone. Wyciągnąłem pistolet i po cichu wszedłem do środka. Wszędzie był bałagan. Wszedłem w głąb mieszkania i znalazłem Bree w jej sypialni, całą we krwi z nożem w brzuchu. Kurwa. Podbiegłem do niej, ale była blada.

- Przepraszam. Musiałam. Oni by ją zabili. - wycharczała. Spojrzałem jej w oczy.

- Kto Ci to zrobił? Kogo by zabili? Kto?

- Ciemna piękność.  Moją siostrę..

Więcej już nic nie powiedziała. Zmarła. Ktoś wydał na nią wyrok. Ktokolwiek to zrobił, nie chciał, żebym to odkrył. Wiem chociaż, kto to zrobił. Legendarna Ciemna Piękność. Dowiem się kim jesteś. Zostaje jeszcze sprawa jej siostry. Nie wiedziałem, że ją ma. Ciekawe z kim działała. Znowu komuś zależało, żebym zginął. Wezwałem policje, uprzednio zabierając laptopa i wszystkie wiadomości o moim związku z nią.  Wróciłem do domu, żeby się przygotować na wesele.

Kilka godzin wcześniej.

Layla.

Coś mi nie pasowało w tym plastiku, więc jak już się uspokoiłam, podjechałam znowu do firmy. Wiedziałam, że Lucasa już nie ma. Tym razem Ciemna Piękność, musiała wejść do akcji. Weszłam niepostrzeżenie przez okno do jego gabinetu. Zapamiętałam, że w biurze są kamery, więc zostawiłam na głowie kast. Musiałam zrobić to bardzo szybko, zanim nakryje mnie ochrona. Podeszłam do stołu i odcisnęłam odciski palców, na taśmę i odbiłam w tuszu, po czym na kartce. Szybko schowałam do kieszeni i już miałam wychodzić przez okno, gdy w biurze pojawiło się czterech, uzbrojonych mężczyzn. Uśmiechnęłam się i pokiwałam im, spuszczając się po linie. Zaczęli strzelać przez okno, ale ja już byłam na dole i wsiadałam na motocykl. Ruszyłam szybko i zauważyłam dwa samochody jadące za mną. Kurwa. Wcisnęłam połączenie w zegarku.

- Co jest?.

- Potrzebuje pomocy braciszku.

- W co się wpakowałaś?

- Później Ci wyjaśnię. Jadę na motorze i gonią mnie dwie terenówki.

- Kurwa mać. Layla.!

- Pomożesz?

- Jedź za miasto. Będę gdzieś na wylotówce.

- Okej

Rozłączyłam się i przyspieszyłam. Musiałam zostawić ich w tyle, bo jak się zbliżą to dostane. Skręciłam, żeby wyjechać z miasta. Cały czas jechali za mną. Kurwa. Wjechałam w leśną drogę, gdzie znalazłam brata. Stał ze swoją prawą ręką, busem. Zajebiście. Gdy mnie zobaczyli, otworzyli bagażnik, a ja wjechałam sobie na pakę, która zaraz się za mną zamknął.

- Trzymaj się Wariatko. - krzyknął Vin.
Złapałam się w ostatniej chwili. Chłopak ruszył, zostawiając samochody z tyłu. Wyjechali na główną drogę, a następnie zawrócili do miasta. Zgubiliśmy ich. Podjechaliśmy pod dom. Zostawiłam wszystko i biegiem ruszyłam na górę. Zapukałam do drzwi i mężczyzna otworzył mi, wpuszczając do środka.

-  Masz tutaj odciski. Porównaj mi to z tamtymi Vito. - podałam mu odcisk i weszłam do środka.

Nie trwało to długo. Przyniósł mi papiery, a minę miał nie tęgą.

- Masz. - podał mi, a ja zaczęłam czytać i z sekundy na sekundę, moja wściekłość wzrastała.

- Wiedziałam kurwa mać. Zajebie! - teraz już krzyczałam. Wybiegłam z mieszkania i zbiegłam szybko na dół, gdzie chłopaki wyciągali mój motor. Wzięłam kast od brata i wsiadłam na maszynę.

- Co ty odpierdalasz? - warknął brat, a ja tylko spojrzałam na niego.

- Wyjaśnię Ci jak wrócę. Musze coś załatwić.

- I znowu wpakujesz się w tarapaty

Pomachała  im i odjechałam w prawidłowym kierunku. Pod jej mieszkaniem byłam bardzo szybko, zważając, że gdzieś mogły czaić się psy Evansa. Teraz weszłam normalnie, bo mieszkała w kamienicy. Otworzyłam sobie drzwi i weszłam po cichu. Zabrałam jeszcze z kuchni nóż. Znalazłam ją w sypialni. Spała. Wzięłam wazon z komody i z całej siły rzuciłam na ziemię. Podskoczyła i usiadła gwałtownie. W końcu jej wzrok padł na mnie.

- Kkkim jjesteśś?

- Twoim końcem. Miło mi, możesz mówić na mnie Ciemna Piękność.

- Czczego chccesz? - dukała jak małe dziecko. Zawsze tak było, każdy bał się dopiero w obliczu śmierci.

- Wiesz, że zazdrość nie popłaca? - spojrzała na mnie i widziałam, że nie wie o co mi chodzi. - Dla kogo pracujesz?

- Ninikoggo. - trzęsła się jak galaretka.

- Nie chcesz mnie zdenerwować.

- Evansa.  - powiedziała hardo, a w mgnieniu oka znalazłam się przed nią i trzymałam za gardło.

- Łżesz! Akurat z nim się tylko pieprzyłaś. Byłaś jego dziwką.

- Byłam. Ma następną. Pieprzoną sekretarkę. - zaczęłam zaciskać dłonie na jej szyi. Przerwałam dopiero, gdy zaczęła robić się sina.

- Masz ostatnią szansę. Dla kogo pracujesz.

- Nnie. Moggę- przerwała, żeby zakaszleć- Ci powiedzieć. Zabiją ją.

- Kogo?

- Mmoją śsiostrę, ale najjpierw mmnie.

- Nie, kochanie. Ja Cię zabiję. Pamiętaj, że nie powinno się nikomu grozić, jak się nie umie ich spełnić. - powiedziawszy to, wbiłam jej nóż w brzuch, wyciągnęłam i wbiłam znowu. Wykrwawi się szybko. - Do zobaczenia w piekle Suko.

Teraz musiałam szybko uciec. Zbiegłam po schodach i gdy odjeżdżałam, zauważyłam samochód Lucasa. Wysiadł i widziałam, że jest wściekły. Chyba musiał odkryć prawdę o swojej dziwce. Cóż za późno. Chwile później minęłam się z policją. Miałam już wyjebane. Zmęczona wróciłam do domu. Brat czekał na mnie w salonie. Opowiedziałam wszystko.

- Suka

- Dokładnie braciszku. Dokładnie.

Poszłam się szybko wyszykować, bo zaraz musieliśmy wychodzić. Jakie będzie jaśnie Pana Evansa wkurwienie, jak zobaczy, że przyszłam z Izim. Ze mną się nie zadziera.

Bound by promise.Où les histoires vivent. Découvrez maintenant