Rozdział 14

1.1K 90 13
                                    

Po kilku ostatnich tygodniach Hermionie nie było obce budzenie się z rozszywającym bólem głowy. Dziś jednak było o wiele gorzej. Zakryła usta ręką i wygramoliła się z łóżka, rzucając kołdrę na głowę Draco, który aż się poderwał.

— Czy ty...

— Nie! — warknęła Hermiona, szarpiąc drzwiami, zanim zamknęła je za sobą.

Pozostawiona sama w łazience, ledwo zdążyła do toalety. Wymioty nigdy nie były fajne. Jej gardło płonęło i oparła ręce z boków muszli, mając zamglony wzrok.

Drzwi zaskrzypiały, gdy wszedł Draco. Nic nie powiedział, tylko uklęknął obok niej; jego kolana szybko dotknęły linoleum, zanim odsunął jej włosy od twarzy.

Kiedy pocierał kręgi wzdłuż kręgosłupa, Hermiona chciała powiedzieć, żeby wyszedł. Draco był ostatnią osobą, która mogła ją taką widzieć, ale mimo wszystko tu był. Nawet gdyby zdołała powiedzieć mu, żeby wyszedł, nie zrobiłby tego.

Hermiona sięgnęła do spłuczki i zamknęła deskę drążącymi palcami. Z jego pomocą wstała i spojrzała w lustro. Jej twarz była chorobliwie blada, zauważalna dla każdego, kto taką ją widział — co oznaczało, że jej syn nie mógł zobaczyć jej w tym stanie.

— Możesz sprawdzić, co u Scorpiusa, zanim się ogarnę?

Jego podbródek dotknął jej ramienia, a z odbicia wpatrywały się w nią ładne szare oczy.

— Oczywiście. Zrobić śniadanie?

Skrzywiła się.

— Nie sądzę, żeby jedzenie czegokolwiek było dla mnie dobre.

— Och — mruknął Draco. — Zrobię coś dla Scorpiusa, żebyś mogła odpocząć?

Brzmiało to niebiańsko, ale za godzinę miała być w pracy.

To był początek bardzo złego tygodnia.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


W poniedziałek sprzedała stos książek starszemu mężczyźnie, którego nienawidziła — od ich pierwszego spotkania, kiedy wypytywał ją, dlaczego nie znalazła odpowiedniego męskiego wzorca dla swojego syna — ale zapomniała to nabić na kasę. Godzinę później Hermiona zdała sobie sprawę, dlaczego kasa jest pusta.

W środę Hermiona zapomniała, że Draco miał zaplanowaną pracę do późna, co doprowadziło ją do złości, ponieważ wierzyła, że nie zdąży na kolację, nie zawracając sobie głowy telefonem. Przyznanie się do wpadki było upokarzające, nawet jeśli ją wspierał. Jednak leki nie pomagały i wiedziała o tym.

W piątek Hermiona prawie spaliła kolację na wiór. Nie można było rozpoznać, że na patelni jest kurczak, a Draco próbował żartem rozjaśnić niebo nad nią. „Przynajmniej nie podpaliłaś nic innego".

Może Hermiona nie miała racji, nie uważając tego za zabawne, ale zlekceważyła jego zapewnienia i zamówiła jedzenie na wynos. Poszła po nie sama, upierając się ostrym tonem, że potrzebuje kilku minut w samotności, jeśli nie miałby nic przeciwko zajęciu się Scorpiusem.

Kolacja pod koniec przebiegała w ciszy, ale pomimo okropnego nastroju Hermiona musiała przyznać, że nic tak nie poprawiało jej dnia, jak oglądanie Draco i jej syna. Draco odchylił się do tyłu, opierając się na sofie, a Krzywołap wskoczył, machając ogonem i zwinął się na jego kolanach.

— Mamusiu? — Scorpius zsunął się poduszki, zostawiając puste miejsce obok Draco i podszedł do niej. — Mam pytanie — wyszeptał, otwierając szeroko oczy.

[T] [Z] To, co najlepszeWhere stories live. Discover now