Rozdział 6

305 28 20
                                    

per. Karl

Razem z Sapnapem postanowiliśmy pójść trochę pozabijać, gdyż nam się najzwyczajniej w  świecie nudziło. Przed wyjściem poinformowaliśmy chłopaków o tym, że wychodzimy potrenować zabijanie. Oni spytali czy mogą iść z nami, na co się zgodziliśmy. 

Po chwili całą czwórką opuściliśmy apartamentowiec. Każdy z nas miał bronie, których najczęściej używa do zabijania, a do tego czarne maseczki i gumowe rękawiczki na rękach. 

Stojąc przed  budynkiem, postanowiliśmy, że się rozdzielimy, a następnie w parach rozeszliśmy się w dwie różne strony. Ja i Sapnap w lewo, George i Dream w prawo. Szliśmy powoli, co chwilę zabijając jakieś randomowe osoby z ulicy. W pewnym momencie Nick musiał się zatrzymać, aby zawiązać buty. 

Szedłem dalej, zostawiając go w tyle. Jednak przez osobę, która stanęła przede mną, musiałem się zatrzymać, a moja broń wypadła mi z ręki, w której ją trzymałem. 

per. Sapnap

Kiedy skończyłem wiązać me piękne adidasy, wstałem z ziemi i zauważyłem, że Karl stoi bez ruchu i wpatruje się przed siebie. Podbiegłem do niego, prawie potykając się o sznurówki, które dopiero co wiązałem. 

Stanąłem obok chłopaka i spojrzałem w miejsce, w które on patrzył. Dosłownie kilka metrów przed nim stał chłopak z czarnymi włosami. Jego oczu nie widziałem, gdyż był zbyt daleko, aby to dokładnie zauważyć. 

- Karl~ - powiedział - Chodź do mnie, kochanie~ Musimy dokończyć co zaczęliśmy~ 

Tamten się uśmiechnął, a MÓJ Karl schował się za mną i poczułem jego łzy na moim ramieniu. Nie miałem pojęcia, co mam o tym myśleć. Czemu tamten dziad nazywał MOJEGO Karla "kochanie"?! I co oni zaczęli? Oraz czemu mi nic nie powiedział...?

- Karly...? - odezwałem się, spoglądając na chłopaka - O co chodzi...? Kim on jest...? I co zaczęliście...?

- Powiem ci potem, ale zabij go... proszę! - odparł przez łzy - Proszę...

Westchnąłem tylko i wyciągnąłem z kieszeni pistolet. Wycelowałem w jego głowę i nacisnąłem spust. Kula poleciała szybko i uderzyła prosto w miejsce, gdzie powinien być jego mózg. Krew rozlała się dookoła chłopaka, a Karl przytulił mnie z lekkim uśmiechem na twarzy.

Wziąłem go do pobocznej uliczki i przycisnąłem go do ściany. Widziałem po jego oczach, że był trochę przestraszony. Mimo to... rumienił się. 

- A teraz żądam wyjaśnień - powiedziałem surowym głosem 

- Nie teraz... potem... - zaczął

Nie skończył swojej wypowiedzi, gdyż przerwały mu moje usta na jego własnych. Najpierw zdziwiony chłopak po paru sekundach oddał pocałunek. 

per. Karl

Gdy Nick mnie pocałował trochę się przeraziłem. Przypomniała mi się sytuacja sprzed paru godzin. Czułem jednak, że ten pocałunek przepełniony był miłością. Co innego gdy robił to ten obcy chłopak.

Niepewnie odwzajemniłem pocałunek i zamknąłem oczy. Sap nie był zachłanny, wręcz przeciwnie. Gdy się od siebie oderwaliśmy, Nick spojrzał mi w oczy i nadal mnie nie puszczał. Oczekiwał wyjaśnień. Co więcej, wydaje mi się, że jest trochę zazdrosny. 

- Wyjaśniaj w tej chwili - powiedział przez zęby - O co chodziło tamtemu facetowi?

-...On... mnie prawie... - wziąłem głęboki wdech, do moich oczu znowu napłynęły łzy - P-prawie m-mnie z-zgwałcił...

- ... Co znaczy to prawie...? - spytał, tym razem zmartwionym głosem

- U-uciekłem mu... - wyjaśniłem

Nie wytrzymałem i rozpłakałem się. On przytulił mnie najmocniej jak mógł, ale mnie na szczęście nie udusił, co mnie w jakimś stopniu ucieszyło. Gdy moje emocje trochę opadły ruszyliśmy w stronę mieszkania. 

- Dziękuję, że go zabiłeś... - powiedziałem, jak byliśmy w windzie

- Nie ma sprawy - odparł, a ja przypomniałem sobie o czymś, czego zawsze uczył mnie ojciec

- Czy mogę coś dla ciebie zrobić, w ramach podziękowań? - spytałem, przeklinając w myślach mojego ojca i jego "dobre wychowanie"

- Możesz - odpowiedział, z chytrym uśmiechem na twarzy i chwycił moją dłoń

per. Quackity

Ojciec Karla jest wściekły. A gdy jest wściekły ktoś musi pilnować, żeby nie rozpierdolił bazy. A ja jestem jedyną osobą w całej mafii, która nie ucieka od niego, gdy jest w tym stanie. Dlatego też pilnowanie go to moje zadanie.

Od paru dni nasi szpiedzy szukają Karla i wciąż nie mogą go znaleźć. Dzisiaj mieli zdać raporty z obszarów, w których każdy z nich szukał. Jeden właśnie wrócił. Poznałem kto to był po charakterystycznych dla niego biało-czarnych plamach przy jego jednym czerwonym i  drugim zielonym oku. Przebiegł obok mnie i wywrócił się o własne nogi. 

Złapałem go za kaptur jego bluzy, jeszcze w powietrzu - zanim upadł. Zapytałem go o powód takiego pośpiechu. Bądź co bądź, w bazie nie można było biegać. Chłopak tylko szybko odpowiedział mi, że znalazł Karla. Chwilę później pokazał mi zdjęcie na swoim telefonie. 

Zdjęcie pokazywało Karla, który całował się z jakimś chłopakiem z białą wstążką na łbie w jednej z ciemnych uliczek naszego ogromnego miasta. Na ten widok poczułem mocne ukłucie w sercu. 

- Zanieś to szefowi, Ranboo - powiedziałem do chłopaka - I uważaj, pił dzisiaj 

- Dobra, dzięki Big Q - odpowiedział brązowowłosy i poszedł dalej, już nie biegnąc

- Obyś był szczęśliwy, Karl... - dodałem w myślach 

Chciałem już iść do kuchni, pilnować szefa, żeby nie zrobił nic wyższemu ode mnie. Zatrzymałem się jednak, słysząc dzwonek od mojego telefonu. Wyciągnąłem z kieszeni bluzy urządzenie i odebrałem.

- Halo? - odezwałem się

- No cześć, skarbie - usłyszałem w odpowiedzi

- Wilbur....? 

Morderstwo na życzenie - Mafia A.UWhere stories live. Discover now