Rozdział 35. Stare śmieci

40 7 49
                                    

❝A czy wiesz, czym ty masz być, o czym tobie marzyć, śnić?❞

Rất tiếc! Hình ảnh này không tuân theo hướng dẫn nội dung. Để tiếp tục đăng tải, vui lòng xóa hoặc tải lên một hình ảnh khác.

A czy wiesz, czym ty masz być,
o czym tobie marzyć, śnić?❞

Stanisław Wyspiański, ❝Wesele❞, akt II, scena 9

Pierwszy miesiąc po zabiegu był dla mnie gehenną. Pomimo tego, że odniosłam niesamowitą psychiką ulgę, to rozpadałam się fizycznie. Poprawa następowała, ale była bardzo powolna. Przez pierwszy tydzień po powrocie ze szpitala ból rozsadzał mi głowę. Miałam okropny światłowstręt, żaluzje w pokoju przez cały dzień były zasłonięte. Większość dnia tak naprawdę przesypiałam. Raz jedynie zebrałam się w sobie i na ostrych lekach przeciwbólowych pojechałam do poradni, żeby złożyć wniosek o nauczanie indywidualne, z którym z kolei wystartowałam pod koniec listopada.

Profesor Stańczyk przyjeżdżał do mnie dwa razy w tygodniu. Na początku umierałam z przerażenia, że nie będę potrafiła wydobyć z siebie głosu, kiedy będzie mnie o coś pytał. Przerażała mnie niezręczność sytuacji, w której się znalazłam.

Często zacinałam się podczas odpowiedzi na jego pytania. Czasem nawet się jąkałam, co sprawiało, że on traktował mnie dziwnie łagodnie, nawet jak na niego. Przed Świętami Bożego Narodzenia, na ostatnich zajęciach, kazał mi napisać wypracowanie.

— Zapisz temat, proszę. — Stańczyk odchylił się na krześle. — „Kto Twoim zdaniem zasługuje na miano najwybitniejszej polskiej postaci drugiej połowy dwudziestego wieku, uwzględniając jej wkład w budowę sceny politycznej i społecznej?"

Przez myśl przemknęło mi kilka sztandarowych nazwisk: Wałęsa, Kaczyński, Religa... I przypomniałam sobie o Popiełuszce.

Po upływie około czterdziestu minut oddałam mi kartkę. Czytając od czasu do czasu ściągał brwi i mrużył oczy. Skończywszy czytać obrócił kartkę jeszcze dwa razy, po czym rzekł:

— Wiktoria, to jest dobra praca w zasadzie. Bardzo dobra. — Spojrzał na mnie. — Myślę, że nie będziemy się bawić w dziewięćdziesiątki dziewiątki, dam ci stówę za to.

Potrzeba było dwóch i pół roku, żeby Stańczyk w końcu skierował do mnie jakiekolwiek słowa pochwały. Te były liche, ale mi jak najbardziej wystarczały. Nie przesadzę, jeżeli powiem, że tamten dzień był jednym z najlepszych w moim życiu.

***

Po świętach podjechaliśmy na Słoneczniki do doktora Gruszewskiego. Był bardzo zadowolony z tego, jak wygoiła się rana.

— Korekcja też już powoli jest widoczna, z czasem zobaczysz, że jest coraz lepiej. Garb ci się zmniejsza. Jesteś zadowolona?

— Tak, tak.

Mimo tego, iż wyraźnie widziałam, że doktor się cieszy, to jednocześnie sprawiał wrażenie, jakby był czymś zdenerwowany. Sprawiał wrażenie bardzo przejętego.

Krzywa rzeczywistość [15+]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ