- Ach, to jest to, co się zaczęło od Jezusa? - zadał najgłupsze pytanie jakie mogła sobie wyobrazić.

Ale w końcu żadne pytanie nie jest głupie, prawda? Głupie mogą być tylko odpowiedzi, a takiej Jo nie chciała mu udzielić.  Nie mogła się jednak powstrzymać przed przewróceniem oczami.

- Wow, widzę jednak jakiś objaw człowieczeństwa - rzucił lekceważąco Hemmings, ale blondynka całkowicie zignorowała jego komentarz.

- Wszystko zaczęło się we Francji, w 1096 roku...

*

- Gdzie jest Michael? - zapytała Kayla kiedy jej przyjaciel nie pojawił się przy stoliku w czasie przerwy obiadowej.

- Gdzieś z Calum'em - młodsza dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Hood'em? - nie dowierzała jej przyjaciółka.

- Tak, potrzebował od niego jakichś notatek czy czegoś - wytłumaczyła Jo.

- Więc, możesz mi chyba teraz powiedzieć jak wasza druga randka? - nie mogła odpuścić szatynka.

- Okej - usłyszała tylko w odpowiedzi.

- Jak to okej?!

- Po prostu było okej - wytłumaczyła Jo.

- Tylko okej? - wciąż nie rozumiała Kayla.

- Posłuchaj. Ja chyba po prostu myślę, że to nie wypali na dłuższą metę - dodała blondynka.

- Czemu? - starsza dziewczyna popatrzała na nią ze zdziwieniem.

- Michael to świetny chłopak, ale mam go tylko za przyjaciela.

- Kogo za przyjaciela? - zapytał Ashton, który niespodziewanie pojawił się przy ich stoliku.

- Co ty tu robisz? - zdenerwowała się szatynka.

- Dołączam się do was? Chyba powinnyście być mi wdzięczne. Choć może tym razem to ja powinienem. Luke przez cały dzień chodzi z repetytorium z historii i pierdoli o jakichś wydarzeniach z jedenastego wieku! - narzekał szatyn, na co Jo uśmiechnęła się lekko pod nosem.

- Co mu odbiło? - zdziwiła się Kayla.

- Nie mam pojęcia, ale ciężko go dzisiaj znieść.

Obie dziewczyny miały się o tym przekonać już chwilę później kiedy Hemmings zjawił się przy ich stoliku.

- Stary, gdzie twoja książka? - Ashton nie mógł powstrzymać się od złośliwego komentarza.

- Tam gdzie twój mózg - odpowiedział błyskawicznie blondyn.

Kayla wybuchnęła momentalnie śmiechem, co Irwin postanowił ukarać kradnąc kilka frytek z jej talerza.

- Nieważne. Zresztą i tak powinieneś się teraz skupić na treningach - burknął pod nosem Irwin.

- Jak to nieważne?! Przecież ty też za niedługo masz egzaminy! - Kayla próbowała przekonać go do racji Hemmings'a.

- Ale za tydzień gramy finał ligi! Ty tego nie zrozumiesz! - starał się wytłumaczyć Ashton.

- A ty nie zrozumiesz na czym polegały wyprawy krzyżowe jeśli się nie ogarniesz - zauważył Luke specjalnie nawiązując do wczorajszej rozmowy z Jo.

- Po co mi jakieś wyprawy krzyżowe? - zdziwił się Ashton. - Ja już nie wiem o czym jest ta rozmowa.

- I nie wiesz też pewnie kiedy rozpoczęła się wielka rewolucja francuska - zauważył jego przyjaciel zabierając się za jedzenie swojego posiłku.

Jo nie wiedziała już sama z kim ma do czynienia. Owszem, wczoraj Luke przyznał, że nie jest to może aż tak nudne, ale nie sądziła, że sam się tym zainteresuje.

- A ty może niby wiesz? - parsknął śmiechem Ashton.

- Czwartego maja 1789 roku kiedy Ludwik szesnasty zwołał parlament - odpowiedział z pewnością Hemmings.

- Piątego maja - poprawiła go cicho Jo, unosząc lekko kąciki ust.

- Widzisz, nie wiedziałeś! - uradował się Irwin z pomyłki przyjaciela.

- Nieważne, Francja to dno. Wolę Australię - obronił się blondyn.

- No i świetnie, przynajmniej zostajemy u siebie. Mniejsza z historią, ważne, żebyś przyszedł dzisiaj na trening - zauważył Ashton kończąc tę bezsensowną dla niego rozmowę.

Blondynka siedziała przy stoliku z wymalowanym zadowoleniem na twarzy. Nie wiedziała co tak konkretnie wpłynęło na Hemmings'a, ale cieszyła się że przynajmniej wziął się za naukę. Lepiej późno niż wcale.

- Co to jest? - przerwał jej rozmyślania Luke zauważając bransoletkę na jej nadgarstku kiedy Kayla i Ashton byli zajęci kolejną "sprzeczką".

- Prezent - odparła.

- Od Clifforda? - domyślił się szybko chłopak.

- Tak.

- Nie rozumiem czemu się z nim umawiasz - powiedział bez przekonania.

- A ja nie rozumiem czemu miałeś do czynienia już z każdą laską w szkole - odpowiedziała mu niemiło, nie chcąc znać jego opinii na temat jej związku, o ile można go było tak nazwać.

*

- Cześć Rick - Jo przywitała chłopca w hospicjum z uśmiechem na twarzy.

Niestety nie miała do niego zbyt wielu powodów, bo wiedziała już, że Rick ledwo co wrócił z pobytu w szpitalu. Na szczęście chłopiec nadal pozytywnie podchodził do życia i był gotowy na swoją terapię.

- Hej - odpowiedział. - Czy Sean już jest? Muszę mu coś pokazać! - zawołał radośnie dziesięciolatek, a gdy otrzymał odpowiedź, szybko skierował się na pierwsze piętro.

- Jak on się czuje? - to pytanie blondynka skierowała do stojącego wciąż obok Luke'a, który w miarę z czasem był coraz bardziej skłonny do zwierzeń.

O dziwo, mieli ze sobą coraz lepszy kontakt. Spędzali ze sobą dużo czasu nad stawem, w lesie. Czasami rozmawiali, czasami nie, ale zawsze czuli się w swoim towarzystkie swobodnie, bo znajdowali się w jedynym miejscu gdzie naprawdę mogli być sobą.

- Chyba lepiej, ale nie mogę na niego takiego patrzeć. Bez włosów, taki wychudzony i blady - powiedzia patrząc w stronę, w którą skierował się jego brat.

- Ty nie musisz na niego patrzeć. Pomyśl jak on się czuje, a nie wygląda - odpowiedziała mu  kierując się do pokoju kolejnego pacjenta, a blondyn wciąż szedł za nią.

- No to faktycznie mnie pocieszyłaś - odparł.

- Mam na myśli, że tu chodzi o niego, choć wydaje mi się, że ty znosisz to gorzej - dodała zauważając jego podkrążone oczy i bladą skórę.

- Nie wyobrażam sobie dnia bez niego - przyznał Luke ze smutkiem w głosie.

- Więc będziesz musiał zabezpieczyć się na tę okoliczność - zaproponowała blondynka.

- Już nad tym pracuję.

_____________

Przepraszam, że znów w sobotę, a nie w piątek i, że te ostatnie rozdziały są dosyć słabe, ale po prostu nie mam czasu popracować nad nimi tyle ile bym chciała. Wybaczycie mi?

Czekam na jakiś komentarz, ilysm xx

Escape (L.H.)Where stories live. Discover now