10

2.4K 258 211
                                    

Ilość słów: 3303

Tego dnia "Wodnik", jak w każdy sobotni wieczór, pękał w szwach. Przemierzyłem całe kilometry, kursując między stolikami, tarasem, kuchnią i barem - cały czas w biegu. Idąc z brudnymi naczyniami, zebranymi z jednego stolika, zatrzymywałem się przy drugim, by przyjąć zamówienie na napoje. Chwilę później już pędziłem do kuchni i wracałem z czterema porcjami steków, by zaraz potem lecieć do baru po napoje. I tak w kółko.

Goście byli w dobrych wakacyjnych humorach i mi udzielił się ich nastrój. Mimo zmęczenia nie musiałem sobie nieustannie przypominać o haśle, które pani Magellan powtarzała nam codziennie przed rozpoczęciem pracy: "Uśmiech, uśmiech i jeszcze raz uśmiech". Uśmiechałem się sam z siebie - do klientów, do Harrego i innych pracowników, gdy mijałem ich w drodze do kuchni albo z powrotem, do kucharza i jego pomocników, kiedy odbierałem zamówione dania.

Tego wieczoru uśmiech prawie nie znikał mi z twarzy. Nie miałem ku temu jakichś specjalnych powodów - czułem się po prostu dobrze w tym ruchu, wśród gwaru rozmów i muzyki, której dźwięki dobiegały z głównej sali na taras.

I nawet dziwne zachowanie Katie tylko na chwilę popsuło mi humor. W poprzednie dni, kiedy przechodziłem obok podium dla muzyków, zawsze dawała mi jakiś znak, że mnie dostrzega - albo uśmiechając się, albo, kiedy miała akurat wolną rękę, machając do mnie, albo tylko ruchem głowy czy spojrzeniem.

Nie byłem pewny, jak powinienem sobie tłumaczyć te jej gesty, czy jako zwyczajny przejaw sympatii, czy czegoś więcej. Może gdyby w "Wodniku" pracował jako kelner jeszcze jakiś inny chłopak, zachowywałaby się wobec niego podobnie. Może taki miała po prostu sposób bycia wobec chłopaków. Ale tego ja nie mogłem wiedzieć, tak jak nie wiedziałem o niej wielu innych rzeczy.

Dziś jednak Katie, choć mijałem ją często, a kilka razy zatrzymałem się na parę sekund przy podwyższeniu dla muzyków, ani się do mnie nie uśmiechnęła, ani nie pomachała, ani nie dała w żaden inny sposób poznać, że mnie dostrzegła. A musiała mnie przecież widzieć.

Uderzała nerwowo w struny gitary i nawet ja, nieznający się zbyt dobrze na muzyce, raz czy dwa wychwyciłem fałszywe tony wypływające spod jej palców, a spojrzenia, jakimi obdarzyli ją wtedy Criss i Marta, upewniały mnie, że się nie przesłyszałem.

Byłem trochę zraniony w swej dumie. Zastanawiałem się, czy nie domyśliła się przypadkiem, jak bardzo mi się podoba, i chcąc ostudzić mój zapał, zaczęła mnie ignorować. Nie miałem wprawdzie wrażenia, że w ciągu minionego tygodnia przesadnie okazywałem jej swoje względy, ale musiałem przyznać się przed sobą, że mój wzrok zdecydowanie zbyt często wędrował w stronę Katie, co mogło nie umknąć jej uwagi.

Tak czy inaczej postanowiłem bardziej się kontrolować i przez resztę wieczoru przechodziłem obok muzyków, nawet na nią nie patrząc. Wkrótce przestałem o niej myśleć i znów wciągnęła mnie atmosfera pracy.

Ostatni goście zjawili się w restauracji dwadzieścia minut przed zamknięciem. Nie było szansy, żebyśmy skończyli jeść do dziesiątej, lecz pani Magellan hołdowała zasadzie, że każdy klient, który przyjdzie do "Wodnika" przed zamknięciem drzwi, będzie obsłużony - zwłaszcza w weekendy.

Spóźnialscy chcieli usiąść na tarasie i wybrali sobie stolik w mojej części. O wpół do jedenastej, podczas gdy moje koleżanki kelnerki od dawna miały już wolne, ja dopiero podawałem swoim klientom rachunek. Była to czwórka młodych miłych ludzi, którzy co chwila mnie przepraszali, że przez nich muszę pracować o takiej porze, więc nie miałem do nich pretensji, zwłaszcza gdy wyszli, zostawiwszy suty napiwek.

Kiedy przyszedłem do główej sali, cały personel siedział już przy kolacji. Pan Nowak, szwagier pani Magellan, który stał za barem i przyjmował od kelnerów pieniądze do kasy, już wyszedł. Oddałem pieniądze za rachunek szefowej, a dziesięciodolarowy banknot, który dostałem od ostatnich gości jako napiwek, chciałem włożyć do skarbonki.

Homoskop [Larry Stylinson]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz