1

5.6K 305 196
                                    

Ilość słów: 1528

Moje serce zabiło mocniej, kiedy w oknie mijanej restauracji zobaczyłem kartkę z napisem "POSZUKUJEMY CHĘTNYCH DO PRACY W CZASIE SEZONU LETNIEGO".

Zbliżał się koniec roku szkolnego, a ja wciąż nie mogłem znaleźć pracy i wszystko wskazywało na to, że moje plany zarobienia w czasie wakacji pieniędzy spełzną na niczym. W Doncaster, niewielkim miasteczku, w którym mieszkam, było zaledwie kilka firm oferujących uczniom wakacyjną pracę i wyglądało na to, że inni byli szybsi niż ja.

- Na co się tak patrzysz?! - zawołał Liam, gdy zorientował się, że zostałem z tyłu. Upał był niemiłosierny, a wokół mnie nie było kawałka cienia.

- Szukają ludzi do pracy.

Westchnął. Wiedział, że chciałem w lecie zarobić pieniądze na samochód. Miałem już upatrzonego Chevroleta i dogadałem się nawet z panem Russo, handlującym używanymi wozami, że zatrzyma go dla mnie do końca wakacji.

- No i co z tego? - spytał. Zobaczyłem, że Eleanor Calder i Perrie Edwards, z którymi przyjechaliśmy nad jezioro, czekają zniecierpliwione przy wejściu na plażę. Sam również nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie popływa i się ochłodzi, popędził więc mnie: - No, chodź. Nawet jeśli rzeczywiście mają tu jakąś pracę, to nie dla ciebie.

- Dlaczego? - obruszyłem się. - Skąd wiesz, że mnie nie przyjamą?

- Nie twierdzę, że cię nie przyjmą. Chodzi mi o to, że to za daleko od Doncaster - wyjaśnił Liam, przecierając dłonią spocone czoło.

- Tylko sześćdziesiąt kilometrów.

- Tylko?

- No przecież dotarliśmy tu dzisiaj i zajęło nam to niewiele więcej niż godzinę.

- Co innego wybrać się w sobotę nad jezioro, a co innego dojeżdżać do pracy. Zresztą czym niby miałbyś tu przyjeżdżać? Twój wymarzony Chevy na razie stoi przed warsztatem pana Russo.

Posmutniałem, ale tylko na chwilę, po czym wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się tak pogodnie, jakby brak środka transportu w ogóle nie był żadnym problemem.

- Idź z dziewczynami - rzuciłem. - Ja spróbuję się czegoś dowiedzieć, a potem znajdę was na plaży.

Liam chciał mnie jeszcze przekonywanać, że to strata czasu, ale widząc determinację na mojej twarzy, pokręcił tylko głową.

- No dobrze - powiedział. - Znajdziesz nas?

- No jasne. Na plaży wcale nie ma takiego tłoku.

Rzeczywiście, mimo weekendu, widać było, że sezon urlopowy jeszcze nie rozpoczął się na dobre.

Poczekałem, aż przyjaciel odejdzie, i ruszyłem w stronę wejścia do restauracji. Drzwi były, niestety, zamknięte. Rozczarowany, spojrzałem na zawieszoną na nich tabliczkę z godzinami otwarcia. Otwierano o dwunastej, a dochodziła dopiero jedenasta. Już chciałem odejść, gdy za matową szybą dostrzegłem jakiś ruch wewnątrz. Zebrałem się na odwagę i lekko zastukałem.

Ktoś zbliżył się do drzwi i po chwili stanął w nich chłopak w moim wieku, może trochę starszy. Gdyby nie smętna mina, mógłby pewnie uchodzić za przystojnego.

- Otwieramy o dwunastej - poinformował mnie głosem równie ponurym, jak wyraz jego twarzy.

- Potrafię czytać - rzuciłem.

Natychmiast upomniałem się w duchu, że powiniem być milszy. Chłopak wprawdzie nie wyglądał na właściciela restauracji - był na to stanowczo za młody - ale mógł być przecież jego synem.

Homoskop [Larry Stylinson]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz