7

2.1K 243 32
                                    

Ilość słów: 769

Tego wieczoru ruch w "Wodniku" był niewielki. W części tarasu, którą mi przydzielono, były zajęte tylko cztery stoliki. Trafiały się całe długie minuty, podczas których nie miałem nic do roboty. Stałem, obserwując, czy któryś z gości czegoś nie potrzebuje, a od czasu do czasu zerkałem na drugą stronę tarasu, gdzie snuł się Harry, który podobnie jak ja nie miał zbyt wielu zajęć.

Może przypadkiem, a może przyglądałem mu się zbyt długo i w ten sposób przyciągnąłem jego wzrok, w każdym razie w pewnym momencie obrócił głowę w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały.

Taras nie był zbyt mocno oświetlony. Na każdym stoliku stała niewielka lampa, a te stojące wokół balustrady rzucały blade światło. Nie widziałem oczu chłopaka i wyrazu jego twarzy, a dużo bym dał, by się dowiedzieć, o czym myśli. Prawdopodobnie zastanawia się, czego szukałem w segregatorze.

Chwilę po tym spiąłem się cały, ponieważ na tarasie pojawiła się szefowa. Uśmiechnąwszy się do mnie, podeszła do Harrego i zaczęła z nim rozmawiać. Nie słyszałem, o czym mówią. Klienci siedzący w rogu, którzy od kilku minut nie mogli między sobą ustalić, co zamówić, teraz wreszcie się zdecydowali i jeden z nich przywołał mnie do stolika.

Przyjmowałem zamówienie, próbując coś usłyszeć. Na tarasie było cicho - dzisiejszy upał, jak na razie największy tego lata, najwyraźniej dał się we znaki i wszyscy goście wydawali się osowiali i niezbyt skłonni do pogawędek. Mimo to nie udało mi się pochwycić nawet strzępów rozmowy szefowej z Harrym.

Poszedłem do kuchni, żeby przekazać zamówienie, a kiedy wróciłem, wciąż jeszcze o czymś mówili.

Wstrzymałem oddech, gdy pani Magellan odwróciła się od chłopaka i ruszyła w moją stronę. Wciąż nie miałem pojęcia, co odpowiem, kiedy ta zapyta, czego szukałem w segregatorze.

Ale starsza pani uśmiechnęła się do mnie.

- Mały mamy dzisiaj ruch - powiedziała i odeszła.

Nic jeszcze nie wiedziała; byłem tego pewny. Zaskoczony tym, spojrzałem na Harrego. Patrzył na mnie. Tym razem również nie widziałem go dokładnie, ale po raz pierwszy jego twarz nie wydała mi się ponura, tylko smutna. Straszliwie smutna.

Może on nie jest taki zupełnie beznadziejny. Kiedy niecałe dziesięć minut później obsłużyłem tych niezdecydowanych gości siedzących w rogu, zamiast wrócić na miejsce, z którego zawsze obserwowałem swoją część tarasu, podszedłem do Harrego.

- Z dwojga złego wolę taki ruch jak w weekendy niż takie pustki jak dzisiaj - powiedziałem, jakby stała przede mną Molly, Rose czy któraś z pozostałych dziewczyn.

Był najwyraźniej zaskoczony, że się do niego odezwałem, lecz skinął głową.

- Ja też - rzucił i po chwili dodał: - Kiedy jest dużo pracy, nie ma przynajmniej czasu na myślenie.

Gdy to mówił, jeden z gości uniósł portfel na znak, że chce płacić.

- Muszę iść do klienta - rzekł Harry.

- Jasne. - Uśmiechnąłem się do niego lekko.

Nie byłem pewny, czy to nieznaczne uniesienie ust, które zobaczyłem, można było nazwać uśmiechem, ale twarz chłopca wydała mi się w tym momencie prawie sympatycznie.

Kiedy ostatni goście opuścili taras, wciąż zastanawiałem się nad tym, co powiedział. Czułem, że nie były to słowa rzucone ot tak sobie. Coś musiało go gnębić. Coś, o czym próbował nie myśleć.

Zaraz po zamknięciu restauracji, jak zwykle, wyszedł i ja zapomniałem o nim. Moją uwagę przykuła Katie.

Nie miałem pojęcia, jakie to swoje sprawy załatwiała po południu, ale musiało to być coś ważnego, bo spóźniła się do pracy, a teraz była wyraźnie nie w humorze. Próbowałem nie przyglądać jej się zbyt ostentacyjnie, mimo to dostrzegłem nerwowe spojrzenie, które rzucała swojej przyjaciółce, a kiedy przeliczone napiwki i okazało się, że na głowę przypada tylko sześć dolarów, wysyczała ordynarne przekleństwo, którego ja, raczej nie uważając siebie za osobę pruderyjną, wolałbym nie słyszeć.

Szczerze mówiąc, język Katie czasami raził mnie już wcześniej. Tłumaczyłem go sobie swobodą panującą wśród studentów z Los Angeles. Teraz jednak pomyślałem, ze taki język bardziej by pasował do jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy niż studentki aktorstwa. Bo jedną z nielicznych rzeczy, które udało mi się o niej dowiedzieć, było to, że studiuje właśnie aktorstwo.

Spałem niespokojnie. Rano wstałem ze świadomością, że w nocy obudziłem się, wyrwany z jakiegoś głupiego snu. Próbowałem odtworzyć go w pamięci, lecz za nic na świecie nie mogłem.

Przypomniałem sobie dopiero, kiedy brałem prysznic. Był rzeczywiście idiotyczny. Śniło mi się, że stoję w jeziorze i patrzę na plażę, na której jest baran i lew. Kiedy zwierzęta zbliżyły się do siebie - lew z rozdziawioną paszczą, a baran z pochylonym łbem i rogami gotowymi do ataku - zasłoniłem oczy i zacząłem przeraźliwie krzyczeć. Nie wiedziałem, jak się skończyła ta nierówna walka, ponieważ się obudziłem.

Muszę przestać zawracać sobie głowę tymi znakami zodiaku, pomyślałem, wychodząc spod prysznica. Z drugiej strony wiedziałem, że nie będzie to takie proste, zwłaszcza że nazajutrz miał odwiedzić mnie Liam.

Homoskop [Larry Stylinson]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz