5

2.4K 249 146
                                    

Ilość słów: 1618

Kiedy wieczorem zamykano "Wodnika", znów byłem tak wykończony, że nie mogłem uwierzyć w to, co wcześniej powiedziała Rose - że wkrótce przyzwyczaimy się do tęmpa pracy. Na tarasie po zmroku okazało się wprawdzie przyjemniej - było znacznie chłodniej, a od jeziora wiała orzeźwiająca bryza - lecz ruch był jeszcze większy niż w południe. Kiedy zwalniał się jakiś stolik, trzeba było natychmiast go nakrywać, bo przed wejściem czekali w kolejce następni wygłodniali klienci. Gdy tylko siadali, natychmiast składali zamówienie, a niektórzy już po pięciu minutach dopytywali się ziecierpliwieni, kiedy wreszcie dostaną swoje jedzenie.

Dwoiłem się i troiłem i jedyne, na co niekiedy znajdowałem czas, to zerknięcie na zegarek, żeby sprawdzić, która godzina. W swej naiwności myślałem, że równo o dziesiątej skończy się moja bieganina, okazało się jednak, że ostatni goście wyszli o wpół do jedenastej, a potem jeszcze trzeba było posprzątać ze stołów.

Dopiero krótko przed jedenastą całym personelem zasiedliśmy w głównej sali do później kolacji. Harry, tak jak po południu, wyszedł zaraz po zamknięciu, ale tym razem towarzyszyła mu pani Magellan.

O ile przy lunchu niektórzy mieli jeszcze siłę na rozmowy i żarty, o tyle teraz przy stole panowało milczenie. Każdy myślał tylko o tym, żeby jak najszybciej zjeść i pójść spać.

Wcześniej jednak odbyło się liczenie napiwków i jego rezultat osłodził trochę moje zmęczenie.

Rano, kiedy pani Magellan wprowadzała początkujących pracowników w ich obowiązki, w tym mnie, opowiedziała również o panującym w "Wodniki" zwyczaju dzielenia napiwków. Były wrzucane do skarbonki, a na koniec dnia liczone i dzielone równo między wszystkich, również między muzyków.

Uznałem to za bardzo sprawiedliwe i tak jak pozostali kelnerzy, kiedy oddawałem przy barze pieniądze za rachunek, wrzucałem napiwek do szczeliny wielkiej skarbonki, stojącej obok kasy. W całej tej bieganinie zupełnie zapomniałem, że jakaś ich część należy się mi, i teraz bardzo się zdziwiłem, gdy po przeliczeniu okazało się, że dostanę trzydzieści siedem dolarów.

Podobnie jak ja, mile zaskoczone były Molly i Jasmin. Ich zmęczone twarze rozjaśniły radosne uśmiechy i nawet uwaga Rose, że w pozostałe dni tygodnia goście restauracji nie są zwykle tak szczodrzy, nie ostudziła ich entuzjazmu. Kiedy obliczałem, ile uda mi się zarobić w czasie wakacji, w ogóle nie brałem pod uwagę napiwków.

Wcale się więc nie zmartwiłem, gdy okazało się, że Rose miała rację. W niedziele rzeczywiście przypadło mi już tylko dwadzieścia jeden dolarów, a w poniedziałek, we wtorek i w środę po kilkanaście. Ale też i ruch był mniejszy, dzięki czemu nie czułem się tak zmęczony.

Kiedy w czwartek po południu ubierałem się w swoim pokoju w kąpielówki, jeszcze trochę bolały mnie nogi, ale w porównaniu z tym, co czułem pierwszego dnia, było to małe piwo. Rose w tym wypadku również miała rację - przyzwyczaiłem się do pracy w "Wodniku".

Rose w ogóle była świetną dziewczyną. Bardzo ją polubiłem i dobrze nam się ze sobą rozmawiało. Zresztą na kontakty z pozostałymi też nie mogłem narzekać; stanowiliśmy już zgraną paczkę i w ciągu niecałego tygodnia dowiedziałem się o każdym więcej, niż wiedziałem o większości swoich kolegów i koleżanek ze szkoły.

Nie dotyczyło to oczywiście Harrego, który dalej z nikim nie nawiązywał kontaktu i jedyne, co od niego słyszałem, to ciche "cześć", kiedy jako ostatni zjawiał się w pracy i jako pierwszy wychodził.

Nie dowiedziałem się również wiele o Katie, nawet tego, czy Criss jest w końcu jej chłopakiem, czy nie. Owszem, rozmawiali ze sobą, i to dość często, ale tak się zawsze składało, że kiedy ją o coś pytałem, zbywała to żartem albo zmieniała temat. Zaczynałem powoli dochodzić do wniosku, że albo nie lubi o sobie mówić, albo z jakiegoś powodu nie chce.

Homoskop [Larry Stylinson]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz