Chapter 10

231 16 0
                                    

Obudził mnie dźwięk dochodzący z pokoju mojego uroczego sąsiada,który chyba znowu dorwał się do wiertarki czy czegoś innego.Niechętnie wstałam z łóżka i sprawdziłam godzinę.Dzisiaj jest mój upragniony dzień.Cieszyłam się z tego powodu,bo przestanę być piątym kołem u wozu.Było mi też w sumie cholernie przykro,że będe musiała opuścić osoby,które naprawdę polubiłam:Georgię,Michael'a,Calum'a i Luke'a.

Umyłam zęby i ubrałam się.Wyszłam ze szpitala i moim celem było ignorowanie chłopaków,a w szczególności blondyna.Jeśli będe ich ignorować w tym ważnym dla mnie dniu to będzie mi łatwiej pożegnać.

Przechodząc przez plac założyłam kaptur swojej czarnej bluzy,bo może w taki sposób żaden z trójki moich przyjaciół mnie nie zauważy.Myliłam się,i kiedy Michael krzyknął moje imię przyspieszyłam kroku ignorując chłopaka.

* * * * * *

Na jednej z przerw siedziałam sama przy stoliku na stołówce.Nagle zobaczyłam jak koło mnie siada blondyn.

-Możesz mi powiedzieć dlaczego mnie ignorujesz?-spytał,patrzył na mnie,czułam jego wzrok na sobie.

-Zrobiłem coś wczoraj?Poprawię się,tylko powiedz o co chodzi-powiedział nachylając się lekko,a wtedy nieuniknione było spojrzenie w jego błękitne tęczówki,które teraz zmieniły barwę na szare.

-Nic nie rozumiesz-powiedziałam cicho myśląc,że nie usłyszy.

-To mi wyjaśnij

-To nie jest takie proste-powiedziałam wstając z miejsca,a wtedy rozbrzmiał dzwonek szkolny.

* * * * * *

Wychodząc z budynku szkolnego poczułam czyjąś ręke na ramieniu.Calum.

-Hej Taissa,Trevor organizuje dzisiaj imprezę,może wpadłabyś?Będzie Michael,Luke,ja...-wyliczał na palcach.

-Calum przepraszam,nie mogę-powiedziałam posyłając mu lekki uśmiech,a on westchnął.

Po 10 minutach znalazłam się w recepcji szpitala.Skoro miał to być mój ostatni dzień tutaj,to postanowiłam,że będe dzisiaj milsza,bardziej pomocna i tak dalej.

Zła wcielonego dzisiaj nie było co ułatwiło mi moje zamiary.Ruszyłam do pokoju do którego miałam wyraźny zakaz,jednakże jednym z moich hobby było łamanie zasad,a drugim wkurzanie ciotki.W pomieszczeniu znalazłam Georgię,która na mój widok szeroko się uśmiechnęła.Nie wiem dlaczego,ale poczułam się jakbym stała tutaj jako gówniarz,który przyszedł na wolontariat,a nie jako pacjent,którym byłam na codzień.

W pomieszczeniu było niewiele osób,no dobra było ich czworo.Pan Hopkins był zajęty rozmową z innym starcem,którego znam jako pan George spróbuj tylko zabrać moją tackę z jedzeniem a ci nogi z dupy powyrywam Fezilsky.Przysłuchiwałam się ich rozmowie przez jakiś czas,ale stwierdziłam,że rozmowa na temat jak uciążliwe są żylaki mnie jakoś specjalnie nie interesuje,więc podeszłam do dziewczynki,której nie ukrywajmy pobyt tutaj mnie lekko zdziwił i zaciekawił.

No bo jak 7-latka mogła zostać wpisana do karty z pacjentami szpitala psychiatrycznego?

Drobna blondynka siedziała przy pianinie i wciskała pojedynczo każdy klawisz instrumentu.Dziewczynka popatrzyła na mnie pytająco kiedy usiadłam obok niej.

-Jak masz na imię?-spytałam

-Jenny-odpowiedziała cicho po czym wróciła wzrokiem na klawisze.

-Umiesz grać?-zadałam jej kolejne pytanie na które przecząco pokiwała głową.

-Nauczyć cię?-na moje pytanie popatrzyła mi w oczy i się szeroko uśmiechnęła co odwzajemniłam.

Uczyłam Jenny grania krótkiej piosenki,którą kiedyś nauczył mnie mój dziadek.Po tym jak blondynka umiała już zagrać całą piosenkę perfekcyjnie w pokoju rozległ się dźwięk otwieranych drzwi.W progu stała ruda kobieta,która była może po pięćdziesiątce.Spojrzałam na zegar ścienny,którego godzina wskazywała na to,że jest czas obiadu.

I'm not psycho•LHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz